piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 2 Ratunek

Czytelnicy! Z okazji Walentynek składam Wam najpiękniejsze życzenia. Ten rozdział generalnie miał być dwa razy dłuższy, ale postanowiłam go skrócić. Dzięki temu łatwiej będzie go przeczytać ;-) Piszcie w komentarzach, kiedy pragniecie dostać drugą część tego rozdziału :D Wtedy go wstawię. Dobrze? ;-)
Dedykuję ten rozdział Admince Argel :-)
Życzę miłego czytania!
[Włącz piosenkę 03.Rue's Lullaby]
W jednej sekundzie czuję, jak całe powietrze opuszcza moje płuca. Jak wtedy gdy wylosowano Prim na Dożynkach. Nie mogę złapać oddechu. Odruchowo szamoczę się, moje ręce wędrują do krępujących szyję więzów. Naturalny instynkt sprawia, że chcę się uwolnić, ale to nic nie daje. Mam wrażenie, że im bardziej się szamoczę, tym mocniej sznur się zaciska. Tracę ostatnie resztki tlenu. Czuję, jak moje płuca stają w ogniu. Jedna myśl mnie pociesza. Kiedy otworzę oczy ponownie, może dostąpię tej łaski i zobaczę siostrę. To i tak niska cena za ten przywilej. Sznur moczy się od moich łez. Żegnaj świecie, żegnaj Peeta, Haymitch, mamo. Przed oczami stają mi mroczki. Przymykam powieki, czekając na koniec cierpień.
-Katniss!-rozlega się krzyk, tak głośny, że prawie rozdziera mi bębenki. Rozpoznałabym go na końcu świata. Brakuje mi siły na rozwarcie powiek, ale wyobraźnia pokazuje mi obraz mojego Chłopca z Chlebem. W jednej chwili Peeta podbiega do mnie i unosi do góry. Wsuwa palec pod sznur  i mocno szarpie. Znów mogę oddychać, nacisk zelżał. Biorę głębokie hausty powietrza. Peeta siada na kanapie, mnie zaś układa na swoich kolanach. Przytula mnie mocno do piersi.
-Katniss, ty głupia dziewczyno! Wiesz, co zrobiłaś?! A właściwie co mogłaś zrobić?-szepcze zrozpaczony. Mocno drży. Chcę go pocieszyć. Pragnę odjąć mu cierpień, ale nie potrafię...
-Peeta, ja już tak dłużej nie mogę-nie dziwię się, gdy w moim głosie słyszę płacz. Spoglądam na niego. Błękitne oczy błyskają niepokojem. W blasku wschodzącego słońca złociste włosy zmieniły barwę na delikatny oranż. Jego ulubiony kolor...Przez chwilę wygląda jakby podejmował jakąś ważną decyzję. Ciekawe co zamierza zrobić...
-Katniss, od dziś mieszkasz u mnie. Nie zostawię cię samej ani na krok. Rozumiesz?-mówi stanowczo. Nie ma co protestować. I tak nie odpuści. Zresztą i tak nie mam ochoty na kolejną chwilę samotności. Nie, kiedy wiem do czego jestem wtedy zdolna. To chyba mój instynkt samozachowawczy. Każe mi trzymać się bezpiecznych rozwiązań. Instynkt samozachowawczy! To chyba ostatnie czego mogłabym się po sobie spodziewać.
Skinęłam głową. Po tym geście bierze mnie na ręce. Narzuca na mnie koc i wychodzimy na dwór. Droga do domu jest bardzo krótka. Przyciskam policzek do jego piersi i przymykam powieki. Słyszę nierówne bicie serca. Drzwi do jego domu otwierają się, a Peeta bez słowa przenosi mnie przez próg. Nie wiem czemu, ale ten gest kojarzy mi się z małżeństwem, z pierwszym wspólnym wejściem do domu młodej pary. Już kiedyś miałam wziąć ślub z Peetą, ale to wszystko było wymuszone, narzucone na nas przez Kapitol. Mimo iż nikt nam nie powiedział tego wprost, domyśliliśmy się, że musimy to zrobić. Tylko tak mogliśmy ciągnąć tę głupią bajeczkę o Kochankach z Dwunastego Dystryktu. Jestem ciekawa, czy w ogóle, poza Kapitolińczykami, ktoś to kupił?
