niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 20 Sen

Rajusiu ;-; Za takie groźby, jakie znalazłam pod poprzednim postem, mogłabym was podać do sądu :) Zrozumcie mnie, proszę. Po prostu martwiłam się, że przez te pięć dni bez notek zapomnieliście o moim blogu i chciałam sprawdzić, czy jeszcze wchodzicie :) A propos Peety...tym razem go oszczędzę...jednak ciągle waham się, czy zrobić długie, romantyczne love story czy też ukrócić życie Mellarka :) Rozumiecie? Takie smutne zakończenie ;) Eh, muszę to przemyśleć! Zdecydowanie.
Przepraszam, ale data publikacji nastepnej notki jest nieznana. Prawdopodobnie za tydzien :( Nie dziala mi internet, cudem wysylam to cos pod spodem. Mam tez problemy z poprawianiem bledow, ale wybaczcie mi prosze ;-; Wybaczcie ;-; Blagam. Dedyk dla Mellarkowej.

Peeta chce się z tobą spotkać.
Te słowa obijały się o wnętrze mojego umysłu i dzwoniły w uszach niczym nieznośne echo. Rozpalały moją ciekawość do czerwoności, przyprawiały mnie o zainteresowanie, mimowolnie nakłaniały do rozmyślania nad powodem prośby. Kiedy siedziałam w długiej, czarnej limuzynie, i rozmyślałam nad całą sytuacją, odruchowo marszczyłam czoło i pustym, niewidzącym wzrokiem ogarniałam przestrzeń za oknem, która bardzo szybko przesuwała się do przodu. Dziwiłam się też jednocześnie temu, że, pomimo niezwykłej prędkości, siedząc w pojeździe, nie odczuwałam jazdy. Równie dobrze moglibyśmy stać w korkach. Jedynie ledwie słyszalny pomruk silnika oraz zmiana terenu za przyciemnioną szybą zdradzały naszą podróż. Oparłam rękę o podłokietnik i ułożyłam zimny policzek na dłoni. Westchnęłam powoli. Nie potrafiłam połapać się we własnych emocjach.
Moje myśli zaczęły krążyć wokół sali szpitalnej numer 69. Kogo tam spotkam? Ukochanego czy wroga, sojusznika czy zmiecha? Czy Peeta będzie już względnie wolny, czy też wciąż skrępowany skórzanymi pasami? I wreszcie-kto z nas da radę odewać się pierwszy? Co jeśli powróci wściekłość z tamtej nocy i przestrzeń między nami wyda się mała, a cisza niezwykle przyjemna? Które z nas pierwsze wyciągnie rękę do pojednania? I ostatnie pytanie-czy ta druga osoba będzie w stanie się pogodzić?
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk kropel bębniących o szybę. Padał deszcz. Wsłuchiwałam się w jednostajną melodię, okno pokryło się wodą, tworzącą małe wodospady. Nie potrafię stwierdzić jak ani kiedy, ale po kilku minutach moje powieki zrobiły się ciężkie. Tak jakby deszcz,zamiast na limuzynę, spadał mi na oczy. Zasnęłam. Nie było w tym nic dziwnego. Dochodziła dwudziesta druga, a ja cały dzień spędziłam wśród hałasu i krzykliwych barw. Deszcz stanowił kompletne przeciwieństwo sytuacji na trybunie, stał się łagodnym, cichym, miłym sercu przyjacielem, powiernikiem. Sprawił,że rozluźniłam się i zaczęłam ponownie myśleć o Peecie, ale z innej perspektywy. A nuż się uda? Może w końcu pogodzimy się? Nie wiem, ale za to zdaję sobie sprawę z tego, co mi się śniło.
Na początku nic nie mogłam dostrzec. Po czole spływała mi kaskada wody, która zasłaniała mi oczy idealną, gładką firanką. Próbowałam zatamować ją dłońmi, ale to nic nie dało, więc szybko się poddałam. Usłyszałam zaś szept przy uchu. Delikatny, gładki, kobiecy.
-Dwunasty, gdzie twój narzeczony? Jeszcze dyszy?
