Zapraszam do udzialu w ankiecie, ktora ma na celu poprawienie mojego bloga ;) https://docs.google.com/forms/d/1HPW6vy6FJEqcAOfnYyWjlpGExShX3MnhuRIbFgAZeP4/viewform
Bladosc jego skory. Lekko przyspieszony oddech. I kabelki od kroplowek oraz dziwacznych urzadzen, ktorymi doktor Fellows sprawdzal stan jego zdrowia, a wyniki skrzetnie notowal. Przez mniej niz sekunde stalam sparalizowana, nie mogac zlapac oddechu. A potem podbieglam do lozka i upadlam na kolana, przy nim, trzymajac go mocno za nadnaturalnie ciepla dlon.
-Peeta, co ci sie stalo?-wyszeptalam. On zwrocil na mnie swoje spojrzenie. Od razu dostrzeglam,ze nie chcial, abym zobaczyla go w takim stanie. Niemalze czulam jego emocje. Z jednej strony pewnie nie mogl doczekac sie mojej wizyty, z drugiej zas musial miec nadzieje, iz nie dam rady tu przyjsc.
-Katniss, to nic takiego. Po prostu nieco slabiej sie czuje to wszystko-odpowiedzial rzacym glosem. Nie uwierzylam mu. Pochylilam glowe i delikatnie przylozylam usta do wierzchu jego dloni. On zas druga reka poglaskal mnie po glowie.
-Panno Everdeen, chcialbym porozmawiac z panienka w moim gabinecie-odpowiedzial doktor Fellows glosem, ktory nie zdradzal zadnych emocji. Unioslam glowe i spojrzalam mu prosto w oczy. Czulam bijace od siebie zdecydowanie.
-Nigdzie nie pojde.
Zapadla chwila ciszy. Atmosfera zdawala sie az przytlaczac. Pierwszy odezwal sie Peeta:
-Katniss, mi nic nie bedzie. Jestem w dobrych rekach. No idz, ja tutaj na ciebie zaczekam.
Wbilam wzrok we wlasne buty. Przygryzlam nerwowo warge. Co mialam robic? Z jednej strony Peeta wygladal strasznie i wolalabym go nie zostawiac nawet na sekundke. Jednak z drugiej strony...doktor Fellows moze mi przekazac jakies wazne informacje. Bezcenne dla mnie wiadomosci na temat zdrowia ukochanego.
Niechetnie wstalam i ruszylam w strone drzwi. Doktor poszedl za mna jak cien. Wiedzialam,gdzie jest jego gabinet. Otworzyl mi drzwi i przepuscil do srodka. Zaproponowal kawe, ale odmowilam niemalze od razu.
-Coz, z pewnoscia jest pani...-zaczal, ale przerwalam mu.
-Prosze skonczyc z ta kurtuazja i zwracac sie do mnie po imieniu-powiedzialam cicho.
-Dobrze. Posluchaj, Katniss. Z pewnoscia jestes zdziwiona, biorac pod uwage,ze stan Peety tak nagle sie pogorszyl-zaczal i przerwal, czekajac na jakakolwiek odpowiedz z mojej strony. Skinelam wiec glowa. On zas kontynuowal.-Do tej pory Peeta byl w miare dobrym stanie. Codziennie badalismy go i obserwowalismy. Mowiac szczerze, mielismy zamiar wypuscic go ze szpitala. Jednak tej nocy jad gonczych os zaczal sie namnazac. Nie wiemy nawet dlaczego. Wiadome jest jednak, ze uszkadza on narzady Pana Mellarka....
-Peety-przerwalam mu.
-Dobrze, wiec uszkadza on narzady Peety. Atakuje je. Przypomina to nieco odrzucenie przeszczepionego narzadu. Organizm doslownie walczy z wlasnymi organami. Jad bezpowrotnie je uszkadza-doktor podniosl sie z fotela i przeszukal sterte dokumentow. Wyjal z nich kilka szaro-czarnych zdjec rentgenowskich. Umiescil je na specjalnie podswietlonej scianie.-Jak widzisz, Katniss, zaatakowane zostaly juz dwa narzady. Prawa nerka i watroba. Jad zbliza sie tez do pluc. W takim tempie bardzo szybko wyniszczy caly organizm-powiedzial Fellows i schowal zdjecia do teczki.
