Oto nowy rozdział! Specjalnie na Walentynki!( średnio lubię to święto, bo zawsze nie mam go z kim obchodzić ._. Koleżanka ignoruje moj telefony, chłopaka nie mam, a więc pewnie obejrzę komedię romantyczną z mamą, chociaż ja wolałabym film, w którym wszyscy giną śmiercią męczeńską)
Dedykuję go...Isabelle Lavigne :)
Effie wprost nie posiadała sie z radości, ale coś w jej wyrazie twarzy wyraźnie mi podpowiadało,że o wszystkim wiedziała. To by wyjaśniało, dlaczego wzięła tak aktywny udział w organizacji tej ,,zwyczajnej randki", czemu znalazła dla mnie tak fantastczną kreację w projektach Cinny i umalowała mnie niemalaże jak na galę rozdania zagranicznych nagród.
Ostatecznie na datę wybrano dwunastego października, na miejsce zaś-Dystrykt Dwunasty. Ceremonia miała się odbyć na podwórku Peety, które było nieco większe od mojego, a jej początek zaplanowano na godzinę jedenastą. Następnie zaplanowano wesele(również w ogrodzie), którego koniec nie został określony.
Po przepisaniu tych informacji do kilkuset zaproszeń potrafiłabym ten tekst wyrecytowć nawet w środku nocy i na wyrywki... Co ciekawe-zaproszono dość wąskie grono osób, a wykonałam swoje zadanie kilka razy więcej, bo Effie uparła się, że trzeba wyrobić mój charakter pisma. Jakby to koślawe litery były moim największym problemem.
Suknia miała zostać dostarczona dzień przed ślubem. Jednak na buty nie kazano mi zbyt długo czekać. Na oko piętnastocentymetrowe obcasy stały się moim nowym narzędziem tortur, bowiem Effie uparła się, żebym codziennie ćwiczyła chodzenie w nich. Po kilkunastu dniach udało mi się przejść dwa metry bez potknięcia, w postawie wyprostowanej, dość rytmicznie i z dużą, jak na mnie, ilością gracji, co zostało nagrodzone gromkimi brawami. Dalej jednak podchodziłam do tego dość sceptycznie.
-Effie, po co te cyrki? Nie mogę ubrać butów na płaskim obcasie?-wystękałam, próbując usiąść na murku obok chodnika w ogródku mojego domu. Do czasu wesela musiałam mieszkać sama, bo to u mnie miała zostać ukryta sukienka, buty i inne ozdoby tak, aby Peeta nie wiedział jak będę wyglądać przed ślubem. Dane nam było spędzać tylko godzinę dziennie, którą Effie i tak łaskawie wyszukała w napiętym grafiku.
-Oh,Katniss, Katniss, Katniss-zawołała i ostentancyjnie złapała się za głowę.-Ile masz wzrostu? Metr sześćdziesiąt? Metr sześćdziesiąt pięć?-Skinęłam głową.-Potrzebujesz obcasów, bo przy Peecie będziesz wyglądała na zbyt niską...a to ma być przecież najpiękniejszy dzień Twojego życia i wszystko, powtarzam, wszystko musi być idealne! Także zdjęcia-mrugnęła do mnie, po czym uklękła, by pomóc zdjąć mi obcasy. Sama sobie z tym nie radziłam.
Było jednak kilka aspektów, nad którymi to ja miałam pełną władzę. Należały do nich listy gości, dekoracje i menu. Resztę spraw beztrosko postanowiłam zostawić Effie, która bardzo się z tego powodu cieszyła.
Oczywiście, pojawiały się między nami rozbieżności. Ceremonia w moich oczach wyglądała na dość skromne przyjęcie w niewielkim gronie najbliższych mi osób. Biorąc pod uwagę realnia, w których mnie wychowano, i tak byłyby to dla mnie duże ustępstwa.
Effie natomiast zastanawiała się nad ogromną uroczystością obejmującą zasięgiem cały Dystrykt z gośćmi z Trzynastki i Kapitolu. Nie mogłam się jej dziwić. Tak z kolei ona została wychowana.
Dałam jednak Effie delikatnie, aczkolwiek jasno do zrozumienia, że to MOJE wesele. Podziałało.
