sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 42 Kolacja

Czemu tak późno? Bo mi się ładowarka do tableta psuje ;_; Ale spokojnie, w przyszłym tygodniu dostanę laptopa. Notki będą bardziej regularnie. 
Nie zawieszę bloga-przekonaliście mnie.
Za nakręcenie filmiku zacznę się zabierać już wkrótce.
Dedyk dla LadyinBlack! :D Tak, masz rację co do komentarzy! ;) 
Miłego czytania!

Wielokrotnie, kiedy przychodziło mi pracować z Cinną, dane mi było zachwycić się jego talentem. Każda przygotowana przez niego kreacja miała inny wydźwięk i różne przeznaczenie. Można je porównać do metafor, które ukrywano w materiale, aby nikt niepożądany nie mógł ich odczytać
Nie zmienia to jednak faktu,że wszystkie przygotowane przez Cinnę stroje miały w sobie coś, co od razu wskazywało na twórce. To coś tkwiło w doborze materiału, szwach czy też samych projektach. Dzięki temu jego prace były charakterystyczne.
Dlatego też tam, w Dystrycie Czwartym, z daleka od Dwunastki czy Kapitolu, pomimo tego, że od dawna nie miałam żadnej sukni Cinny w dłoniach, od razu rozpoznałam twórcę sukienki, która w istocie była niezwykła. Od razu ją przymierzyłam. Wpatrywałam się milcząco w moje oblicze.
Rozkloszowany lekko dół czarnej sukienki sięgał przed moje kolano. Talia była lekko ściśnięta, co podkreśliło szczupłą sylwetkę, a subtelne wkładki w okolicach biustu sprawiały, że wyglądałam nieco bardziej kobieco. Sukienka miała ścięcie nad dekoltem od jednego ramienia do pachy pod drugim, co oznacza, że jedna ręka była całkiem odsłonięta.
W niektórych miejscach kreacja została ozdobiona kryształami, które, jeśli patrzyło się pod odpowiednim kątem, układały się w różne, fantazyjne wzory. Moją uwagę przykuła strzała, cyfra 12, pojedyncze kamienie ułożone jak na stercie, co imitowało jagody. 
Nagle zdałam sobie sprawę z tego, co to musiało oznaczać. Żadna sukienka projektu Cinny nie powstała dotąd bez powodu. Z pewnością i teraz-została ona przygotowana na tę właśnie okoliczność i nic innego. Każda kreacja miała swój indywidualny i wyjątkowy, metaforyczny przekaz. 
Te wszystkie symbole pokazywały okruchy wspomnień, fragmenty wyrwane ze srebrzystej nici czasu, która nas wszystkich spetła krwawą historią. Dostrzegłam tu wszystko, co połączyło niegdyś mnie i Peetę-strzały, jagody. Nawet kolor sukienki wskazywał na nasz Dystrykt. Dla kogoś z boku kryształy w nic się nie układały, ale dla mnie przekaz był jasny-jakimś cudem Cinnie udało się utrwalić na materiale historię miłości Peety i mojej.
Poczułam, jak w moich oczach wzbierają się łzy.
-Oh,nie! Katniss, nie płacz, bo rozmażesz moje dzieło-powiedziała Effie, co miało być naganą, ale zabrakło tu hardości w jej głosie. Ona też była blisko łez. 
-Przepraszam-mruknęłam i postarałam się nie mrugać przez chwilę. Tymczasem Effie sięgnęła po dwie wstążki-czerwoną i żółtą-i zręcznymi palcami wpletła je w moje włosy, układając je w kunsztowniejszą wersję warkocza, który wykonywałam od dawna. 
-Wyglądasz...wspaniale, kochana-szepnęła Effie. 
-Dziękuję-odpowiedziałam,ale w tym słowie kryło się coś więcej. Dziękowałam jej za to, że była przy mnie od początku, za jej wsparcie i to wszystko, co dla mnie uczyniła.
Założyłam na moją zdrową nogę czarną balerinę, po czym złapałam Effie pod ramię i razem ruszyłyśmy do drzwi, do których właśnie ktoś zapukał. Kiedy przejście się otworzyło, poczułam na twarzy krótkie uderzenie chłodnego powietrza. Zobaczyłam Peetę w perfekcyjnie skrojonym, czarnym garniturze. Kontrastował się on z jego opaloną skórą. 
-Wyglądasz olśniewająco-powiedział cicho, po czym podał mi ramię, które przyjęłam z wdzięcznością. 
-Dziękuję-odpowiedziałam i pozwoliłam się poprowadzić.
Restauracja okazała się być niedużym budynkiem ze sporym ogrodem i romantycznie oświetloną altanką na tyłach. Przechodząc przed nieduże, wiśniowe drzwi znalazłam się niemalże w innym świecie.
Ściany pomalowano na rubinowo, podłogę pokrywały jasne, drewniane deski. Stoliki ustawiono w jednej części lokalu, natomiast drugą zajmował parkiet do tańca. Postanowiłam, już przy wejściu, że dołożę wszelkich starań, by trzymać się od niego jak najdalej. Oczywiście, znając moja szczęście...
-Zatańczymy?-spytał Peeta z nadzieją w głosie i wesołym błyskiem w oku.
Nie miałam serca mu odmówić, tak bardzo wyglądał na szczęśliwego. 
-Wiesz, nie ma problemu, ale moja noga...-wzdrygnęłam się i wskazałam drżącym palcem na gips. 
On w odpowiedzi uniósł nogawkę spodni, ukazując srebrzystą protezę. 
-Jeśli ja dam radę, to i ty sobie poradzisz-mrugnął do mnie, a ja odpowiedziałam mu uśmiechem. 