Chybotalam sie na kruchej granicy miedzy swiadomoscia, a upadkiem w mroczna otchlan wlasnego umyslu. Tylko krok dzielil mnie od zalamania. Postanowilam obrac nieco inna taktyke-staralam sie wyprac ze wszelkich emocji. Sluchac slow doktora, ale mozliwie nie reagowac-odpowiadac i pytac jedynie pozbawionym emocji glosem. Rozchylilam lekko usta i wyszeptalam swoje pytanie, nieco zachrypiona:
-Co z tym zrobicie?
Zapadla chwila ciszy, ktora przerywalo jedynie jednostajny odglos zegara. Tik, tak. Tik, tak.
-Katniss...musisz wiedziec,ze...my naprawde robimy wszystko, co w naszej mocy. Nasi najlepsi laboranci pracuja dniem i noca aby wytworzyc odpowiednie lekarstwo, ktore ocali Peete. Jednak na razie nie do konca nam to wychodzi-powiedzial smutno.
Wiedzialam, co to oznacza. Nie potrafilam jednak przyjac tego do wiadomosci. Poczulam piekacy bol w oczach, ale nawet on nie dorownywal temu gorszemu, plynacemu z serca. Zadalam ostatnie pytanie.
-Ile mu zostalo?
Po chwili ciszy uslyszalam odpowiedz.
-Kilka dni. Moze tydzien.
Unioslam dlon i otarlam lzy. Skinelam glowa i podnioslam sie powoli z miejsca.
-Katniss, nie powiedzielismy Peecie, co mu dolega. Wie tylko o tym,ze jest nieco oslabiony. Musisz zdecydowac, co chcesz zrobic z ta informacja.
-Niech nie wie. Tak bedzie dla niego lepiej-odpowiedzialam. Jesli Peeta ma umrzec, to lepiej, aby nie wiedzial,ze wlasnie taki los go czeka.
-Dobrze.
Tylko tyle. Nic wiecej. Zadnego slowa falszywej pociechy. Musze przyznac, ze zrobilo to na mnie wrazenie. Spodziewalam sie bezsensownych zapewnien,ze wszystko bedzie dobrze, a nadziei nie mozna porzucac. Wyszlam na korytarz. Bez trudu odnalazlam wlasciwe drzwi. Zanim weszlam do srodka przetarlam szybko oczy, otarlam lzy i spowolnilam nieco oddech. Dopiero wtedy nacisnelam klamke.
Peeta caly czas tam lezal. Biala posciel podkreslala bladosc jego skory. Usmiechnelam sie do niego blado.
-Trzymasz sie?-zapytalam. Usiadlam na skraju lozka. Peeta delikatnie ujal moja dlon i zaczal krecic male kolka kciukiem na jej wierzchu.
-Tak, jestem pewien, ze za kilka dni stad wyjde. A wtedy moze pojedziemy gdzies razem, tylko we dwoje? Moze gdzies, gdzie jest duzo slonca, na przyklad do Czworki?-zapytal z nadzieja w glosie. Spojrzalam bardzo mocno w prawo, tak, aby nie widzial mojej twarzy. Pokiwalam glowa, wyrazajac zgode. A tak naprawde to ukrywalam przed nim swoje lzy. Och, Peeta, gdybys tylko wiedzial.
-Katniss, wszystko w porzadku?-zapytal zasmucony. Wytarlam dyskretnie oczy.
-Nic takiego, tylko cos mi wpadlo do oka. Wiesz co? Chyba na chwilke wyjde. Moze przejde sie do okulisty. Zaraz wracam, dobra?-zapytalam i, nie czekajac na odpowedz, wyszlam, niemalze wybieglam z sali. Nie potrafilam nad soba dluzej zapanowac. Trzasnelam drzwiami i oparlam sie plecami o chlodna sciane. Poczulam, jak cale powietrze opuszcza moje pluca. Balam sie,ze wybuchne, tu i teraz, przy wszystkich, na tym wlasnie korytarzu. Pobieglam wiec w strone toalet. Zamknelam za soba drzwi na zasuwke. Spojrzalam w lustro. Bylam tak blada jak Peeta, lezacy teraz sam na sali. Mialam ochote krzyczec, z wlasnej bezsilnosci. Nie potrafilam przebywac w jego towarzystwie piec minut, a co dopiero te kilka dni, ktore mu zostalo. Mialam beznadziejny plan, opierajacy sie na kruchych fasadach.
