Dedyk dla Oli Maruszak :)
Szorstka kora podrapała mnie w policzek, gdy poruszyłam, balansując na granicy jawy i snu. Przeciągnęłam się lekko i uniosłam do pozycji siedzącej. Spodziewałam się,że zobaczę to samo co wczoraj-siebie w zimowej odzieży w śpiworze przywiązaną sznurem do grubszej gałęzi, ale spotkało mnie miłe zaskoczenie. Byłam otulona dodatkowym kocem, który został przymocowany kilkoma linami, aby nie zsunął się w nocy. Powiodłam spojrzeniem po najbliższych konarach.
Adam siedział wyprostowany, plecy oparł o pień drzewa wykorzystanego przez nas na miejsce noclegu. Blada skóra zdawała się lekko migotać na tle złocisto-różowego, wschodzącego słońca.Czarne włosy były mocno rozczochrane, a ciepłe światło podkreślało ich miękkość i łagodziło kruczoczarny odcień. Fiołkowe oczy poważnie wpatrywały się w otaczającą nas przyrodę,która właśnie budziła się do życia. Cały ten krajobraz nadawał niezwykłej magii tej krótkiej chwili. Wysokie, strome szczyty porośnięte drzewami. Ptaki, wykonujące skomplikowane symfonie ukryte między liśćmi. Mgła spowijająca grunt dziesiątki stóp pod nami. Nierealne piękno tego miejsca wyglądało jak ze snu. Sam Adam wydawał mi się jeszcze przystojniejszy niż zwykle, przypominał bardziej mglistą istotę niż samego siebie. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko, będąc tak daleko.
Zabrałam się za rozplątywanie supłów. Szelest materiału musiał obudzić mojego sojusznika, bo natychmiast zjawił się obok. Wpatrywałam się w jego dłonie, gdy smukłe, długie palce jego szerokich dłoni sprawnie rozplątywały kolejne sznurki. Kiedy podniosłam w końcu wzrok, skinęłam tylko krótko głową. On od razu zrozumiał przesłanie. Wzięłam swój plecak, łuk i kołczan, po czym zaczęłam schodzić na dół.
Od dawna porozumiewaliśmy się przy pomocą gestów i mimiki. Jedno porozumiewawcze spojrzenie głęboko w oczy, jeden uścisk dłoni, jedno skinienie głowy potrafiło wyrazić znacznie więcej niż tysiąc zbytecznych słów.
Ruszyliśmy przed siebie. Słońce za naszymi plecami powoli wspinało się do góry, barwy straciły nasycenie i ciepło, otoczenie przestało być tak urokliwe. Poranny chłód ustąpił miejsca coraz wyższym temperaturom. Zdjęłam z ramion kurtkę.
Cisza wokół nas zdawała się być nie do zniesienia. Każda rozmowa z Adamem sprawiała mi ból, ale nie miałam wyboru. Poczułam,że zaraz eksploduję, jeśli tego nie przerwę. Zadałam więc pytanie na możliwie najlżejszy temat:
-Dlaczego oddałeś mi swój koc?
Starałam nie patrzeć się w jego stronę, ale i tak byłam pewna,że wzruszył ramionami. Wskazywała na to pozorna obojętność w jego głosie.
-Nie było mi zimno, a ty wyglądałaś na zmarzniętą.
Wiedziałam,że blefuje. W nocy temperatura spadała poniżej zera, a on miał na sobie dziś tylko grube ubranie. Musiał marznąć.
A mimo to oddał mi swój koc...
-Ilu nas zostało?-zapytałam.
Wczoraj bardzo szybko zasnęłam. Nie zdążyłam nawet obejrzeć podsumowania poprzedniego dnia.
-Licząc nas-czworo.
Nagle rozległ się huk armaty.
-Troje-podsumował Adam.
Dalej szliśmy już w milczeniu, dopóki nie dostrzegliśmy jaskrawej plamy na tle drzew. Przelotne spojrzenie w oczy i już podjęliśmy decyzję. Pobiegliśmy.
Na trawie niedaleko nas leżała młoda dziewczyna. Jej brązowe włosy były rozrzucone wokół wychudzonej, bladej, wymizerniałej twarzy. Na pierwszy rzut oka wydawała się martwa, kiedy leżała bez ruchu.
-Może to jej śmierć przed chwilą obwieszczono?-zapytałam. Uklękłam i przyjrzałam się jej uważnie. Adam tymczasem uparcie wpatrywał się w zarośla wokół.
-Możliwe,ale...coś tu nie gra-wymamrotał Adam.
Spojrzałam na niego, ale on nawet nie uraczył mnie spojrzeniem. Wpatrywał się intensywnie w pomarańczowy plecak. Prawdę mówiąc, im dłużej na niego patrzyłam, tym i ja miałam coraz większe przeczucie, że coś tu jest nie tak. Dlaczego zwycięski trybut nie zabrał plecaka? I dlaczego nigdzie nie ma śladów walki-krwi na trawie i ran ciętych na ciele pokonanej? Zaciekawiona uniosłam dłoń by zbadać jej puls, chociaż każda komórka mojego ciała krzyczała:,,Nie rób tego!''. I wtedy to się stało.