[Jeśli chcesz to włącz piosenkę Love me like you do-Ellie Goulding od 17. sekundy , nie ma jej na playliście]

Pozwoliłam poprowadzić się na parkiet, w tle powoli rozbrzmiewała nastrojowa muzyka. Krótkie spojrzenie na nogę Peety, a właściwie jej brak, wystarczył, by pobudzić obszar w moim mózgu odpowiedzialny za strach. Każde me mrugnięci otwierało wrota do innego, równie krwawego obrazu. Nie pozwoliłam jednak, by przerażenie przejęło nade mną kontrolę. Skupiłam całą moją uwagę na tym, co mnie otaczało. Uwrażliwiłam nieco otępione zmysły. Wzrok-rubin na ścianach, słuch-romantyczna melodia, dotyk-szeroka, ciepła dłoń Peety, węch-uderzająca do głowy, słodka woń kwiatów i czekolady. Odegnałam od siebie wszelkie złe myśli, udało mi się zwyciężyć z przeszłością. Świadomość wygranej i fali radości kotłującej się na nowo w moim ciele sprawiła, że wybuchnęłam głosnym, perlistym śmiechem.
Peeta chyba uznał to za entuzjazm związany z tańcem, ale jakoś nie spieszyło mi się do wyprowadzenia go z błędu.
Poczułam jego dłoń na biodrze, przyciągnął mnie bliżej siebie i uniósł lekko. Moje stopy znajdowały się teraz na jego stopach, naszych ciał nie dzieliło już nic poza cienką warstwą ubrań. Poczułam dziwne gorąco w okolicach serca, które zaczynało dostawać palpitacji. Zadrżałam, gdy zobaczyłam, jak oczy Peety lekko ciemnieją i pojawia się w nich ten rodzaj mroku, który uwielbiałam i który zawsze pojawiał się, gdy byliśmy sami. Nawet tam, pośrodku parkietu, wokół innych par wywabionych na parkiet muzyką, miałam wrażenie, że znajdujemy się we własnym świecie, gdzie nikt poza nami nie ma wstępu.
Pozwoliłam Peecie poprowadzić mnie w tańcu. Wspólnie tworzyliśmy sobie nową drogę, do lepszego, bezpieczniejszego miejsca. Czułam jego silne ramiona wokół klatki piersiowej i umięśnione udo przy mojej nodze. Był jedyną rzeczą, poza muzyką w tle, z której realnie zdawałam sobie sprawę. Pragnęłam zatracić się w błękicie w jego oczu, do końca życia słyszeć tylko jego oddech. 
Mimowolnie zaczynałam zastanawiać się nad tym, co miało nas czekać po powrocie do domu-naszego starego, przesyconego węglowym pyłem i dymem buchającym z kominów razem z ognistymi iskrami, Dwunastego Dystryktu. Do tamtej pory nie poświęcałam zbyt wiele czasu na rozmyślania nad przyszłością. Jednakże wtedy, ze względu na wszystkie wydarzenia, zaczęłam rozumieć, ile życia mam jeszcze przed sobą.
Kiedy przeżywałam depresję po skończonej rebelii, a cała moja postać przekształciła się w marne zwłoki dawnej osobowości na siłę wciśnięte w pokryte bliznami i przeszczepioną skórą ciało, sądziłam, że już nigdy nie zaznam szczęścia, a cała walka o ocalenie przyszłości nie ma sensu. Teraz widziałam wszystko w zupełnie innych barwach.
-O czym tak rozmyślasz?-szepnął Peeta wprost do mojego ucha.
-O przyszłości-odpowiedziałam równie cicho.
Zaśmiał się promiennie,a ja pytająco uniosłam brew. 