Peeta zanosi mnie na górę, do swojej sypialni. Kładzie mnie na łóżku i przykrywa kołdrą. Siada w wygodnym fotelu obok.
-Śpij, Katniss. Jest bardzo wcześnie-mówi do mnie. Układa się wygodniej w fotelu.
-A ty? Nie jesteś śpiący?-pytam cicho, nie poznaję dźwięku własnego głosu. Jest inny, obcy. Jak gdyby należał do innej osoby, nie do Katniss Everdeen.
-Jestem, ale nic mi nie będzie-odpowiada nieco rozdrażniony. Cóż, brak snu nikomu nie pomaga.
-Peeta, to łóżko potrafi zmieścić trzy osoby. Nas jest dwoje. Zmieścimy się-odpowiadam i przewracam przekrwionymi i załzawionymi oczami. Chwile się zastanawia.
-Dobrze-odpowiada Peeta i kładzie się obok nie. Odruchowo wtulam się w jego bok, jak wtedy, przed Ćwierćwieczem Poskromienia. Wtedy pomagał mi odgonić złe sny. Teraz, po lekkim wahaniu, znów mnie obejmuje, tak jak dawniej. Czuję bijące od niego ciepło, myślę, że starczy go dla nas obojga.
Nareszcie bez strachu mogę zasnąć.
                                                                    *  *  *
[Włącz piosenkę 04. Let it go]
Budzą mnie złociste promienie słońca. Bez otwierania oczu wiem, że to już południe. Zdaję sobie sprawę, że ktoś mnie obejmuje. Otwieram oczy. Obok mnie leży Peeta. Wygląda jakby nie spał tej nocy. Jest też ...zamyślony?
-Peeta, dlaczego nie spałeś?-pytam cicho. Spogląda na mnie szybko. Nie uśmiecha się.
-Rozmyślałem-odpowiada zdawkowo. Unika tematu, to widać.
-O czym?-pytam stanowczo. On patrzy na mnie zdenerwowany.
-O czym? O tym,dlaczego do jasnej cholery próbowałaś popełnić samobójstwo?!-nie krzyczy, ale mógłby. Jego głos jest tak pełny emocji, że nie wiem co powiedzieć. Przełykam ślinę i nerwowo przygryzam dolną wargę. Nie chcę odpowiedzieć.
-Dlaczego przyszedłeś wtedy do mnie do domu?-odpowiadam pytaniem na pytanie.
-Ja zapytałem pierwszy, ale jeśli już musisz wiedzieć, to słyszałem twoje krzyki. Potem zamilkłaś, zaniepokoiłem się, więc przybiegłem. A teraz ty odpowiedz mi-mówi stanowczo. Delikatnie wyplątuję się z jego uścisku. Podnoszę się do pozycji siedzącej i chowam twarz w dłoniach. Łóżko odgięło się lekko, Peeta też usiadł. Położył mi dłonie na ramionach. Patrzę w jego oczy, te niesamowicie niebieskie oczy, jak lazurowa woda. Z jednej strony odprężam się, a z drugiej przerażam, gdyż czuję się osaczona. Nie mam jak uciec, nie potrafię odwrócić wzroku. To spojrzenie jest wręcz hipnotyzujące. Zdaje się zmuszać mnie do wyjawienia prawdy, której nie chcę oznajmić.