Zaproszenia zdecydowałam się wysłać Annie i jej synkowi-którzy ostatecznie nie zjawili się-mamie, Haymitchowi, Johannie, Beetee'emu, Plutarchowi i paru starym znajomym z Dwunastki. Długo wahałam się nad zaproszeniem Gale'a. Chciałam, żeby był przy mnie tego dnia. Jednak zdałam sobie sprawę, że to nie byłoby dla niego miłe-patrzeć jak staję się żoną innego mężczyzny. Jego zaproszenie symboliczne pochowałam w płomieniach kominka.
Dekoracje wymagały ode mnie wielkiego wysiłku, bowiem nie należę do osób naturalnie obdarzonych kreatywnością. W końcu jednak zdecydowałam się na białe i czerwone róże oraz delikatne odcienie bieli oraz kremu. Wyglądało to naprawdę efektywnie.
Stoły miały uginać się pod ciężarem różnych dań. Wybrałam najbardziej przeze mnie lubiane potrawy Kapitolu-jagnięcina w potrawce na dzikim ryżu, kurczak z pomarańczami, kremowa zupa z dyni, pachnący wiosną rosół, aksamitny pudding o smaku wanilii. Nie mogło również zabraknąć tradycyjnych dań Dystryktu Dwunastego-kawałków indyka w cieście naleśnikowym z sosem śmietanowo-warzywnym, gęstej, ostro przyprawionej zupy pomidorowej i sałatki ziemniaczanej z pomidorami i kozim serkiem. Jeśli miało to być zbyt mało, kucharze-Śliska Sae i jakiś znany mistrz kuchni ze stolicy-mieli sami wymyślić resztę.
-Nie mogę się doczekać, kiedy będzie już po wszystkim-wymamrotałam, opierając głowę o ramię Peety. Wpatrywaliśmy się w gasnące Słońce.
-Ja też. Jeśli myślisz, że Effie mnie oszczędza, to jesteś w dużym błędzie-skrzywił się, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Uważasz,że to tobie dzieje się największa krzywda? A widziałeś kiedyś moje obcasy?-powiedziałam z udawanym oburzeniem. Obdarzył mnie uśmiechem.
-Nie widziałem, bo Effie tak nas od siebie izoluje. Nie wiem, czy chodzi tu o jakieś kapitolińskie przesądy, czy co, ale tęsknię za tobą-szepnął czule i pocałował mnie w skroń. Westchnęłam.
-Nie martw się. Pamiętaj,że po jutrzejszym dniu będziemy w końcu sami...
-Myślisz, że znosiłbym rozłąkę z tobą bez świadomości tego faktu?-zapytał, po czym musnął ustami moje czoło, a potem i nos. Przymknęłam powieki.
Starałam się myśleć tylko o tym w dzień przed ślubem, a także wtedy, gdy Effie zaplatała mi włosy w warkocz dobierany i pomagała ubrać się w sukienkę, która idealnie przylegała do mojego ciała i odsłaniała całe plecy. Kiedy założyłam również i szpilki, prezentowałam się niezwykle dostojnie i pięknie. Fryzura idealnie pasowała do długich rzęs, wyrazistych brwi, podkreślonych chłodną czerwienią kości policzkowych i naturalnie wyglądających ust.
Ze wszystkich sił starałam się nie myśleć, kto czeka na mnie na dole, ani co będzie mieć za chwilę miejsce. Tylko dzięki temu mogłam powstrzymać szaleńczą pracę serca i zmusić się, pomimo nerwów, do zejścia na dół. Wzięłam głęboki oddech. Z jednej strony to właśnie tego chciałam-być u boku Peety już do końca naszego życia. Z drugiej zaś ze strachu pragnęłam po prostu uciec do lasu.
W tle rozbrzmiewały pierwsze tony marszu weselnego. Melodia natychmiast rozbudziła mnie i zmusiła do maksymalnego skupienia, gdy przekraczałam próg domu Peety. Miałam teraz przejść do oszklonych drzwi, gdzie czekał Haymitch.
