Jaka osoba wyszła z pomieszczenia? Kto tak nerwowo i bez słowa uciekł, tak jak ja zamierzałam to chwilę temu zrobić, nim omdlenie boleśnie pokrzyżowało moje gwałtowne plany ratunku od bolesnej rzeczywistości, odtąd nierozerwalnie związanej ze strasznym faktem? Po chwili poczułam delikatny dotyk palców na policzku, zatem nie musiałam już dłużej się zastanawiać. Mój chłopiec z chlebem został ze mną w tej trudnej chwili, jak zawsze, gdy go potrzebowałam. Tak samo jak nie opuścił mnie podczas naszej misji w tak bliskiej przeszłości, która na zawsze miała rzucić cień na moje życie, w postaci śmierci siostry. Ale Fellows uciekł. Dlaczego? Czyżby on także nie mógł tego zrozumieć i starał się uciec od kłopotu? Czy to możliwe, że mam z nim więcej wspólnego, niż mi się wydaje?
Pomimo tych rozmyślań moją podświadomość wciąż przewiercała jedna myśl. Victoria. Ta miła dziewczyna, o tak ogromnej inteligencji i bystrym spojrzeniem młodych, brązowych oczu, była wnuczką mojego największego wroga, który odebrał mi wszystko i na czyjego wspomnienie wciąż się trzęsłam, a mój umysł ogarniało poczucie bezsilności oraz utraty bezpieczeństwa. Wciąż nie mogłam uwierzyć w tę okrutną prawdę. Jak ona mogła zataić coś takiego? Jak jej się to udawało tak długo? I, co najważniejsze, dlaczego nic nie zauważyłam? Hmmm...jakby nie patrzeć przeciętny obserwator nie dostrzegłby żadnego podobieństwa. Victoria miała rudawe włosy i brązowe oczy. Jej piękno zdecydowanie było naturalne, nie została dotknięta przez żadne zabiegi mające na celu pseudo-poprawę urody. Snow zaś posiadał jasne włosy i skórę, a także zdecydowanie nie gardził operacjami plastycznymi. Jak to możliwe, iż byli ze sobą spokrewnieni? Przecież to wydawało się wręcz niemożliwe. Chociaż...czasem, nie mówię, że często...coś tkwiło w spojrzeniu Victorii. Dziwny chłód i opanowanie, zupełnie nie pasujące do jej delikatnej urody i miłego usposobienia. I kiedy uśmiechała się z lekką drwiną, tak jakby była pewna, iż myślami jest o krok do przodu od przeciwnika, a także niezwykła inteligencja...
Jak mogłam być taka głupia! Czemu tego nie zauważyłam?! Wspaniale. Po prostu cudownie. I co ja teraz zrobię? Victoria z pewnością jest po stronie Snowa i będzie miała w zamiarze trwać w jego przekonaniach. Co oznacza, że mnie nienawidzi. Zatem odpowiem jej tym samym. Już ja nie dopuszczę, aby wygrała te igrzyska. Nie chodziło już tylko o mnie, ale też o moich bliskich i całe, z tak wielkim trudem odbudowywane Panem. Jako były Kosogłos i przywódczyni rebelii czułam się zobowiązana do dbania o bezpieczeństwo obywateli.
Mimowolnie zacisnęłam dłonie w pięści.
-Katniss?-wyszeptał Peeta. Jego głos był przepełniony tak wielką troską, że od razu spróbowałam się odezwać. Miałam jednak wysuszone gardło, zatem zdałam się na jedynie krótki chrypnięcie.
-Wody-poprosiłam.
Po chwili opróżniłam całą szklankę wody. Wciąż jednak miałam zaciśnięte powieki. Musiałam bardzo długo leżeć, gdyż zdawały się być jakoś...zlepione. Uniosłam prawą rękę, ciągnąc za sobą długą rurkę przymocowaną do wierzchu dłoni, i przetarłam lekko oczy. Mrugnęłam kilkukrotnie. Peeta leżał...na łóżku obok mnie. Prawie podskoczyłam. Przyjrzałam się uważniej i dostrzegłam, że złączone zostały dwie szpitalne prycze. Teraz od mojego ukochanego dzielił mnie dystans połowy metra. Zdumiona spojrzałam na niego.
-To był mój pomysł z tymi łóżkami-Peeta wyszczerzył do mnie zęby. Mi daleko było do śmiechu. Na to zasmucił się.-Przeszkadza ci to czy coś?
