Oto nowy rozdział! Nie ma konkretnego dedyku :)
Bardzo denerwujące okazało się chodzenie z nogą w gipsie. Pomimo tego,że ciągle kurczowo musiałam się trzymać czyjegoś ramienia, ponieważ nie zamierzałam za żadne skarby świata używać kuli, bez przerwy się potykałam. O szybszym pokonaniu danej odległości nie było nawet mowy. Doprowadzało mnie to do bezustannej frustracji i poczucia gniewu, którego nawet nie starałam się wyładowywać. Nie miało to sensu, skoro po jednym wybuchu nadszedłby kolejny. Tłumiłam więc to wszystko w sobie i starałam się myśleć pozytywnie o naszych wakacjach w formie terapii zastępczej.
Rozpoczął się lipiec i pogoda w Czwórce stała się jeszcze piękniejsza. Słońce świeciło wiele mocniej, temperatury nie spadały poniżej trzydziestu pięciu stopni Celsjusza. Delikatna, słona bryza przyjemnie chłodziła rozgrzaną skórę plażowiczów. Kiedy tylko zmyłam z siebie szpital(do dziś nie wiem, jakim cudem zrobiłam to z gipsem na nodze), usiadłam na werandzie ze szklanką lemoniady na stoliku i dobrą książką w dłoniach.
Brakowało mi polowania i spacerów po lesie. Niestety, tutaj w Czwórce, na próżno można by szukać jakiegokolwiek zadrzewienia. Wszędzie znajdowały się wysokie wydmy porośnięte charakterystyczną, niską roślinnością. Dlatego też przedstawiłam się na opalanie i czytanie, które było dobrą alternatywą.
Czytywałam chętnie typowo współczesne książki obyczajowe, ale nie rezygnowałam też z pozycji naukowych o niskim poziomie trudności. Ciągle brakowało mi wielu informacji, których nie nauczyłam się nigdy w szkole, a mogły okazać się przydatne.
Dzień był wyjątkowo cichy, ponieważ temperatura sięgnęła wyjątkowo czterdziestu stopni, a zegary wybiły niedawno południe. Roztropni plażowicze schowali się w domkach, nikt nie przesiadywał na plaży. Mi, w cieniu werandy, było przyjemnie chłodno. Nie zarejestrowałam nawet momentu, w którym usnęłam. Obudziłam się dopiero wtedy, gdy poczułam usta Peety na moim policzku.
-Coś się stało?-zapytałam sennie i przetarłam oczy. Stłumiłam ziewnięcie.
-Chciałem ci tylko przypomnieć,że dziś idziemy na kolację-szepnął Peeta z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
-I tylko po to mnie obudziłeś?-zapytałam z rezygnacją w głosie. A miałam taki miły sen!
-Tak właściwie to nie...Effie chciałaby się z tobą zobaczyć.
Effie? Mój mózg odruchowo zaczął przeczesywać niedawne wspomnienia, celem znalezienia jakiegokolwiek powodu do bury, ale nie odkrył niczego nieodpowiedniego. Doszłam więc do wniosku,że złe zachowanie nie było powodem rozmowy.
-W porządku-podniosłam się powoli, ale niedawne przebudzenie i osłabiona koordynacja ruchowa spowodowały u mnie tak silny zawrót głowy,że runęłabym jak długa na ziemię. Na szczęście stałam naprzeciwko Peety, który przytrzymał mnie w talii. Nim się wyprostowałam, Peeta wykorzystał okazję i przysunął usta do mojego ucha.
-Skarbie, przecież nie dojdziesz tam o własnych siłach-mruknął, a ja poczułam jego gorący oddech. Moje serce od razu rozpoczęło dziki bieg.
-To może zechcesz mi pomóc?-szepnęłam. Westchnęłam, gdy poczułam jak jego usta wędrują od mojego ucha do linii żuchwy. Zadrżałam.
-Z chęcią-odpowiedział, składając pocałunek na mojej szyi. Zaczęłam szybciej oddychać, a krew zawrzała mi w żyłach. Powietrze, które nas dzieliło, zdawało się być naelektryzowane. Czułam pierwsze, strzelające iskry.
Peeta nachylił się i złożył na moich ustach pocałunek. W zasadzie musnął je tak delikatne, że ledwo to poczułam. Jednak wystarczyło to, by me wargi zapłonęły. Zapragnęłam więcej.
-Katniss!
Usłyszałam głos Effie. Odruchowo spojrzałam w stronę jej domku. Spoglądała na nas przez okno.
-Długo mam na ciebie czekać?
Przygryzłam dolną wargę i starałam się ukryć targające mną poczucie frustracji. Znowu. ZNOWU. Jakby Effie nie mogła tych pięciu minut poczekać!
Peeta wziął mnie na ręce,jakbym nic nie ważyła i zaczął iść w stronę domku naszych dawnych opiekunów. Oparłam policzek o jego pierś i wsłuchałam się w miarowe bicie jego serca. Poczułam, jak zaczynam się uspokajać.
Zanim mój ukochany postawił mnie na ziemi, pocałował mnie w czoło i posłał mi pokrzepiający uśmiech.
-Widzimy się wieczorem-szepnął.
-Dopiero?-wydałam z siebie jęk zawodu i zdziwienia. Odwróciłam się gwałtownie, gdy drzwi za moimi plecami zadźwięczały i stanęła w nich uśmiechnięta, mniej wymalowana niż zwykle Effie Trinket.
-No nareszcie! Wchodź, Katniss, szybciutko!-zaklaskała i nie czekając, weszła do środka. Westchęłam ciężko i ruszyłam jej śladem.
