czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 17 Arena

Wchodzę. Dziesięć tysięcy wejść. Aha, spoko. Prawie mdleję, ale OK. :-) KOCHANI, DZIĘKUJĘ <3 Jesteście wspaniali, nie zrobiłabym tego, gdyby nie wy. Mój blog istnieje około trzech tygodni. To oznacza, że miałam co tydzień ponad 3000 wejść. Nigdy nie wyobrażałam sobie takiego sukcesu. Na innym blogu, który prowadzę od siedmiu miesięcy (!), liczba wyświetleń jest cztery razy niższa. To powód do domu.
Zachęcam was do zaglądania do menu stronki. Całkowicie zmieniłam dział o Autorce i o Blogu, więc jakby się ktoś interesował, to może zajrzeć :-) Ciekawe informacje o mnie i o blogu, zapraszam.
Dedykuję ten rozdział Julce ;)

Od samego rana siedziałam w Ośrodku Szkoleniowym pod czujnym okiem mojej ekipy przygotowawczej. Dzisiaj trybuci trafiali na arenę, a to oznaczało, że zacznie się dla mnie prawdziwa robota. Będę musiała prezentować się nienagannie, wiedzieć, gdzie chodzić, aby znaleźć sponsorów, umieć zareklamować moich zawodników i dobijać ostatecznych interesów, a także wyczuwać najpilniejsze potrzeby moich podopiecznych, aby w każdej chwili móc zareagować. Na samą myśl dostawałam ciarek. Jeden jedyny błąd, małe niedopatrzenie może sprawić, że moi trybuci będą konać w męczarniach, a ich ostatnimi myślami będzie to, że ich zawiodłam, że to moja wina...
Przyglądam się samej sobie w lustrze. Ostatnio, z powodu Igrzysk i publicznych wystąpień, tyle czasu spędzam przed szklaną taflą, że mogłabym wyrecytować cechy swojej twarzy z pamięci. Owalna twarz, prosty nos, duże, szare oczy w kształcie migdałów. Na policzki opadały mi czarne kosmyki. Venia właśnie wyplatała mu warkocz dookoła głowy. Tym razem jednak zrezygnowała z doczepianych, szkarłatnych pasemek. Zamiast nich delikatnie musnęła końce moich włosów czerwoną farbą do wysokości około dwóch centymetrów. Po Igrzyskach planowałam je podciąć, więc było mi teraz wszystko jedno, co z nimi zrobi. Pasma sięgały mi bowiem prawie do połowy pleców. Spokojnie przyglądałam się zabiegom. Octavia podcinała mi paznokcie i opiłowywała je do kształtu migdała. Flavius malował na moich dłoniach wzory czarną henną. Kiedy skończył kontury, dodał do miseczki nieco barwników i wymieszał. Po chwili od nadgarstków do paznokci miałam narysowane płomienie. Wyglądały cudownie. Po kilkunastu minutach wszystkie zabiegi dobiegły końca. Ponownie spojrzałam w lustro. Na powiekach miałam skromne, czarne kreski, które pod wpływem światła ujawniały dyskretne, czerwone błyski. Moje rzęsy zostały w jakiś cudowny sposób pogrubione, zagęszczone i wydłużone o centymetr. Cała szyja została pokryta lekkim brokatem, który optycznie ją wysmuklał. Paznokcie pokryte zostały bezbarwnym lakierem, a dłonie ozdobiono misternym, ognistym wzorem. Podziękowałam całej mojej ekipie. Potem weszła Evelynn i pomogła mi włożyć prostą, czarną sukienkę do kolan. Była na ramiączkach, odcinana nieco pod biustem. Do tego sandałki i gotowe. Okręciłam się w miejscu. Wyglądałam pięknie, ale wiedziałam, że kogoś brakuje u mojego boku...
                                                                         *   *   *
Zajęłam miejsce na trybunie niemal kilka sekund przed oficjalnym rozpoczęciem. Dwadzieścia cztery wielkie ekrany na raz rozbłysły białym światłem, które szybko ustąpiło trybutom. Prawie wszyscy byli przerażeni. Nagle coś ścisnęło moje serce. Nie ważne co zrobią. I tak dwadzieścioro troje zginie. To wszystko to moja wina. Przełknęłam ciężko ślinę i przygryzłam dolną wargę. Bez trudu odnalazłam wzrokiem moją dwójkę. Stali prost i dumnie, ich twarze nie miały żadnego wyrazu. Swoim opanowaniem wyróżniali się. Victoria miała włosy spięte w dwie kitki opadające na biust. Jej usta zaciśnięty były w wąską kreskę. Stała prosto, uniosła powoli twarz do góry, podłużna twarz