-Też o tym myślę-wytłumaczył, a ja pokiwałam głową w geście zrozumienia.-Właśnie...może przejdziemy się do altanki?
Zgodziłam się, chociaż muzyka nie dobiegła jeszcze końca, a wizja tańczenia tak blisko Peety była naprawdę kusząca.  
Razem wyszliśmy tylnymi drzwiami prosto w chłód lipcowej nocy. Nad naszymi głowami gwiazdy wesoło mrugały na tle aksamitnie granatowego nieba. Robaczki świetojańskie oświetlały nam drogę do ozdobionej czerwonymi różami altany. Byliśmy sami.
Oparłam się plecami o jedną z pomalowanych na śnieżnobiało kolumn. Zaciągnęłam się kwiecistym zapachem, pozwoliłam by przesycone nim powietrze ześlizgnęło się w dół moich dróg oddechowych. Spojrzałam na Peetę, na którego uśmiechniętej twarzy kryło się zdenerwowanie.
-Coś się stało?-spytałam i troskliwie położyłam mu dłoń na policzku. 
-Chciałem cię tylko o coś spytać-odpowiedział i pociągnął za kołnierzyk, chcąc schłodzić rozpaloną szyję.
Milczałam, chciałam, żeby miał czas na spokojne nabranie odwagi. 
-Wiesz...wiele razem przeżyliśmy...-jego prawe ramię zadrżało, gdy powoli przeniósł je w stronę kieszeni.-Kocham cię. Tak bardzo, jak jeszcze nikt nikogo wcześniej...-jego dłoń zanurkowała między fałdy materiału i wyjęła z niej małe, czarne pudełeczko. 
Kiedy klękał na zdrowe kolano, zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, co się dzieje.
O mój Boże...
-Katniss Rosalynn Everdeen, pragnę spędzić z tobą resztę życia bez względu na to, co jeszcze przyniesie nam los. Chcę być przy tobie i zestarzeć się u twojego boku-wyrecytował, a ja poczułam, jak moje serce gwałtownie zwalnia, nie mogłam się poruszyć.
Kiedy Peeta otworzył pudełeczko, a moim oczom ukazał się najpiękniejszy pierścionek zaręczynowy na świecie-białe złoto oraz czarne i białe klejnoty-poczułam łzy wzruszenia wzbierające mi się w oczach.
-Wyjdziesz za mnie?
Coś ścisnęło mnie w gardle, więc po prostu pokiwałam głową na znak potwierdzenia. Kiedy poczułam, jak pierścionek przesuwa się na odpowiednie miejsce, zrozumiałam, że tak naprawdę to była wizja przyszłości, którą pielęgnowałam w sercu od wielu dni. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego, tak samo jak Peeta nie myślał o spędzeniu swoich dni beze mnie.
Pozwoliłam, by pocałował mnie tak, jak jeszcze nigdy tego nie robił-z pasją, pożądaniem i bezgranicznym zaufaniem. Kiedy ciepłe kolory tańczyły pod moimi powiekami, zrozumiałam, że oto właśnie dane jest mi zacząć nowy rozdział w życiu. Miały na mnie czekać nowe wyzwania i trudności, ale miało mi być dane stawiać im czoła u boku mojej prawdziwej miłości. Ta myśl napawała mnie bezkresną radością u poczuciem ulgi.
Pocałunek trwał dopóty altanka również nie zaczęła tańczyć wokół. Czas zdawał się naginać pod nasze życzenie, a my korzystaliśmy z tego. Już nic nigdy miało nie być takie jak dawniej, ale w ogóle mnie to nie smuciło.
Myślałam o tym, gdy, już jako przyszła pani Mellark, jadłam z Peetą kolację. 