Usiadlam powoli na podlodze. Dopiero teraz pozwolilam lzom plynac.
Chybotalam sie na kruchej granicy miedzy swiadomoscia, a upadkiem w mroczna otchlan wlasnego umyslu. Tylko krok dzielil mnie od zalamania. Postanowilam obrac nieco inna taktyke-staralam sie wyprac ze wszelkich emocji. Sluchac slow doktora, ale mozliwie nie reagowac-odpowiadac i pytac jedynie pozbawionym emocji glosem. Rozchylilam lekko usta i wyszeptalam swoje pytanie, nieco zachrypiona:
-Co z tym zrobicie?
Zapadla chwila ciszy, ktora przerywalo jedynie jednostajny odglos zegara. Tik, tak. Tik, tak.
-Katniss...musisz wiedziec,ze...my naprawde robimy wszystko, co w naszej mocy. Nasi najlepsi laboranci pracuja dniem i noca aby wytworzyc odpowiednie lekarstwo, ktore ocali Peete. Jednak na razie nie do konca nam to wychodzi-powiedzial smutno.
Wiedzialam, co to oznacza. Nie potrafilam jednak przyjac tego do wiadomosci. Poczulam piekacy bol w oczach, ale nawet on nie dorownywal temu gorszemu, plynacemu z serca. Zadalam ostatnie pytanie.
-Ile mu zostalo?
Po chwili ciszy uslyszalam odpowiedz.
-Kilka dni. Moze tydzien.
Unioslam dlon i otarlam lzy. Skinelam glowa i podnioslam sie powoli z miejsca.
-Katniss, nie powiedzielismy Peecie, co mu dolega. Wie tylko o tym,ze jest nieco oslabiony. Musisz zdecydowac, co chcesz zrobic z ta informacja.
-Niech nie wie. Tak bedzie dla niego lepiej-odpowiedzialam. Jesli Peeta ma umrzec, to lepiej, aby nie wiedzial,ze wlasnie taki los go czeka.
-Dobrze.
Tylko tyle. Nic wiecej. Zadnego slowa falszywej pociechy. Musze przyznac, ze zrobilo to na mnie wrazenie. Spodziewalam sie bezsensownych zapewnien,ze wszystko bedzie dobrze, a nadziei nie mozna porzucac. Wyszlam na korytarz. Bez trudu odnalazlam wlasciwe drzwi. Zanim weszlam do srodka przetarlam szybko oczy, otarlam lzy i spowolnilam nieco oddech. Dopiero wtedy nacisnelam klamke.
Peeta caly czas tam lezal. Biala posciel podkreslala bladosc jego skory. Usmiechnelam sie do niego blado.
-Trzymasz sie?-zapytalam. Usiadlam na skraju lozka. Peeta delikatnie ujal moja dlon i zaczal krecic male kolka kciukiem na jej wierzchu.
-Tak, jestem pewien, ze za kilka dni stad wyjde. A wtedy moze pojedziemy gdzies razem, tylko we dwoje? Moze gdzies, gdzie jest duzo slonca, na przyklad do Czworki?-zapytal z nadzieja w glosie. Spojrzalam bardzo mocno w prawo, tak, aby nie widzial mojej twarzy. Pokiwalam glowa, wyrazajac zgode. A tak naprawde to ukrywalam przed nim swoje lzy. Och, Peeta, gdybys tylko wiedzial.
-Katniss, wszystko w porzadku?-zapytal zasmucony. Wytarlam dyskretnie oczy.
