Oto długo wyczekiwany rozdział :D Zrobiłam tak długi, jak tylko mogłam... mam nadzieję,że wam się spodoba :D
Dedykuję go Layls :)
Nagła poprawa stanu zdrowia Peety wywołała istną reakcję łańcuchową. Już po kilku dniach został przewieziony na salę operacyjną. Trzymałam go za rękę, dopóki lekarze zabronili mi iść dalej.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz-szepnęłam mu do ucha, po czym posłałam mu pokrzepiający uśmiech. Zatrzymałam się za szybą, miałam doskonały widok na niezwykle sterylne, biało-szare pomieszczenie. Szpitale nie kojarzyły mi się zbyt dobrze,toteż wydawało mi się,że Peetę przewieziono na salę tortur.
Obserwowałam przygotowania do operacji. Wejście lekarzy, przejście w stan narkozy. Doktor Fellows poprosił o skalpel(a przynajmniej tak wywnioskowałam, biorąc pod uwagę fakt,że uniósł głowę w stronę jednej z pielęgniarek, wprawił w ruch maseczkę na twarzy i otrzymał właśnie to drobne,ostre narzędzie) i skierował jego czubek w stronę skóry Peety. Wbił go, przesunął. Mimowolnie wyobraziłam sobie moment przecięcia, łatwość z jaką skalpel rozciął zewnętrzną powłokę organizmu. Wzdrygnęłam się mocno, przeszedł mnie dreszcz. Zdecydowanie nie miałam psychiki odpornej na krew i trzewia, na które miałam niczym niezmącony widok...Fuuuuj...
Czułam jednak pewien obowiązek i powinność wobec niego. Towarzyszył mi w moich najgorszych chwilach, zasłużył na odrobinę wzajemności. Poza tym kochałam go i nie mogłam tak po prostu odejść, nie teraz. Spięłam więc wszystkie mięśnie w moim ciele, począwszy na tych drobnych a na większych skończywszy, zacisnęłam mocno zęby, aż poczułam każdy z nich z osobna, i starałam się jak najmniej oddychać, czego moje płuca zbyt dobrze nie przyjęły. Jednakże i tak czułam się słabo, zatem było mi po prostu wszystko jedno. Trwałam bez ruchu kolejne kilka godzin, które minęły jak minuty. Obserwowałam, jak Peetę przeniesiono na ruchomy stół i wywieziono z sali. Na chwilę znikł mi z oczu, by znów się pojawić w otoczeniu pielęgniarek, które wiozły go do swojej szpitalnej sali. Miał sporo krwi na koszuli i zacząć się powoli wybudzać. Narkoza przestawała działać. Kiedy podeszłam bliżej, uniósł lekko powieki i wymamrotał:
-Katniss...wciąż tu jesteś?
Wyglądał bardzo mizernie, a jego pytanie tylko mnie zasmuciło, bo chyba nie wierzył,że będę na niego tutaj ciągle czekać. Po tym wszystkim, co przeżyliśmy, chyba wciąż bał się,iż go opuszczę. Poczułam wilgoć w oczach, ale pomimo tego zdobyłam się na uśmiech.
-Oczywiście. Nigdy cię nie opuszczę-szepnęłam, po czym nachyliłam się i pocałowałam go w czoło.
Towarzyszyłam mu aż do jego pokoju. Nim tam dotarliśmy, znów zasnął. Wyglądał tak krucho na tym stole,jak karykatura silnego syna piekarza, poznanego przeze mnie podczas naszych pierwszych igrzysk, który mógł się pochwalić rzucaniem ciężkim przedmiotami i walką wręcz.
Nie weszłam z nim do sali. Pielęgniarki miały go właśnie przebrać w nową szpitalną koszulę, a ja wciąż nie przywykłam do widoku ludzkiej nagości,zatem wolałam zaczekać. Mimowolnie przypomniały mi się słowa Peety. Wiedziałam,że majaczył i pewnie nawet tego nie zapamięta.
Ale to właśnie w takich chwilach ludzie są naprawdę szczerzy.
Dopiero to uświadomiło mi, jak bardzo go skrzywdziłam. Nie jego powrót z Kapitolu do Trzynastki, nie jego choroba i cierpienie tutaj, w szpitalu, ale właśnie te słowa. Przerażające i tak bardzo prawdziwe. Przez cały ten czas niejednokrotnie sprawiałam mu przykrość. W tamtej chwili, stojąc pod drzwiami jego pokoju, postanowiłam to naprawić. Najważniejszą częścią mojego planu była Effie. Wyjęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam.
