25....To polowa polowy setki ;) Wyjatkowy rozdzial. Dedykuje go Nice Zuzu :3
Niedawno natchnela mnie wena i bylam w stanie go napisac :)
Od czasu rozmowy z doktorem Fellowsem zmienilo sie wszystko. Caly moj swiat obrocil sie o sto osiemdziesiat stopni. Do tej pory mialam przed oczami jeden cel-utrzymac Victorie i Adama jak najdluzej przy zyciu. Teraz jednak ustapil on miejsca czemus zupelnie innemu. Peecie. Tamtego wieczoru, podczas ktorego odwiedzilam go w szpitalu i dowiedzialam sie wszystkiego, juz postanowilam. Bede z nim do ostatnich chwil jego zycia. Dlaczego? Po pierwsze, on zrobilby to samo dla mnie. Po drugie, kochalam go. Wiedzialam, ze gdybym stracila chocby sekunde czasu z nim, zalowalabym tego do konca mych dni, ktore i tak nie mialyby bez niego trwac zbyt dlugo. Poza Peeta nie mialam juz nic. Bez niego moje zycie nie mialo sensu. Staralam sie nie myslec o jego smierci, ale kiedy stawala mi przed oczami, wiedzialam, co po jej nastapieniu zrobie. Ostatnim razem powstrzymal mnie. I nie bede ukrywac,jestem mu za to wdzieczna. Dal mi wiele dni szczescia, ktore moglyby trwac wiecznie, gdyby nie to wszystko, co nas spotkalo. Mowiac szczerze, czesto zastanawialam sie, jak przebiegaloby moje zycie, gdybym nie trafila wtedy na arene. Nie widzialam innej mozliwosci niz zgloszenie sie za Prim. Do czego by jednak doszlo, gdybym byla starsza o dwa, trzy lata i nie mialabym prawa zglosic sie za nia? Pewnie Peeta by jej pomogl, jednak czy bylby w stanie oddac za nia zycie? Raczej nie. Znal ja bowiem tylko z widzenia. Co dzialoby sie pozniej? Czy moglabym go pokochac, gdyby zadal mojej siostrze smiertelny cios? A nawet jesli by tego nie zrobil, czy wybaczylabym mu sam fakt, iz wrocil z areny zywy, a moja siostra-w trumnie?
Oczywiscie istnialo jeszcze wiele scenariuszy tego, co mogloby sie zdarzyc. Co by sie stalo, gdyby ktos zglosil sie na miejsce Peety w Igrzyskach? Ktos zupelnie mi obcy, nieznany, ktorego moglabym pokonac bez problemu? Nie musialabym wtedy wyciagac trujacych jagod. Moze i jakis dystrykt widzialby slad buntu w obsypaniu kwiatami Rue po jej smierci, jednak z pewnoscia nie wystarczyloby to do rozpetania rewolucji. Bylabym wiec wzglednie bezpieczna. Przerazona, zniszczona pobytem na arenie, ale moze udaloby mi sie pozbierac. Nie mialabym na karku Snowa. Zylabym w Dwunastce z siostra, mama i przyjacielem. Nagle poczulam, jak cos nieprzyjemnego zaczelo wywiercac mi dziure w brzuchu. Czy gdybym nie czula przymusu bycia z Peeta, narzuconego mi przez Kapitol, w ogole bym sie nim zainteresowala? A moze zwiazalabym swoje zycie z Gale'm? I czy bylabym z nim szczesliwa? Mimo iz Igrzyska zabraly mi wszystko, daly tez cos w zamian. Nauczyly mnie doceniac proste rzeczy. Nigdy nie zdawalam sobie sprawy z tego, jak bardzo potrzebuje mamy, do czasu, gdy ja stracilam. Nie bylam w stanie w pelni uswiadomic sobie, jak wiele dla mnie znaczyl Gale dopoki, dopoty sie ode mnie nie oddalil.