prezentowała się dumnie, niemal arystokratycznie. Adam również nie wyglądał na wystraszonego. Czarne włosy opadały mu na oczy, więc wstrząsnął lekko głową, aby ułożyć niesforne kosmyki. Fiołkowe oczy chciwie zerkały do góry, starając dostrzec coś już teraz, by jak najlepiej wykorzystać niewielką ilość czasu przez rzezią. Obydwoje byli ubrani w lekko dopasowane spodnie, grube kurtki z kapturem obszytym futerkiem i mocne buty za kostkę. Przekrzywiłam lekko głowę, kilka kosmyków wydostało się z warkocza. Na podstawie ubrań można doskonale odgadnąć teren, do którego są przeznaczone. Kurtki wskazują na możliwe wahania pogody i opady atmosferyczne. Nie można wykluczyć terenów pokrytych grubą warstwą śniegu. Jednak wtedy spodnie byłyby narciarskie, a te wyglądają na klasyczne jeansy. Buty za kostkę specjalnie mają ją chronić, masywny krój objawia możliwość upadku na ruchomym gruncie. Trybuci byli coraz wyżej i wyżej. Ich twarze oświetlało delikatne, złociste światło. Zanim wynurzyli się, przez moją głowę przeszła jedna myśl. Góry...
Dokładnie w tym samym momencie dzieci pojawiły się na nowym terenie. Przyjrzałam się uważniej monitorom, chciwie chłonąc każdy szczegół. Trybuci znajdowali się na leśnej polanie, pozbawionej drzew, ale otoczonej nimi z każdej strony, wśród których przeważały iglaste. Róg stał majestatycznie około czterdziestu metrów dalej, kusząc wspaniałym wyborem broni, plecaków, namiotów i innych przydatnych przedmiotów. Promienie słońce oświetlały go, sprawiając, że mienił się i błyszczał. Inni mogli widzieć tutaj estetyczny aspekt areny, ale wiedziałam swoje. Chodziło o to, aby oślepić te dzieciaki, aby biegnąc, potykały się, nie widząc nic innego poza mocnym, białym światłem. Czy aż tak bardzo Organizatorzy nienawidzili Kapitolińczyków? Do tego stopnia, aby rzucać kłody pod nogi w pierwszej minucie po rozpoczęciu?
Trybuci odczekali obowiązkowe sześćdziesiąt sekund po czym każdy zeskoczył z podestu. Kilkoro od rzuciło się między drzewa, łapiąc jakąś pustą butelkę, folię czy chleb. Jednak większość miało przed oczami jedynie Róg Obfitości. Mądra i głupia decyzja jednocześnie. Dobrze, nie poradzą sobie bez cennych przedmiotów, ale czy oni nie dostrzegają choćby cienia oczywistego niebezpieczeństwa?
Victoria dotarła do konstrukcji kiedy większość osób była zaledwie w połowie drogi. Zaraz po niej przybiegł Adam. Dziewczyna rzuciła mu parę noży, które on złapał bez cienia wysiłku.
-Poszukam łuku, a ty osłaniaj mnie!-zawołała i zniknęła we wnętrzu. Adam przez chwilę zastygł w bezruchu, a potem zamachnął się, wykonał półobrót w powietrzu i rzucił dwoma nożami naraz, które wbiły się piersi dwojga trybutów, będących już blisko Rogu. Inni natychmiast się przerazili, ale wiedzieli, że jest za późno, aby się wycofać. Nawet gdyby zawrócili to i tak nic by nie dało. Przecież dalej są w zasięgu rzutu. Nagle zasmuciłam się. Wyobraziłam sobie, że jestem na ich miejscu. Biegłabym przed siebie, ale zdawała sobie sprawę, że na pewno umrę. Prędzej czy później zostanę trafiona i rozlegnie się wystrzał. Jednak już wcześniej byłabym martwa. Przecież to nie ból i rana zabija człowieka, ale brak nadziei. To ona umiera ostatnia. Jeśli jej już nie ma, człowiek nie posiada już nic. Adam rzucił jeszcze cztery razy. Rubinowa krew trybuta, którego trafił, gdy ten był blisko niego, trysnęła mu na twarz, ale on się tym nie przejął. Był gotowy bronić sojuszniczki. Z gracją i siłą wykonał kolejny zamach. Kiedy posoka trybutki z ósemki zbrukała zieloną trawę, zamarł. Z Rogu dobiegł go wrzask. Kobiecy krzyk. Dostrzegłam u niego zmianę nastroju tak nagłą i gwałtowną, że aż się przeraziłam. Krew odpłynęła mu z twarzy, mięśnie stężały. Oczy rozwarły się szeroko. Pędem pobiegł do środka Rogu. Zatrzymał się, gdy zobaczył mrożącą krew w żyłach scenę. Victoria...