Wzdygam się. Nagle coś się zmienia. Dalej woda opada mi na oczy, ale teraz zaczęłam odczuwać w nich piękący ból. Mogę go jednak znieść. Warto, ponieważ wyostrzyło mi się pole widzenia. Potrafię teraz dostrzec świat za firanką. Jednak to, co mogę ujrzeć, wcale mi się nie podoba. Jestem w szpitalu. Przede mnąc na białym łóżku, przykryty kołdrą tej samej barwy, leży Peeta. Nie krępują go pasy, jednak nie ma siły aby wstać. Ma zamknięte oczy, usta drżą spazmatycznie, wysuszone i spękane. Policzki są bordowe. Podchodzę bliżej, ale ogarnia mnie bliżej nieznany strach. Staję przy łóżku i kładę dłoń na czole ukochanego. Moje lodowate dłonie zdają się płonąć pod wpływem temperatury jego ciała. Nagle ciałem Peety zaczynają targać spazmy. Mięśnie napinają się i rozluźniają. Twarz przybiera najróżniejsze kolory od zieleni po fiolet. Oczy otwierają się szeroko, źrenice kurczą się i rozszerzają. Patrzy na mnie wzrokiem szaleńca.
-Uciekaj-szepcze. Przypominam sobie, co poczułam, gdy znalazłam go nad rzeką na arenie podczas siedemdziesiątych czwartych Głodowych Igrzysk. Ten strach i obrzydzenie na widok rozległej rany. Potem napływają do mnie obrazy z ostatecznej bitwy, gdy noga Peety znowu krwawiła i bałam się, że konieczny ratunek nie nadejdzie. Następnie Ćwierćwiecze Poskromienia. Zmutowane małpy, kontakt Peety z polem siłowym, chęć ocalenia go na poduszkowcu nawet za cenę śmierci obojga. I już znam odpowiedź.
-Nie mogę-odpowiadam. Patrzę, jak Peeta przechyla się na drugą stronę łóżka i wymiotuje. Charakterystyczny zapach roznosi się po sali, przytykam dłoń do ust, starając się przełknąć własny kwas, który zastyga mi w gardle. Widzę teraz tylko plecy ukochanego. Wiem,że muszę być silna. Sprawa jest poważna. Kiedy jego ciałem nie targają już spazmy, przemawiam.
-Peeta?
On bardzo ciężko oddycha. Zdaje mi się,że słyszę...warczenie? Nagle Peeta odwraca się w moją stronę. Przerażona robię gwałtownie krok do tyłu i potykam się o własne nogi. Upadam, krzywiąc kostkę. Czuję promieniujący ból w dolnej partii ciała. Zaciskam zęby na dolnej wardze, aby nie krzyknąć, i momentalnie czuję w ustach metaliczny smak. Jednak nie to jest tutaj najstraszniejsze.
Peeta.
Jego oczy zrobiły się jadowicie zielone. Czoło zrosiły kropelki potu.  Stoi nade mną. Góruje niczym wieża. W oczach ma rządzę mordu.
-Zmiech-warknął. Otworzyłam usta, chcąc wypowiedzieć cokolwiek, co mogłoby mi pomóc. Jednak żaden dźwięk nie przechodzi mi przez gardło. Uchylam się przed ciosem i zaczynam czołgać się do drzwi. Jednak im dalej docieram, tym bardziej drzwi oddalają się ode mnie. Całą energię skupiam na mojej drodze ucieczki, więc nie jestem w stanie dostrzec kolejnego ataku. Peeta z całej siły przygniata mi stopą kostkę do podłogi. Tę złamaną. Nie wytrzymuję. Wrzeszczę niczym zwierzę, jak zmiech, za którego jestem uważana. Oczy, osłonięte wodną firanką, zachodzą mi łzami. Zostaję kopnięta w brzuch. Siła sprawia, że nabieram rozpędu i uderzam o szafkę z lekarstwami i medykamentami. Mogłabym przysiąc,że wcześniej jej tu nie było. Szklane fiolki i strzykawki spadają na mnie z najwyższych półek. Odłamki wbijają mi się w skórę, lekarstwa rozbryzgują się na podłodze. Część z nich spada na moją skórę. Odczuwam straszne pieczenie, moje działo zaczyna dymić. To nie medykamenty. To trucizny. Mieszają się z krwią, wypływającą spod kawałków szkła, i wpadają do krwiobiegu. Ogromny ból paraliżuje mi czaszkę, nie pozwala mi jednak stracić przytomności, a o tym najbardziej marzę. Peeta zbliża się do mnie. Powoli, zdaje sobie sprawę z przewagi. Próbuję się podnieść, znaleźć wokół mnie coś, co nadałoby się na broń.