Wstalam powoli z podlogi w lazience. Moje oblicze mignelo mi w jednym z luster. Oczy lekko napuchly. Skora, zwykle oliwkowa, stala sie blada. Z tego powodu moje wlosy zdawaly sie byc jeszcze ciemniejsze, a usta bardziej czerwone. Mimowolnie sie usmiechnelam, bo szybko skojarzylam to z jedna z bajek, ktora dawniej opowiadala mi mama setki lat temu, gdy mialam pelna, szczesliwa rodzine. Chcialabym miec corke o skorze bialej jak snieg. Usta mialaby czerwone jak krew i wlosy czarne jak heban*.
Otarlam lzy i zamknelam za soba drzwi. Po korytarzu przechadzalo sie kilkoro ludzi w podeszlym wieku. Wszyscy w tej czesci szpitala mieli jakies schorzenia umyslowe(oprocz mnie i lekarzy). Minelam pania, ktora niespokojnie poruszala sie na swoim wozku. Mezczyzne, lustrujacego caly korytarz nieprzytomnym wzrokiem.
Otworzylam drzwi i znalazlam sie w sali, w ktorej przebywal Peeta. Akurat przebywal tu ponownie doktor Fellows i spisywal wszystkie mozliwe informacje o stanie zdrowia swojego pacjenta. Zmusilam sie na szeroki, sztuczny usmiech i podeszlam blizej.
-Wszystko w porzadku? Kiedy opuscimy szpital?-zapytalam nienaturalnie radosnym glosem. Marna ze mnie aktorka, ale to musialo wystarczyc.
-Juz wkrotce. Moze za tydzien lub dwa-odrzekl rownie wesolo Fellows. Kiedy jednak kierowal sie w strone wyjscia i spojrzal mi prosto w oczy tak,zeby Peeta nie widzial tego wzroku, jego usmiech zrobil sie smutny. Wiedzialam, o czym myslal. Za tydzien moj ukochany bedzie martwy. Jesli nie wczesniej. Kiedy doktor przechodzil obok mnie, na mniej niz sekunde w przelocie musnal palce jednej z moich dloni i scisnal je lekko, pokrzepiajaco. Ten gest bardzo mnie zdziwil i dopiero trzask drzwi, ktory po chwili nastapil, byl w stanie przebudzic mnie z letargu. Do tej pory na mysl o tym czlowieku przychodzily mi do glowy najgorsze mozliwe skojarzenia i slowa. Wydawal sie byc bezduszna, okrutna osoba. A teraz? Nie wiedzialam, co mam o nim myslec. Ten uscisk, krotki i szybki, zdawal sie przekazywac wiele emocji. Jak gdyby Fellows chcial mnie pocieszyc.
Moje rozmyslania przerwal Peeta. Drgnelam, gdy odezwal sie, naruszajac prawie idealna cisze.
-Moze obejrzymy Victorie i Adama na arenie?-zapytal niepewnie. Nie dziwilam sie. Ostatnim razem, gdy nasza rozmowa zeszla na temat igrzysk, skonczylo sie to ogromna klotnia. Kroczylismy po bardzo grzaskim gruncie. Cos jednak mnie zdziwilo...
-Nie mowilam ci, jak oni maja na imie-stwierdzilam. On jakby sie speszyl. Od razu sie czegos domyslilam. Musial ogladac Vickie i Adama w telewizji.
-...-tak, dokladnie. Cisza z jego strony. Westchnelam teatralnie i usiadlam na skraju lozka. Peeta wyciagnal zza poduszki pilota, ktory sluzyl mu do regulacji nachylenia lozka, wzywania lekarza i pielegniarek(w razie sytuacji kryzysowych), a takze, jak mialam sie za chwile dowiedziec, do wlaczania telewizora. Urzadzenie wydalo cichy, trudny do zidenfyfikowania czy nazwania odglos. Ekran zajasnial. Biel zmienila sie w roznordodne kolory, ktore utworzyly razem obraz studia Kapitolu. Caesar i jakis nieznany mi czlowiek o rozowych wlosach, blekitnej jak niebo skorze oraz mocno fioletowych wargach, a takze rekinim usmiechu. Flickerman odezwal sie pierwszy:
-Wracamy na arene po krotkiej przerwie. Zostalo juz tylko osmioro trybutow. Emocje siegaja zenitu. Spojrzmy co slychac u naszych zawodnikow.