I teraz mnie zabijcie ;-; Czekam na wasze zbulwersowane komy. Jeśli są błędy, wybaczcie. Ostatnio nie mam czasu na jakąś korektę, ciągle coś na głowie ;-;

11 komentarzy:

  1. Taka wredota, no ;_; Świetnie, jak zawsze. A błędów nie widać jak się czyta pierwszy raz, więc nie przejmuj się :D Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  2. :o muszę NATYCHMIAST wiedzieć co się stało! Więc NATYCHMIAST proszę kolejny rozdział! :* świetny opis ubrań ;) i areny ;) i wszystkiego! ;) genialnie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Osz, ty..... DLACZEGO NO ?! Rozdział fantastyczny, tylko więcej Peety proszę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Osz ty no! :D Nigdy więcej! ;( Victoria! Polubiłam ją... :( Boski rozdział. Czy dobrze myślę? Peetuś będzie jednym ze sponsorów? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. PISZ KOLEJNY ROZDZIAŁ JUŻ TERAZ W TYM MOMENCIE! I WSTAWIAJ JAK NAJSZYBCIEJ!! i niekoniecznie zabijaj Victorii; jest bardzo interesującą osoba :) wiec pozdrawiam i czekam na nn ♥ *zbulwersowana ja*

    OdpowiedzUsuń
  6. Masz rację, że Cię zabijemy ;__; Jak mogłaś?! No jak?! JA CHCĘ WIĘCEJ TU I TERAZ. BULWERS LVL. MAX .
    Bez pozdrowień!!! Nie no, dobra. Pozdrawiam ♥ I weny życzę :3
    PS. Rozdział standardowo świetny ;))

    OdpowiedzUsuń
  7. Wooow!!! *w*... Jeżeli dalej szukasz jakiś spokojniejszych piosenke do Gardiner Sister's mają bardzo fajne przeróbki min. do "mirrors"; "counting stars"; "Radioactive" i wiele, wiele innych... :) i dziękuję za dedyk (o ile nie ma innej Julki na tym blogu...) :*** Uwielbiam jak piszesz... trzymasz w napięciu jak Suzanne Colins... :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlaczego?! No pytam się: Dlaczego znów w takim momencie?! Rozdział jak zwykle cudny *-* Czekam na następny ;3 Pozdrawiam i weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  9. No nie teraz to przesadzasz tez chcesz uśmiercić połowę bohaterów ? :(. !!!!!!!

    OdpowiedzUsuń