Trybutka gwałtownie otworzyła oczy, jej dłoń zacisnęła się na mojej ręce. Byłam jak sparaliżowana. Nie potrafiłam przewidzieć takiego ataku. Patrzyłam z przerażeniem, jak srebrna klinga miecza ukrytego w ziemi unosi się do góry, by zwieńczyć swój lot, ze świstem wbijając się w miękką skórę mojego przedramienia.
Ten rozdział miał być dłuższy, ale wiecie...jest 3:30 rano ;-; Czego ja dla was nie robię, pisząc o takiej porze...przepraszam za błędy, spać mi się chce...komentujcie! :)
Szorstka kora podrapała mnie w policzek, gdy poruszyłam, balansując na granicy jawy i snu. Przeciągnęłam się lekko i uniosłam do pozycji siedzącej. Spodziewałam się,że zobaczę to samo co wczoraj-siebie w zimowej odzieży w śpiworze przywiązaną sznurem do grubszej gałęzi, ale spotkało mnie miłe zaskoczenie. Byłam otulona dodatkowym kocem, który został przymocowany kilkoma linami, aby nie zsunął się w nocy. Powiodłam spojrzeniem po najbliższych konarach.
Adam siedział wyprostowany, plecy oparł o pień drzewa wykorzystanego przez nas na miejsce noclegu. Blada skóra zdawała się lekko migotać na tle złocisto-różowego, wschodzącego słońca.Czarne włosy były mocno rozczochrane, a ciepłe światło podkreślało ich miękkość i łagodziło kruczoczarny odcień. Fiołkowe oczy poważnie wpatrywały się w otaczającą nas przyrodę,która właśnie budziła się do życia. Cały ten krajobraz nadawał niezwykłej magii tej krótkiej chwili. Wysokie, strome szczyty porośnięte drzewami. Ptaki, wykonujące skomplikowane symfonie ukryte między liśćmi. Mgła spowijająca grunt dziesiątki stóp pod nami. Nierealne piękno tego miejsca wyglądało jak ze snu. Sam Adam wydawał mi się jeszcze przystojniejszy niż zwykle, przypominał bardziej mglistą istotę niż samego siebie. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko, będąc tak daleko.
Zabrałam się za rozplątywanie supłów. Szelest materiału musiał obudzić mojego sojusznika, bo natychmiast zjawił się obok. Wpatrywałam się w jego dłonie, gdy smukłe, długie palce jego szerokich dłoni sprawnie rozplątywały kolejne sznurki. Kiedy podniosłam w końcu wzrok, skinęłam tylko krótko głową. On od razu zrozumiał przesłanie. Wzięłam swój plecak, łuk i kołczan, po czym zaczęłam schodzić na dół.
Od dawna porozumiewaliśmy się przy pomocą gestów i mimiki. Jedno porozumiewawcze spojrzenie głęboko w oczy, jeden uścisk dłoni, jedno skinienie głowy potrafiło wyrazić znacznie więcej niż tysiąc zbytecznych słów.
Ruszyliśmy przed siebie. Słońce za naszymi plecami powoli wspinało się do góry, barwy straciły nasycenie i ciepło, otoczenie przestało być tak urokliwe. Poranny chłód ustąpił miejsca coraz wyższym temperaturom. Zdjęłam z ramion kurtkę.
Cisza wokół nas zdawała się być nie do zniesienia. Każda rozmowa z Adamem sprawiała mi ból, ale nie miałam wyboru. Poczułam,że zaraz eksploduję, jeśli tego nie przerwę. Zadałam więc pytanie na możliwie najlżejszy temat:
-Dlaczego oddałeś mi swój koc?
Starałam nie patrzeć się w jego stronę, ale i tak byłam pewna,że wzruszył ramionami. Wskazywała na to pozorna obojętność w jego głosie.
-Nie było mi zimno, a ty wyglądałaś na zmarzniętą.
Wiedziałam,że blefuje. W nocy temperatura spadała poniżej zera, a on miał na sobie dziś tylko grube ubranie. Musiał marznąć.
A mimo to oddał mi swój koc...
-Ilu nas zostało?-zapytałam.
Wczoraj bardzo szybko zasnęłam. Nie zdążyłam nawet obejrzeć podsumowania poprzedniego dnia.
-Licząc nas-czworo.
Nagle rozległ się huk armaty.
-Troje-podsumował Adam.
Dalej szliśmy już w milczeniu, dopóki nie dostrzegliśmy jaskrawej plamy na tle drzew. Przelotne spojrzenie w oczy i już podjęliśmy decyzję. Pobiegliśmy.