-Moja mama mnie zostawiła i wyjechała. Mój tata i siostra nie żyją, a Gale nie chce mnie znać. Śliska Sae od czasu do czasu ze mną porozmawia. Nikt mnie potrzebuje-słyszę czyjś szept. Po chwili zdaję sobie sprawę, że to ja wypowiedziałam te słowa. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, lecz gdy rozchyliłam wargi te zdania same się ukształtowało. Spojrzenie Peety złagodniało. Obraca mnie w swoją stronę. Siedzimy teraz naprzeciwko siebie. Jedną ręką delikatnie obejmuje me dłonie, drugą gładzi mój policzek. Przymykam powieki, rozkoszując się tym gestem. Znam tę dłoń tak dobrze! Na zawsze zapadną mi w pamięć moje pierwsze Dożynki. Musieliśmy wtedy podać sobie ręce. Moje były chłodne i drobne, jego zaś duże i ciepłe.
-Ja cię potrzebuję-szepcze Peeta. Pamiętam te słowa, gdyż to ja pierwsza je wypowiedziałam. Wtedy na plaży, podczas Igrzysk. To była taka piękna noc...Tamtego razu byłam gotowa oddać życie za Peetę. Zaskakujące są zrządzenia losu. Wtedy to on był sam, czuł się niepotrzebny. Teraz role się odwróciły. Nagle zapragnęłam czuć dotyk jego ust na własnych wargach. Chcę aby jego dłonie muskały moją skórę, a oddech łaskotał mnie w szyję. Pragnę być blisko niego jak jeszcze nigdy przedtem.
-Pocałuj mnie-szepczę. Po chwili wahania Peeta przesuwa swoje dłonie na moje policzki. Potem nachyla się. Delikatnie jego wargi muskają moje, lekko jak puch. Odsuwają się, może na centymetr, po czym znów wracają na swoje miejsce. Czuję ich dotyk, pewniejszy i śmielszy, słodki i kojący. Opieram dłonie ja jego piersi, czuję pod palcami mocne mięśnie. Czas zdaje się stanąć w miejscu, gdy Peeta delikatnie napiera na mnie, a ja upadam na miękkie poduszki. On jest nade mną i całuje mnie jeszcze mocniej. Odbieram go całym ciałem, słyszę tylko zmieszane uderzenia naszych serc, widzę tylko czerwień pod zamkniętymi powiekami, czuję jedynie jego dotyk i zapach. Jeszcze nigdy nie całował mnie z taką pasją i pożądaniem. Dziwne, dawniej myślałam, że o tych wargach wiem wszystko. Jak bardzo się myliłam. Mimo iż jest taki znajomy to i tak odbieram nowe doznania. Peeta jedną rękę przesunął na moje biodro, ja zaś wplotłam palce w jego jedwabiste włosy. Odruchowo przyciskam go mocniej do siebie. Mimo iż leżymy spleceni, ciągle mam wrażenie, że to za daleko. Pocałunki stają się bardziej namiętne. Nie mogę złapać oddechu. Od tego wszystkiego kręci mi się w głowie. Jestem na granicy przepaści, tylko centymetry dzielą mnie od niego by wpaść w głębię, ale mimo to ciągle stoją na krawędzi, zafascynowana zaglądam w dół. Nie chcę tego przerwać. Marzę o tym, aby zatrzymać tę chwilę, tu i teraz. Trwać tak na zawsze-mój nowy cel. Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze, tak przyjemnie, tak miło. Odczuwam olbrzymie gorąco, które z każdą chwilą wzrasta. Jego pocałunki są jak narkotyk. Peeta, Peeta, Peeta. Nie potrafię myśleć o niczym innym niż on. Jak zaczarowana przedłużam tę chwilę w nieskończoność.  Kiedy Peeta w końcu odsuwa się ode mnie, mam ochotę znów do niego przylgnąć. Od wielu dni nie czułam się tak dobrze. W tym momencie prawie zapomniałam o moim smutku i cierpieniu. Dotyk jego warg zadziałał dla mnie jak najlepsze lekarstwo.