-Nie, nie o to chodziło. Po prostu...trochę mnie zaskoczyłeś-uniosłam lekko kąciki ust. Obdarzyłam swoją część łóżka krytycznym spojrzeniem. Poza rurką przymocowaną do dłoni miałam też drugą z końcem w zgięciu łokcia. Na srebrnej tacy na szafce nocnej piętrzyły się lekarstwa i strzykawki. Odruchowo zerknęłam na ramię, pokryte przez czerwone kropki-ślady po ukłuciach. Czym oni mnie naszpikowali?
Jak na komendę do sali wszedł doktor Fellows. Uśmiechnął się od ucha do ucha na mój widok.
-Ach, Katniss! Nareszcie się przebudziłaś!
Nareszcie?
-Jak długo byłam nieprzytomna?-zapytałam odruchowo. Doktor zerknął na trzymaną przez siebie podkładkę z przymocowaną kartką papieru i długopisem.
-Trzy dni.
Trzy dni. Trzy dni. T r z y d n i. Moje myśli jak oszalałe zaczęły uwijać się przy liczeniu czasu. Podenerwowana do granic możliwości starałam się dodać zagubione cyfry, połączyć dni i godziny, odgadnąć coś z dat, które dla mojego otępiałego mózgu stanowił zagadki niemalże nie do rozwiązania. Po chwili stanęłam oko w oko ze straszną prawdą.
Od czasu pamiętnej rozmowy z Doktorem minęły cztery dni.
Pod moimi oczami wykwitły naznaczone ciągle świeżym i wcale nieminionym bólem, który w jednej chwili pochłonął moje serce. Pokój wokół rozmył się i zmienił w gabinet doktora.
-Ile mu zostalo?
-Kilka dni. Moze tydzien.
A to oznaczało,że Peeta już wkrótce może być martwy.
Rozdział jest BOSKI !!
OdpowiedzUsuńJak ja Ci zazdroszczę talentu :))
Jakoś nie pojmuję Katniss. Przecież nienawidzi Snowa. Victoria nic nie zrobiła jej. A może mi się wydaje?
Dosyć zrobiło mi się smutno jak przeczytałam, że Peecie zostało tak mało dni życia :(( Jakoś się do niego przywiązałam :P
Weny Ci życzę i pisz szybo następny rozdział :**
Tosia xx
A i dziękuję za dedykację ;**
UsuńPeeta musi przeżyć! :( I szkoda mi Victorii.. Niby wnuczka Snow'a, ale ona może być inna niż jej dziadek..
OdpowiedzUsuńJest w końcu! Jak długo czekałam na to! <3
OdpowiedzUsuńCudny, szkoda, że krótki, ale cudny! <3
Weny życzę ;*
ZABIJĘ, POĆWIARTUJĘ, UTOPIĘ !
OdpowiedzUsuńIle można na Ciebie czekać?! Ja wiem; szkoła, rodzina, brak weny.. No ale 24 dni? :o
Tak poza tym, troszku krótko i smutno :/ Wiem, że nie zabijesz Peety (bo chyba dążymy do epilogu pani Collins?).
Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej i będzie dłuższy. I może bardziej..emocjonujący. Póki co brakuje mi tu akcji, czegoś, co kazałoby mi siedzieć i czytać.
Życzę duuużo weny, i żebyś się jak najszybciej zebrała do dalszego pisania!
Że co?! Co?! CO TO MA W OGÓLE BYĆ?!
OdpowiedzUsuńSłowa "martwy Peeta" mają być usunięte z Twojego słownika. Kapewu?
Mam nadzieję, że się rozumiemy xd
Wenki życzę :))
Super notka,mam nadzieję że nie usmiercisz Peety
OdpowiedzUsuńStrasznie długo nie dodawałaś ;(( Nie możesz zabić Peety! Bo..bo nie... nie możesz i tyle xd weny życzę ;**
OdpowiedzUsuńW końcu jest achh <3 Świetnie, naprawdę świetnie ;) http://historyoffallenangels.blox.pl/html
OdpowiedzUsuńTwój blog jest po prostu zajebisty! ♥ W jeden dzień przeczytałam wszystkie rozdziały i mam nadzieję że niedługo następny ;) Dużo weny życzę.
OdpowiedzUsuń