11 komentarzy:

  1. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! To jest najlepszy rozdział jaki od dawna przeczytałam! Nie dość, że uroczy jak nigdy i w ogóle to tak świetnie napisany! :3 <3
    Wzruszyłam się... Jeju no! Sukienka Cinny w mojej wyobraźni wygląda prześlicznie, a ta cała scena z tańczeniem...
    Włączyłam sobie specjalnie piosenkę Ellie i powiem... Idealnie! <3 Tak świetnie pasuje do tego tańca <3
    Obstawiałam, że Peetuś oświadczy się naszej kochanej Katnuss, ale co tam <3 Ciekawiło mnie jak to przedstawisz... I wyszło genialnie! ^.^ *uwaga, mam pytanie XD*
    Katniss i Peeta ciągle mają po 17 lat czy już 18? Bo tak trochę straciłam rachubę XDD
    Genialny, genialny i bardzo dobrze, że nie zawiesiłaś bloga <3 <3 <3 <3 <3 :"3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z moich wyliczeń wynika,że Peeta jest ciutkę starszy od Katniss, a Katniss ma skończone osiemnaście! :D

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak słodko! Podejrzewałam, że Peeta oświadczy się Katniss, ale to nie zmienia faktu, że były to najsłodsze zaręczyny ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. O jej! <3 Wpadłam na tego bloga w genialnym momencie! :3 ale, czytając poprzednie rozdziały, mam nadzieję że już nic im nie zrobisz! *-* rozdział genialny, chcę więcej! :)
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. O jeny, jeny, jeny jakie to boskie!
    To było takie słodkie i piękne i niesamowite!
    Kocham!
    <3
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże tak wspaniałego, wykwintnego, czarującego, miłego, radosnego, idealnego, poruszającego, wzruszającego, kochanego, artystycznego, niezwykłego, zaskakującego rozdziału już dawno u Ciebie nie czytałam! Jak zwykle nie mogę się doczekać kolejnej notki ;)

    Dziękuje za dedyk, nawet nie wiesz jak mi było ciepło na serduszku kiedy to przeczytałam ( a kiedy pochłonęłam rozdział to myślałam, że spadnę z krzesła) :))

    Jeeeeej piszesz dalej, kamień spadł mi z serca (Ty chyba bardzo lubisz grać na moim sercu ;) )

    Przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale jestem na feriach i dopiero nie dawno udało mi się złapać wi-fi ( chyba znasz mój ból). Jednak nie długo wracam więc myśle że od przyszłego tygodnia z powrotem ruszą moje rytualne wycieczki na Twój blog z obowiązkowym komentarzem. Mam nadzieje że mi wybaczysz! ;)

    Pozdrawiam gorąco
    LadyinBlack

    OdpowiedzUsuń