Na trawie niedaleko nas leżała młoda dziewczyna. Jej brązowe włosy były rozrzucone wokół wychudzonej, bladej, wymizerniałej twarzy. Na pierwszy rzut oka wydawała się martwa, kiedy leżała bez ruchu.
-Może to jej śmierć przed chwilą obwieszczono?-zapytałam. Uklękłam i przyjrzałam się jej uważnie. Adam tymczasem uparcie wpatrywał się w zarośla wokół.
-Możliwe,ale...coś tu nie gra-wymamrotał Adam.
Spojrzałam na niego, ale on nawet nie uraczył mnie spojrzeniem. Wpatrywał się intensywnie w pomarańczowy plecak. Prawdę mówiąc, im dłużej na niego patrzyłam, tym i ja miałam coraz większe przeczucie, że coś tu jest nie tak. Dlaczego zwycięski trybut nie zabrał plecaka? I dlaczego nigdzie nie ma śladów walki-krwi na trawie i ran ciętych na ciele pokonanej? Zaciekawiona uniosłam dłoń by zbadać jej puls, chociaż każda komórka mojego ciała krzyczała:,,Nie rób tego!''. I wtedy to się stało.
Trybutka gwałtownie otworzyła oczy, jej dłoń zacisnęła się na mojej ręce. Byłam jak sparaliżowana. Nie potrafiłam przewidzieć takiego ataku. Patrzyłam z przerażeniem, jak srebrna klinga miecza ukrytego w ziemi unosi się do góry, by zwieńczyć swój lot, ze świstem wbijając się w miękką skórę mojego przedramienia.
Ten rozdział miał być dłuższy, ale wiecie...jest 3:30 rano ;-; Czego ja dla was nie robię, pisząc o takiej porze...przepraszam za błędy, spać mi się chce...komentujcie! :)
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! Kobieto! ;-; Łamiesz serca! ;-; Czemu?! ;-;
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie strasznie co czuje Adam... Dobra - może jest na nią zły itepe, ale no... To on się w niej przypadkiem nie zabujał? Strasznie mnie to ciekawi...
Gdy tylko przeczytałam tytuł "FINAŁ CZ.1" od razu wiedziałam, że stanie się coś złego ;-; No i... Dlaczego finał? ;-; Nieee! ;-; Kobieto! Mam nadzieję, że napiszesz niedługo cz. 2 <3
Pozdrawiam xx i WENY, WENY kochana! <3
Moja droga Siklvavo-a czy tam jest napisane, że Adam jest na nią zły? :) Pozdrawiam!
UsuńNo nie piszę, ale tak wyglądało no! XD Bo taki jakby gburowaty był XD
UsuńAdam jest po prostu...małomówny. Prawdę mówiąc, kiedy go tworzyłam, to miałam zamiar stworzyć najbardziej tajemniczą postać całego fan fiction! I właśnie to, że tak ciężko mu rozmawiać z Vickie, ma ścisły związek z ich wspólną przeszłością. ;)
UsuńDżizas! XD Cała ta gromadka tajemnicza kurczę jest XD
UsuńPiszesz super(0:) nie moge sie doczekać następnego rozdziału i mam nadzieję, że wyjdą z tego cało. Nie szkodzi że zmieniłaś perspektywę- wręcz przeciwnie. Jestem jednak ciekawa co u katniss i pesety oczywiście ;) . Weny zyczę
OdpowiedzUsuńxoxo
dam dam dam ;-; uhm biedna Vic, przeżyje prawda? ._. mam nadzieję, że szybko dodasz następny rozdział, ale wiesz; nie poświęcaj się tak XD idź spać o normalnej godzinie haha :D
OdpowiedzUsuńHmmm...czy Vic przeżyje, to zobaczymy! Zostały tylko 3 osoby, jedna z nich wróci! Ale czy to będzie ona...? Poświęcać się muszę ;-; I tak rozdział był w poniedziałek, a nie w niedzielę... :/
UsuńWitaj ;) niedawno przybyłam do grona twych czytelników i jestem zachwycona Twoim blogiem! <3
OdpowiedzUsuńPiszesz świetne rozdziały i idealnie budujesz napięcie.. ale czy musisz przerywać w takim momencie ? ;D
Jestem strasznie ciekawa co będzie z Vic... no i Adamem! Kurde nie chcę żeby któreś z nich ginęło !
Ps.
A tak na marginesie zapraszam do siebie: http://powers-of-elementals.blogspot.com/
Jejku... Uwielbiam twoją twórczość i zazdroszcze takiwgo talentu :-) a rozdział jak zwykle super ;-)
OdpowiedzUsuńCudoooo :D Ja chcę wiecej :*** Proszę dawaj jak najszybciej :)
OdpowiedzUsuńDużo weny i żelków życzę :*
Ps. Zapraszam do siebie http://znaszmojeimieniemnie.blogspot.com/
Dzięki za dedyk <3
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz. :)