Nagle przy moim uchu ponownie pojawia się szept:
-Daruj sobie, Dwunasty. Rozprawimy się z tobą tak samo, jak rozprawiliśmy się z tą twoją żałosną sojuszniczką...Jak jej było? Tej małej, która skakała po drzewach? Rue?
Tym razem czuję zupełnie inny rodzaj bólu. Skóra nad brwią gwałtownie pęka, jak przecięta niewidzialnym nożem. Wodna firanka momentalnie staje się czerwona, świat wokół mnie widzę w szkarłatnym, mrożącym krew w żyłach filtrze. Nie, nie mogę się poddać. Zaciskam dłoń na kawałku szkła, umoczonym w truciznie. Wycelowałam i rzuciłam. Tor lotu widziałam w zwolnionym tempie. Nagle kawałek rozbłysł srebrzystym światłem i na moich oczach zmienił się w nóż! Peeta zatoczył się i upadł na ziemię. Doczołgałam się do niego. Na ten widok krew zastygła mi w żyłach. Nóż wystawał z samego środka klatki piersiowej. Spod niego gęsto sączyła się szkarłatna posoka. Położyłam dłonie na policzkach ukochanego. Nie,nie,nie. To nie tak miało być! Nie celowałam w serce, tylko w rękę.
-Peeta, proszę, nie-wyszeptałam zdławionym od łez głosem.-Ja nie chciałam, naprawdę.
-Kłamczucha. Zaraz będzie po nim-wycedził głos przy moim uchu.
Z oczu zaczęły spływać mi słone krople. Utonęły w krwawej firance przed moimi oczami. Położyłam głowę na jego piersi, chłonęłam ostatnie resztki ciepła, jakie kiedykolwiek miałam od niego poczuć. A potem serce stanęło. Zostałam sama. W ciszy. Jednak nawet teraz nie był dany mi spokój. Poczułam rozdzierający ból w czaszce. Krzyknęłam i zaczęłam wić się na ziemi, obok martwego ukochanego. Nagle poczułam krew w ustach. Była gęsta, nie mogłam przez nią oddychać. Jak krwawy deszcz, na który natrafiła niegdyś Johanna... Wiłam się w konwulsjach na podłodze, krwawe odłamki pode mną wbijały się w każdy kawałek mojego ciała, przez co leżałam w kałuży własnej posoki. W uszach dźwięczał mi głos Clove, szyderczy i okrutny.
-Obiecałam Catonowi, że jeśli mi cię podaruje, urządzę telewidzom pierwszorzędne widowisko.
Nagle cztery noże zalśniły w powietrzu przede mną. Przed atakiem jednego z nich zdołałam uciec, turlając się w przeciwną stronę. Jednak pozostałe trzy dobrze spełniły swoją rolę. Jeden z nich rozpłatał mi brzuch, z któego zaczęły wypływać moje trzewia. Próbuję podtrzymać je jedną ręką, ale nie udaje mi się do końca. Pozostałe dwa noże wbijają mi się w nadgarstki, które spływają gęstą krwią. W końcu nie wytrzymuję. Mimo ogromnego bólu sięgam po nóż wbity w serce Peety. Mam nadzieję, że zostały na nim  resztki trucizny, które i mi pomogą. Kieruję ostrze prosto na brzuch. Następnie wbijam je głęboko. Upadam na ziemię. Ten ból był tak słaby, w porównaniu z poprzednimi, które mnie spotkały, że aż niezauważalny. Kiedy zamykałam ciężkie powieki, usłyszałam ostatnie słowa Clove. Tych jednak nigdy nie wypowiedziała, pewnie utworzyła je moja własna podświadomość.
-On umarł, twoja śmierć to tylko kwestia czasu. Oszukujesz się, myśląc, że masz szansę go uratować. Mylisz się. W końcu i tak umrzecie przez to oboje. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej.
Potem tonę w mroku.