-Musisz być głodna-podaje mi rękę i razem idziemy w stronę kuchni. Peeta przepuszcza mnie w drzwiach. Schodzimy wspólnie po schodach. Jego kuchnia różni się od mojej. Tutaj stoi duży piec do chleba. Ponad to widzę też inne sprzęty i meble. Na prośbę Peety siadam na krzesełku. On zaś krząta się po kuchni i przygotowuje śniadanie. Czuję zapach jajka i bekonu. Od razu robię się głodna. Burczy mi głośno w brzuchu, a Peeta wybucha śmiechem. Robię lekko obrażoną minę. Nie moja wina, że mój pusty żołądek wydaje dźwięki jak traktor. Jednak rozchmurzam się, gdy Peeta podaje mi talerz. Jemy wspólnie. Mieszają się dźwięki przeżuwania, uderzania metalowych sztućców o talerze.
-Mogę pozmywać jeśli chcesz-proponuję. Peeta zastanawia się.
-No...nie wiem-odpowiada powoli. Ogarnia mnie irytacja.
-Peeta, nie mam zamiaru wykorzystać zmywania naczyń do powtórzenia próby samobójczej-mówię cicho. On patrzy na mnie niepewnie.
-Obiecujesz?-pyta.
-Tak-odpowiadam i silę się na uśmiech. Czuję się o wiele lepiej niż dzisiejszej nocy. Mimo to jestem mocno zirytowana tym, że Peeta przestał mi ufać. Wiem,że ma powody, ale mimo to... Biorę talerze i sztućce, po czym zanoszę je do zlewu. Tam układam je i odkręcam ciepłą wodą. Na gąbkę wylewam trochę płynu do mycia naczyń o cytrynowym zapachu. Szoruję talerze, płuczę i odkładam. Szoruję, płuczę, odkładam i tak w nieskończoność. Potem zaczynam myć szklanki. U nas w domu zwykle Prim zmywała naczynia. Prim...znów zaczynam drżeć. Zaciskam dłonie na szklance. Moje oczy robią się mokre, tak jak tej nocy. Staram się nie płakać, ale to trudne. Czuję ból. Spoglądam na ręce. Szkło pękło, odłamki szklanki wbiły mi się w dłoń. Mocno krwawię. Wkładam dłoń pod zimną wodę i próbuję wyjąć szkło. Poddaję się, moje umiejętności medyczne nawet na to mi nie pozwalają. Nie mogę patrzeć na te rany.
-A co z obietnicą?-słyszę głos za plecami i prawie podskakuję z zaskoczenia. Peeta nauczył się w końcu skradać.
-To niechcący-mówię powoli. Zakręcam kurek prawą rękę i odwracam się w jego stronę. On uśmiecha się lekko. Pewnie ma mnie za kompletną sierotę.
-Trzeba opatrzyć tę rękę. Usiądź przy stole-mówi i zaczyna szukać apteczki. Podchodzi do mnie. Trzyma białe pudełko z czerwonym krzyżem. Wyciąga bandaż, pęsetę, wodę utlenioną i zaczyna. Odwracam wzrok. Co chwilę syczę z bólu. W końcu, kiedy spoglądam na dłoń, widzę biały bandaż.
-Dziękuję-szepczę. Od razu lepiej. Jednak na samo wyobrażenie rany przechodzą mnie ciarki.
-W porządku. Chcesz się odświeżyć? Na górze jest prysznic-odpowiada.
-Dziękuję, z chęcią skorzystam-mówię i wstaję. Wchodzę po schodach na górę i bez problemu odnajduję łazienkę. Jest tu spora kabina prysznicowa, toaleta i umywalka oraz kilka szafek. Ściągam z siebie ubrania. Spoglądam w lustro. Moja skóra wygląda w miarę normalnie, ale widać delikatny obrys miejsc z przeszczepu. Szybko wchodzę do kabiny. Odkręcam kurek i przez kilka minut pozwalam zimnym kroplom uderzać o skórę. Potem, używając kosmetyków Peety, myję ciało i włosy. Mokre kosmyki zawijam w ręcznik. Słyszę pukanie.