Odebrała od razu.
-Katniss! Słońce, tak się cieszę,że dzwonisz. Czy z Peetą wszystko w porządku?
Niech to gęś. Miałam do niej przecież zadzwonić po operacji. Uratował mnie ten zbieg okoliczności. Inaczej chyba pewnie wypominałaby mi to zaniedbania przez kolejnych kilka lat.
-Tak. Tak,oczywiście. Przeszczepiono mu co trzeba...wszystko okej-wymamrotałam. Wzięłam oddech i przeszłam do sedna.-Wiesz, mam do ciebie wielką prośbę. Dałabyś radę zorganizować wyjazd-niespodziankę do Czwórki dla mnie i dla Peety?
Czekałam na jej odpowiedź, ale ta wciąż się nie pojawiała. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Liczyłam na to,że zacznie piszczeć i zapewniać mnie, że transport będzie na nas czekał już za kilka dni, a ja będę ją musiała zapewniać,że to może poczekać jeszcze tydzień lub dwa.
-Effie? Jesteś?-zapytałam niepewnie. Może straciła zasięg?
-Katniss, mam nadzieję,że zapomniałaś o swoich obowiązkach mentorki, bo jeśli celowo się od nich wymigujesz,to zasługujesz na reprymendę!
Zatkało mnie. Mówiąc szczerze, kompletnie o tym zapomniałam.
-Eeee...to igrzyska wciąż trwają?-postanowiłam udawać głupią, jednak Effie była zbyt bystra.
-Tak, trwają! Nie zadawałabyś takich głupich pytań, gdybyś była dobrym mentorem!-zawołała! Poczułam, jak coś się we mnie gotuje.
-Effie, kto jak kto, ale ty chyba należysz do osób, które mogą rozumieć moją nienawiść do prezydenta Snowa i Kapitolu. A jakbyś zapomniała, Victoria jest wnuczką osoby, która zabrała mi tak wiele!-powiedziałam, starannie akcentując każde słowo. Ona jednak nie była tak spokojna.
-Sama nienawidzę Kapitolu i nawet nie wyobrażasz sobie, jak bolesne jest dla mnie przebywanie tutaj. Ale czym ci ta Victoria zawiniła?! I za kogo się do cholery wyobrażasz,by decydować o tym,czy może żyć?! Właśnie w tej sekundzie nie jesteś lepsza od Snowa. Mścisz się na bezbronnej dziewczynie!
Wcisnęłam przycisk ,,Zakończ'' i schowałam telefon głęboko do kieszeni.
Jeszcze długo potem nie mogłam się uspokoić.
No wreszcie /;
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! I końcówka najlepsza, bo Katniss zachowywała się głupio. Wreszcie ktoś jej to uświadomił. (":
ah, w końcu się doczekałam! :) nareszcie ktoś uświadomił Katniss jak postępuje c:
OdpowiedzUsuńCudne *-*
OdpowiedzUsuńEffie <3 Effie <3 Effie <3 Wreszcie ktoś pokazuje ją " po ludzku " xD Dobrze jej powiedziała !
Biedny Peeta ;< fuuuj, wyobraziłam sobie jak go operowali.
Czekam na następny rozdział. Oby pojawił się szybko, bo czekam ze zniecierpliwieniem na dalsze losy naszych trybutów *-*
~ Ringeril =^.^=
W końcu nowy rozdział! <3
OdpowiedzUsuńJAK ZWYKLE ŚWIETNY!
Ale Effie skarciła Kotną, ups. Oby Katniss to przemyślała i zrozumiała, że musi pomóc Victorii :/.
A Peetuś mój jak zwykle kochany ♥
Życzę weny i pozdrawiam!
Kolejny świetny rozdział. Nareszcie ktoś pokazał Katniss, że musi zając się swoimi trybutami.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Effie, to nareszcie ktoś opisuje ją taką jaka jest a nie sprowadza ją do roli zwykłej piszczącej kobietki, którą interesują tylko sukienki. Oczywiście, taka po części jest, ale nie w całości.
Więc wielki plus za Effie i życzę weny
Super !!! Cudooo rozdział !!! Daj ty Pecie wreszcie spokojnie żyć :D ! Oj Effie ma racje !!
OdpowiedzUsuńDużo weny i żelków życze :*
Ps. Zapraszam do mniee http://znaszmojeimieniemnie.blogspot.com/
Dlaczego dopiero teraz to zauważyłam, hę? ;-;
OdpowiedzUsuńNo nic - Cudo <3
Effie mówi prawdę niech katniss sie ogarnie
OdpowiedzUsuń