Salon został przewrócony do góry nogami. Wszędzie walały się kosmetyki i najróżniejsze buty, od czółenka przez szpilki po baleriny. Nie potrafiłam dostrzec spod nich mebli.
Zgodnie z poleceniem Effie usiadłam na krzesełku naprzeciwko ogromnego lustra. Mogłam w nim dostrzec swoje zaskoczone oblicze.
-Katniss, dzisiejsza kolacja jest wyjątkowa i musisz w związku z tym niesamowicie wyglądać!-zaszczebiotała.-Dlatego też przygotuję cię.
Skinęłam głową. Akurat w tej kwestii nie miałam najmniejszego zamiaru protestować. Pozwoliłam więc, by Effie pokryła moją twarz najróżniejszymi kosmetykami, których nazw nie umiałabym podać. Jej drobne dłonie szybko rozsmarowywały kremy, usuwały zbędne włoski, wygładzały, matowiły i nadawały kolor.
W milczeniu przyglądałam się jej pracy, by móc w końcu podziwiać efekty. Miałam teraz promienne, hipnotyzujące spojrzenie i oczy z niesamowicie długimi, i jednocześnie naturalnie wyglądającymi rzęsami, znad których świetnie prezentowały się ciemne, łukowate brwi. Usta wyglądały na pokryte malinowymi diamentami.
-Dziękuję-powiedziałam, ale ona szybko mi przerwała.
-Podziękujesz,gdy zobaczysz ostateczny efekt-pisnęła i podbiegła do czarnego pokrowca. Zanim go przyniosła,spojrzałam na okno i zauważyłam,że Słońce chyli się ku zachodowi.
Effie podała mi opakowanie i zachęciła do tego,bym je otworzyła. Niepewnie użyłam zamka błyskawicznego i westchnęłam, oniemiała z zachwytu.
To tyle na dziś. Z bólem serca informuję, że coraz ciężej dodawać mi nowe notki, gdy widzę, że liczba wyświetleń wzrasta, a komentarzy-maleje. Jest mi przykro,czuję się niedoceniona i, ponieważ ten stan utrzymuje się już od jakiegoś czasu,zastanawiam się nad zawieszeniem bloga...Mam wenę i chęci, ale po co mam pisać,skoro niewiele osób zdaje się być tym zainteresowana...?
Genialny rozdział <3 Normalny, ale bardzo dobrze zrobiony! <3 Ciekawi mnie kiecka Katnus ^^
OdpowiedzUsuńNie możesz zawiesić bloga! ;-; Nie, nie! ;-; Proszę nie rób tego!
Absolutnie Cię rozumiem! Na moich blogach mam tak samo, ale zawsze czekam kilka dni, zanim ktokolwiek coś napisze. Nie każdy ma od razu dostęp do internetu, komputera, telefonu etc.
Nie zawieszaj go proszę! <3
Pozdrawiam. :* <3
Cudowny rozdział... Prosze nie rób nam tego... Twój bolg jest super . Nie rób mi tego
OdpowiedzUsuńTwój blog jest super ! :*
OdpowiedzUsuńJeśli go zawiesisz uduszę cię :)
Nie, nie, nie!! Nie masz prawa zawieszać bloga! Piszesz zbyt cudownie :") Nie przejmuj się małą ilością komentarzy! Czekam na następną notkę ♥
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga. Nie przestawaj pisać!!!
OdpowiedzUsuńCudne opowiadanie, tak miło mi sie czyta twojego bloga, prosze nie zawieszaj go ;(
OdpowiedzUsuńNawet nie próbuj zawiesić tego bloga! Jest naprawdę jednym z najlepszych jakie czytam. Masz cudowny styl pisania, sprawiasz, że już od pierwszych wersów można się przenieś w stworzony przez Ciebie świat. Pobudzasz wyobraźnię. Nie komentowałam kilku ostatnich notek, ale teraz obiecuję, że pod każdym rozdziałem znajdzie się komentarz ode mnie. Tylko proszę, nie zawieszaj go. ;c
OdpowiedzUsuńJak śmiesz w ogóle o czymś takim pomyśleć!
OdpowiedzUsuńNie, nie i jeszcze raz nie! Zawieszenie bloga, też mi coś. Od teraz w Twoim słowniku nie ma czegoś takiego jak "zawieszenie"!!!
No.
To wszystko jest zbyt piękne, żeby to przerwać :(
Pozdrawiam.
Czy rozdział 42 będzie miał tytuł ,,kolacja'?
OdpowiedzUsuńJest na to duża szansa ;)
UsuńRozdział świetny, zresztą co to za nowość skoro wszystkie są takie :) Nie mogę się doczekać kolejnej notki. Dziewczyno skróć moje tortury i choć podaj przybliżoną datę kolejnej publikacji!!!
OdpowiedzUsuńNawet się nie waż kończyć bloga, ostrzegam, bo skończysz jak Adam ( a ja dalej o jego cudownym zmartwychwstaniu)
Tak na serio to nie kończ pisać! Masz talent, wenę, zapał, czego więcej ci trzeba??? Jestem pewna że masz też wiele anonimowych czytelników. Do śmierci Adama mi też nawet przez myśl nie przeszło żeby zostawić po sobie komentarz, jednak jeśli to ma działać jako motor do Twojej weny to dlaczego nie? Chyba lepiej jest mieć 10 szczerych komentarzy, niż 20 typu "ładnie piszesz czeka na next, zapraszam do mnie :*" ? Przynajmniej mi tak się wydaje...
Pozdrawiam gorąco :*
Lady on Black