-O co chodzi?-wołam.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że gdybyś potrzebowała ubrania, to pod drzwiami znajdziesz moją koszulę i dżinsy. Jeśli podwiniesz parę razy rękawy i nogawki to powinny pasować-mówi. Odruchowo kiwam głową, a dopiero po paru sekundach zdaję sobie sprawę, że on tego nie widzi.
-Dobrze-zawołałam. Po tych słowach usłyszałam trzask zamykanych drzwi i odgłos zbiegania po schodach. Owijam się puszystym ręcznikiem w talii i uchylam lekko drzwi. Koszula i spodnie leżą na podłodze złożone w idealną kostkę. Zabieram je i szybko zamykam drzwi. Mam okazję dokładniej im się przyjrzeć. Koszula jest bardzo duża, błękitna w szarą kratkę. Spodnie to proste, granatowe dżinsy. Zakładam je na siebie. Efekt jest koszmarny. Nawet po podwinięciu nogawek koniec materiału sięga ziemi. A koszula? Szkoda gadać. Sięga mi do połowy uda. Pośpiesznie ściągam spodnie. Ustawiam palce tak, aby odpiąć pierwszy guzik przy kołnierzyku, gdy nagle coś mi się przypomniało. Kiedyś Effie pokazywała mi pewną książkę, prezentowano tam, jak z prostych ubrań w kilka ruchów zrobić super kreację. ,,Gotowa w pięć minut,,. Przymykam oczy i staram się przypomnieć sobie jedną, konkretną stronę. W końcu doznaję olśnienia. Odwzorowuję ruchy z książki i udaje mi się-koszula została przemieniona w prostą sukienkę bez ramiączek. Dalej sięga mi do połowy uda, ale wreszcie wygląda, jak gdyby na mnie pasowała. Przywołuję na twarz uśmiech. Dzięki temu nawet moje zaczerwienione oczy lepiej wyglądają. Używając grzebienia Peety rozczesuję włosy i delikatnie podsuszam je suszarką. Na koniec zaplatam z nich prosty warkocz. Gumkę do włosów znajduję we własnych spodniach, które następnie składam starannie i odkładam na bok. Wychodzę z łazienki i gaszę światło. Schodzę do kuchni.
Peeta krząta się przy kuchence. Chyba robi obiad. Zaraz. Obiad? Już tak późno? Musiałam myć się dobrą godzinę...Nagle coś do mnie dociera. Peeta nie powiedział mi o przyniesionych ubraniach bez powodu. Mógł je w końcu odłożyć pod drzwiami, domyśliłabym się, że są dla mnie. On po prostu martwił się, że zemdlałam lub, co gorsza, coś sobie zrobiłam. Musiał być przerażony. To, że się o mnie troszczy, miło ogrzewa me serce.
Skradam się cichutko. Staję za nim i zasłaniał mu dłońmi oczy. On przystaje. Opieram policzek o jego plecy, czuję jak wibruję mu pierś, pewnie się śmieje.
-Zgadnij kto?-mówię na głos. On udaje zamyślenie.
-Hmmm...Effie?-odpowiada. Zabieram dłonie.
-Nie, Katniss!
Odwraca się w moją stronę. Widzę zachwyt w jego oczach, gdy dostrzega mój strój.
-Odwróć się-prosi. Przypomina mi to Cinnę...Unoszę ręce do góry i wiruję. Niemal spodziewam się, że zaraz sukienka stanie w płomieniach, ale tak się nie stało. Nie ma już Dziewczyny Która Igra z Ogniem. Wiruję tak długo, że ledwo mogę złapać oddech. Kuchnia zmienia się w morze barw. W końcu tracę równowagę. Prawie upadam, ale Peeta mnie przytrzymuje. Oboje trwamy w bezruchu dopóki, dopóty mogę spokojnie postawić krok. Spoglądam mu przez ramię w stronę garnków. Pachnie wspaniale. Aromat sosu pomidorowego, bazylii i wołowiny. Zaczyna mi burczeć w brzuchu.