-Nic takiego, tylko cos mi wpadlo do oka. Wiesz co? Chyba na chwilke wyjde. Moze przejde sie do okulisty. Zaraz wracam, dobra?-zapytalam i, nie czekajac na odpowedz, wyszlam, niemalze wybieglam z sali. Nie potrafilam nad soba dluzej zapanowac. Trzasnelam drzwiami i oparlam sie plecami o chlodna sciane. Poczulam, jak cale powietrze opuszcza moje pluca. Balam sie,ze wybuchne, tu i teraz, przy wszystkich, na tym wlasnie korytarzu. Pobieglam wiec w strone toalet. Zamknelam za soba drzwi na zasuwke. Spojrzalam w lustro. Bylam tak blada jak Peeta, lezacy teraz sam na sali. Mialam ochote krzyczec, z wlasnej bezsilnosci. Nie potrafilam przebywac w jego towarzystwie piec minut, a co dopiero te kilka dni, ktore mu zostalo. Mialam beznadziejny plan, opierajacy sie na kruchych fasadach.
Usiadlam powoli na podlodze. Dopiero teraz pozwolilam lzom plynac.
Nie, nie, nie... to nie tak miało być. Peceta nie może umrzeć. Powiedz, ze lekarze wynajdą jakiś super lek w ostatniej chwili...
OdpowiedzUsuńPeeta*
UsuńŚwietny rozdział! Szkoda tylko, że bardzo smutny :C mam nadzieję, że nie uśmiercisz Peety!! Nota bene też mam rekolekcje ;p pozdrawiam :>
OdpowiedzUsuńPeetuś! Nieee! Stary, żyj! Dajesz radę! :'(
OdpowiedzUsuńRozdział genialny!
Bosko, że będziesz dodawała więcej rozdziałków <3
OEMDŻI!
Ładnie tylko błagam nie uśmiercaj go! :C ;(
OdpowiedzUsuńNIE WAŻ SIĘ ZABIJAĆ PEETY! TO SIĘ MA DOBRZE SKOŃCZYĆ! ZRÓB MU PRZESZCZEP, ALBO COŚ :c no, a rozdział mimo, że smutny to i tak świetny *^*
OdpowiedzUsuńNie uśmiercaj Peety :'(:'(
OdpowiedzUsuńBłagam Cię nie zrob nam wszystkim tego i nie usmiercaj Peety!!!! NIENAWIDZĘ KAPITOLU :/
OdpowiedzUsuńA i bardzo się cieszę że notka już w poniedziałek <3
Nieee !! Błagam cię nie zabijaj go ! Proszę ja serio już płaczę . Błagam na kolanach !! Tyle czekałam na notke by się dowiedzieć że Peetuś umrze ?! Nie to nie prawda . Proszę ,powiedz ,że to tylko jej sen . Proszę *, *
OdpowiedzUsuńBłagam nie uśmiercaj Peety!!! Proszę cię!!! Nie zabijaj go!!
OdpowiedzUsuńRozdział choć mnie załamał i łzy mi ciekną to piękny jak zawsze. Nie chcesz wiedzieć co będzie jak uśmiercisz Peete. Proszę cię !!!
Jak możesz? Mojego Peetusia.. :c Oni muszą coś wymyślić! Proszę, ocal go! Chlip. :'(
OdpowiedzUsuńnie, no wszystko tylko nie to :'( nie zabijaj go :'( smutny rozdział :(
OdpowiedzUsuńNIE! ;_; Stanowcze NIE! Prosze...nie :< Chcesz żebyśmy wszystkie doznały załamania emocjonalnego? :'(
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMam przyjemność poinformować, że nominowałam Cię do Liebster Blog Award ^^ :
OdpowiedzUsuńhttp://meganodair.blogspot.com/2014/04/liebster-blog-award.html
Ja się nie zgadzać na śmierć Peety :(.
OdpowiedzUsuńGenialne.Super blog!!! A zajrzałby ktoś na zozolgames.blogspot.pl bo chciałam żeby ktoś kto Sie na tym zna poczytał moje rozdziały
OdpowiedzUsuńTylko nie to! Błagam, tylko go nie uśmiercaj :c Peeta nie może umrzeć.
OdpowiedzUsuńPs. Rozdział jak zwykle wspaniały.
Ale o co chodzi nie nie ja sie z tym nie zgadzam nie !!!
OdpowiedzUsuń