Strach ustąpił na chwilę pozytywnemu zaskoczeniu, bo zobaczyłam go...odmienionego. Zwykle długie i tłuste włosy zostały skrócone mniej więcej za ucho, umyte i uczesane. Ubrał czarny garnitur, który świetnie pasował do jego oliwkowej karnacji-charakterystycznej dla ludzi ze Złożyska. Zauważyłam również,że się ogolił.
Podał mi rękę,a ja ją ujęłam. Cieszyłam się, że zgodził się zastąpić mi ojca w drodze do ołtarza.
Kiedy szliśmy w stronę oszklonych drzwi, dostrzegłam, że Słońce idealnie oświetlało ozdobiony czerwonymi różami biały łuk i dekoracje z materiału i kwiatów wiszące na ogrodzeniu, drzewach, krzewach i krzesłach, które zajęli goście. Wyłowiłam wzrokiem Johannę ubraną w krwistoczerwoną sukienkę do kolan. Posyłała mi szczery, nieco kpiarski uśmiech spod opadających na jej twarz kosmyków krótko ściętych włosów. Odwzajemniłam ten gest.
Kiedy spojrzałam na Peetę,moje serce na chwilę stanęło, po czym zabiło ze zdwojoną mocą, jakby wyrywając się do niego. Ciężko było zachować mi resztki spokoju, mimowolnie westchnęłam, poczułam drobne kropelki potu na karku.
Mój narzeczony prezentował się niesamowicie w idealnie skrojonym, ciemnoszarym garniturze. Blond włosy zaczesał do tyłu. Uśmiechał się do mnie promiennie. Jego radość wręcz porażała.
Haymitch podał mu moją dłoń w symbolicznym geście. Nie mogłam oderwać wzroku od twarzy mojego ukochanego i tylko jedną setną uwagi poświęcałam na to, co działo się dookoła. Wzruszenie i radość odbierały mi mowę, ale mimo to udało mi się szepnąć ,,Tak", gdy nadeszła moja kolej.
-Niniejszym ogłaszam was mężem i żoną-usłyszałam, a wtedy Peeta nachylił się w moją stronę. Nim mnie pocałował, świat zmienił się dla mnie w kremowo-białą plamę pachnącą różami, a mój mąż stał się jedynym pewny punktem zaczepienia. Oparłam dłonie o jego pierś i uniosłam głowę by wyjść na spotkanie jego wargom.
Gdzieś z prawej strony usłyszałam oklaski, które nie umikły nawet, gdy się nie od siebie odsunęliśmy. Kiedy wspólnie szliśmy pokroić trójwarstwowy tort, obrzucono nas śnieżnobiałym ryżem.
W końcu nadszedł ten moment, w którym mieliśmy wspólnie z Peetą odbierać gratulacje i prezenty. Najbardziej zaskoczyła nas Effie, która podarowała nam podróż poślubną do Drugiego Dystryktu zaplanowaną na...grudzień.
-Wtedy Dwójka zamienia się w górzysty, zimowy raj-zawołała Effi, gdy podeszła do nas z Haymitchem. Trzymali się za ręce, co nie uszło mojej uwadze.
Najbardziej wzruszające okazało się spotkanie z mamą. Uściskała mnie tak mocno, jak gdyby nigdy nie zamierzała mnie puścić. Nie odezwałyśmy się do siebie ani słowem, bo nie było to konieczne. Podarowała mi oprawione zdjęcie, na którym tata, mama, malutka Prim i ja stoimy przed naszym starym domem.
Na samym końcu podeszła do mnie Johanna. Spojrzała na mnie krytycznie.
-Płaczesz na weselu, ciemna maso? Za dużo kremu w torcie czy co?-uściskała mnie, a ja uśmiechnęłam się.
-Cieszę się,że przyszłaś. Co u ciebie słychać?
-U mnie? Stare dzieje. Niestety, ja nie miałam tyle szczęścia co ty-mrugnęła do Peety, na co on odpowiedział jej uśmiechem.-A propos...zaprosiłaś może twojego boskiego przyjaciela?
Na chwilę zesztywniałam, ale w końcu zdobyłam się na lekki uśmiech.
-Niestety nie.
Westchnęła ciężko.
-Nie mam dzisiaj szczęścia,
Jeszcze raz mnie uściskała, po czym poszła porozmawiać z Effie.