Jego twarz rozmazala sie, zmienila w brazowo-zielono-szare plamy, ktore pozniej nabraly ostrosci i ukazaly piekny, gorski krajobraz. Po usypiskach skalnych powoli schodzila drobna, placzliwa trybutka. Nie robila nic ciekawego, wiec pokazano kogos innego. Nieco grozniejsza dziewczyne, ktora opiekowala sie Enobaria. Polowala na...niedzwiedzia. Poswiecono jej cale pol godziny. Pozniej zas pokazano Victorie i Adama. Szybkim krokiem wedrowali miedzy drzewami. Dziewczyna nie miala juz zadnych wiekszych ran, poza wiekszymi i mniejszymi strupami oraz bliznami.
Wszystko byloby w porzadku, gdyby nie jadowicie zielone chmury wysoko nad nimi.
*Cytat z jednej z wersji Sniezki. Nie pamietam jakiej, ale zapadl mi gleboko w pamiec.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Pierwsza!
OdpowiedzUsuńI: AAAAAAAAAAAAAAAAA, dedyk dla mnie! Dziękuję, tak bardzo, bardzo. Rozdział smutny, bo Peeta (DLACZEGO CI O TYM PISAŁAM NA FB?!) myśli, że wszystko jest z nim ok. Ale musi być! Peeta musi żyć, noomć :c No i rozdział jak zwykle świetny ;)
Weny życzę i pozdrawiam ciepło!
xoxo
Rozdział boski . Trochę smutny jak dla mnie , bo jak pomyślę o jego śmierci ( o zgrozo !) to mam od razu mokre policzki . On musi żyć ! Rozumiesz ?! Musii ! Życzę weny . Czekam na next . Napisz szybko.
OdpowiedzUsuńBosko jak zwykle<3
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny, dobrze oddałaś emocje Katniss. Ale miało być przecież więcej areny, obiecałaś! A tu tylko kilka zdań na końcu, do tego tak nagle nikt już prawie nie żyje...To nie jest hejt czy coś, ale szczerze mówiąc myślałam, że bardziej skupisz się na arenie niż już od dobrych kilku rozdziałów prawie tylko Petniss.
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz. Nie mogę się doczekać obrotu spraw, gdy minie te kilka dni. Myślę, że wynajdą coś na niszczenie organizmu Peety. Może będą podawać mu jad os i dzięki niemu da się funkcjonować? Zobaczymy. A tymczasem życzę weny i pozdrawiam! ;) Zapraszam także do siebie http://losypoigrzyskach.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZnowu?! W takim momencie!
OdpowiedzUsuńA Peeta ma żyć, bo jak nie to.. PIF PAF!
ZROZUMIANO?
Rozdział boski c;
Pozdrowionka ^^
Kochaaam! <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńPeetuś nie umieraj! Zrób to dla mnie kochany! ;'(
Życzę ci cholernie dużo weny! <3 <3 <3
Jak zawsze boski choć smutny. Nie możesz uśmiercić Petty! Nie możesz!!!! Nie przeżyje. ON musi żyć!! Musi!!!! Rozumiesz!?!?! Nie zabijaj go !!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział. Mam nadzieje, że pojawi się szybko. DUŻO WENY RZYCZĘ!!!!
Cudowne! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń~ Pomyluna Everdeen
Fajne. Ale Peeta musi przeżyć. MUSI XD Ale myślę, że raczej przeżyje po twój blog kieruje się "Peetniss" w końcu stąd ta nazwa XD ALE I TAK MUSI PRZEZYC XDD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Peetowa bardzo z zrytym mózgiem XD
Jak Peeta umrze to osobiście cię znajdę i udusze :D
OdpowiedzUsuń