12 komentarzy:

  1. jejku ;( smutny ;( Ja przez te 5 dni wchodziłam co 3 godziny, żeby sprawdzić czy dodałaś nowy rozdział! W ogóle to myślałam, ze będziesz pisać do punktu wyjścia z książką- Peeta i Katniss i małe peetnissiątka. ^^ To czekam na kolejne notki! Weny :*
    PS. wiem, że ta wypowiedź nie ma sensu, ale jestem strasznie poruszona tym wpisem.. *uczuciowy Xemerius*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super dziś wchodziłam co godzinę aby zobaczyć czy nie dodałaś i znowu czekam na kolejny rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutne ;(Już nie mogę się doczekać następnego . Tylko błagam nie uśmiercaj Peety ;((

    OdpowiedzUsuń
  4. A dla mnie możesz zabić Peetę,powiedz tylko,co się dzieje na arenie!!! Teraz polecą hejty,wiem,ale naczytałam się o Petniss w IŚ,WPO i K,teraz skupmy się na arenie :P Ale ogólnie piękny rodział, taki inny od reszty.Fajnie,że tak urozmaicasz swoje sposoby pisania.:) Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.<3 PS Zapraszam na mój nowy blog,dzisiaj go założyłam, i pewnie w porównaniu do twojego jest słaby,panno Collins,ale mimo wszystko zapraszam wszystkich do czytania.;* http://meganodair.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dla mnie Peeta i Katniss zasługują po tym wszystkim, żeby być razem z jak to ktoś wcześniej napisała małymi petnissiątkami, tak samo jak to napisała Collins. Fajnie by było, gdyby jednak Peeta przeżył. Nie pisz na takiej samej zasadzie jak wszyscy sławni pisarze "Lubisz tą postać? Trzeba ją uśmiercić". WENY życzę!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz, że cię kocham, nie? ;*
    Rozdziałek smutny :'( Pisz dalej, bo jestem ciekawa co z naszym piekarzyną. :)
    Zapraszam do mnie: http://demigodloveforeva.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. super rodział łzy mi ciekną po policzakch. Prosze dodaj szybko następny rozdział. Przez ciebie nie wyjdę z pokoju, bo non stop płacze. Co będzie dalej???? Czekam z niecierpliwością na następny. ŻYCZĘ DUŻO DUŻO WENY!!!!!!!!
    Ps, Zapraszam na mojego bloga http://normalnaczynienormalna.blogspot.com/
    <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejciu ;__; Na szczęście to tylko sen... I proponuję opcję "długie, romantyczne love story", bo nie wytrzymałabym tej drugiej... Serdecznie dziękuje za dedyczek <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Błagam Cie nie uśmiercaj Peety..... i jak najbardziej zgadzam się z Mellarkowa. ; (

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękny, straszny i smutny zarazem ;c
    Jak ty to robisz?! :o
    Podziwiam cię z całego serca ♡

    Weny życzę ^^

    OdpowiedzUsuń