Zdałam sobie sprawę z tego, że Johanna była jedną z najbardziej samotnych osób, jakie znałam. Nie miała nikogo bliskiego i z dala od wszystkich mieszkała w Siódemce. Samotnie walczyła ze smutkiem i skutkami tortur w Kapitolu. Myślałam o tym, kiedy razem z Peetą pieczętowaliśmy nasze małżeństwo wspólnie jedząc tosty w jego kuchni, gdy goście udali się w podróż do domu.
Kończyłam zmywać z twarzy makijaż, kiedy przez otwarte przeze mnie drzwi łazienki wszedł Peeta. Miał na sobie czarne spodnie od garnituru i białą koszulę, pod którą dostrzegłam zarys silnych mięśni. Położył obie dłonie na mojej talii, musnął kciukiem chłodną, białą satynę i przyciągnął mnie do siebie. Wpatrywałam się w nasze oblicze, gdy pochylił się by pocałować mnie rozgrzanymi ustami w szyję. Westchnęłam.
-Poczekaj jeszcze chwilkę, zaraz przyjdę-szepnęłam, chociaż zabrakło mi silnej woli w głosie.
-Znudziło mi się czekanie-wymruczał, przesuwając wargi na mój policzek.
Nie miałam już siły dłużej się opierać. Obróciłam się, czując wzbierającą się we mnie falę pożądania i ekscytacji. Wyciągnęłam szyję i dosięgłam jego ust. Oparłam się plecami o drzwi, kiedy Peeta ujął moją twarz w swoje ciepłe dłonie. Poza ubraniami nie było nic, co by mogło nas dzielić. Moje palce zaczęły rozpinać guziki od jego koszuli.
Poczułam, że ląduję na poduszkach mniej więcej wtedy, gdy mój umysł zarejestrował, że, nie przerywając pocałunku, przenieśliśmy się do sypialni. Nad sobą miała Peetę, czułam jego rozgrznae usta, ciepło jego oddechu. Był wszystkim, czego dotykałam i czego pragnęłam dotykać. Jego obecność nie pozwalała mi się na niczym skupić, myślałam tylko o tym, jak bardzo go pragnę.
Moje palce śledziły mięśnie na jego piersi, usta odpowiadały na gorący pocałunek. Rozchyliłam na chwilę powieki, gdy Peeta przesunął wargi na szyję i skubnął zębami płatek mojego ucha.
Zdałam sobie sprawę, że od teraz wszystko mogło być już tylko dobrze. Odnalazłam szczęście, którego nikt i nic nie mogło mi zabrać. Ta świadomość napełniła mnie nowym rodzajem radości i poczucia spełnienia.
Zamknęłam oczy i pozwoliłam się podnieść.
Boże, Boże, Boże... Umieram, zupełnie! *O*
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, a ja po prostu nie mogę, no! >_< W sumie... Troszku głupio, że nie zaprosiła Gale'a, ale co tam XD Nigdy nie shippowałam Gatniss, czy jak to tam XD Peetniss foreva! <3
Wesele opisane krótko, tak samo jak cała ceremonia, ale wciągało jak nigdy! Genialnie! <3
Pozdrawiam i więcej takich rozdziałów :*
Jejku bardzo Ci dziękuję za dedykację *O* Notka boska! ;) Już nie mogę doczekać się podróży poślubnej :D W sumie szkoda, że nie zaprosiła Gale'a. Mam nadzieję, że jeśli się kiedyś pojawi to nie zrobisz z niego potwora, jak większość XD
OdpowiedzUsuńJakie cudne! <3
OdpowiedzUsuńTak mnie to wciągnęło że hej xD.
Końcówka najlepsza , mam nadzieje,że napiszesz jakiś rozdział,który jest taki jak końcówka <3.
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i na ich podróż poślubną.
Pozdrawiam ;3 ;3
Skala wspaniałych rozdziałów wysiada! Przekraczasz próg wspaniałości absolutnej! Naprawdę świetna notka, wszystko tak spójnie napisane. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :))
OdpowiedzUsuńPiszesz za dobrze ;))
Pozdrawiam gorąco
LadyinBlack