-Co gotujesz? Spagetti?-pytam. Peeta zerka w stronę garnków.
-Tak-odpowiada. Wzdycham.
-Ach, ależ miałam dziś ochotę na mięso!-mówię. Dalej stoimy w pół objęci. Peeta patrzy mi głęboko w oczy. Uśmiecha się uwodzicielsko.
-A ja mam ochotę na ciebie, panno Everdeen-szepcze. Nim zdążę cokolwiek powiedzieć, całuje mnie w usta. Odruchowo zarzucam mu dłonie na ramiona. On delikatnie chwyta mnie w talii i przyciąga bliżej siebie. Ten pocałunek jest bardzo delikatny, zmysłowy. Przesuwam opuszkami palców po jego szyi, on zanurza dłoń w moich włosach. Stoimy tak, dopóki nie wyczuwam charakterystycznego zapachu. Odsuwam się szybko od niego i rzucam w stronę kuchenki. Przykręcam gaz. Oddycham z ulgą. Widząc jego pytające spojrzenia, mówię:
-Prawie się przypaliło.
On się uśmiecha. Nachyla się nade mną i delikatnie całuje w nos. Potem jemy wspólnie obiad.

12 komentarzy:

  1. Jejciu, piękny rozdział *,*
    Następną część chce już teraz, od zaraz! Ale nie później niż jutro ;3
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Data następnego rozdziału jest opublikowana, znajdź odpowiednią pozycję w Menu :-) Dziękuję, miło wiedzieć,że rozdział ci się spodobał. ;-)

      Usuń
  2. Cudowny! Wspaniały! Niezwykły! To dopiero drugi rozdział a ja już kocham Twój blog! Jesteś niesamowita! ;) a teraz szybciutko wstawiaj druga część rozdziału bo już nie mogę się jej doczekać i bierz się za pisanie kolejnego! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział jutro :-) Cieszę się, że mój blog ci się podoba ;-) Nie spodziewałam się,że tak szybko znajdę sobie czytelników. Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Muszę przyznać, że jestem dość wybredną osobą jeśli chodzi o tego typu blogi, ale chyba po raz pierwszy poczułam chęć zaglądania tutaj w poszukiwaniu nowych rozdziałów :D Zazwyczaj przez jakiś czas czytałam bloga, ale miałam wiele zastrzeżeń, ale nie tym razem :D Masz bardzo dobry styl, używasz naprawdę bogatego słownictwa, co w dzisiejszych czasach jest rzadkością :D Gratulację! :D Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D Wena póki co jest ;-) Miło mi slyszeć taki ciepłe słowa :-)

      Usuń
  4. Boskiee <3
    Już znalazłaś sobie kolejną czytelniczkę :3
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaa! Uwielbiam to! <3 <3 <3
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Oby był szybko! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla mnie dydykacja? To nie pomyłka? ♡♡ o mało się nie rozpłakałam! To moja pierwsza dedykacja na blogu i to jeszcze od takiej utalentowanej osoby! Rozdział był po prostu perfekcyjny! Ja już lecę czytać dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiem, że może nie czytasz komentarzy do starszych rozdziałów,ale po prostu MUSZĘ to skomentować ! To jest fantastyczne ! Mam dziwne poczucie humoru,ale cały czas < od drugiej części opowiadania > chichocę xD bardzo to wszystko smutne, słodkie i niesamowicie zabawne.Piszesz wspaniale <33 Lecę czytać dalej jeeej, jak dobrze,że nie muszę czekać na kolejny rozdział,ale mam przed sobą ich aż 19 ! <333
    ~ R.

    OdpowiedzUsuń