Wiem, że jest już dzień po Walentynkach, ale chciałam, aby ten rozdział został dodany właśnie dziś. Chciałabym go zadedykować komuś c: A konkretnie Mrs. Mellark :-D
[Dwa tygodnie później]
Budzę się w swoim własnym łóżku. Od kilku dni mieszkam ponownie w moim domu. Peeta pozwolił mi na to, gdy zobaczył,że czuję się nieco lepiej. Trochę udawałam, ale w końcu uwierzył. Dalej jest ze mną źle, dziś też płakałam, ale nie chciałam go martwić, więc wtuliłam twarz w poduszkę. Staram się nie myśleć o smutnych rzeczach, tak jest łatwiej. Chcę zapomnieć, ale kiepsko mi idzie. Nigdy nie zdołam wymazać traum z pamięci, ale mogę je nieco złagodzić. Podobno czas leczy rany.
Zwlekam się z łóżka i człapię w stronę łazienki. Po kwadransie już z niej wychodzę. Zbiegam na dół. Zajmuję się żyrandolem, który zdjęłam z sufitu dwa tygodnie temu. Czternaście dni...jak szybko ten czas upłynął. Wyglądam przez okna. W tym roku wiosna przyszła bardzo, bardzo wcześnie. Śnieg już całkiem stopniał, gleba jest mocno wilgotna. Wśród trawy wychylają się nieśmiało prymulki, zasadzone przez Peetę, a także wiele innych kwiatów we wszystkich barwach tęczy. Niebo ma kolor niebieskich niezapominajek. Delikatne obłoczki suną po nim, nie śpiesząc się wcale. Przez otwarte okno czuję piękną woń roślin. Magiczną chwilę przerywa nagłe brzęczenie telefonu stacjonarnego. Dawno go nie używałam, potrzebuję dobrych dziesięciu sekund by przypomnieć sobie, jak działa. Podnoszę słuchawkę.
-Halo?-pytam.
-Cześć, tu ja, Peeta-słyszę głos po drugiej stronie telefonu. Od razu się uśmiecham.
-Hej, Peeta-odpowiadam.
-Słuchaj, robisz coś dziś wieczorem?-pyta. To w sumie głupie, gdyż na pewno nic dziś nie robię. Haymitch ostatnio mnie nie odwiedza, słyszałam,że jest do granic pochłonięty nowym zajęciem. Pędzi bimber.
-Nie, a co?-powiedziałam.
-Czułbym się zaszczycony, gdybyś odwiedziła mnie dzisiaj. W końcu mamy wyjątkowy dzień. W Walentynki nikt nie powinien być samotny-odpowiada uwodzicielsko. Wolną ręką plasnęłam się w czoło. Walentynki! Na śmierć zapomniałam. Zwykle celowo staram się nie obchodzić tego święta. Mówiąc szczerze nigdy go nie lubiłam. Po pierwsze-zbytnio kojarzyło mi się z Kapitolem. Zawsze tego dnia puszczano w telewizji głupie programy na temat miłości, zakochania, kreacji na imprezy Walentynkowe i masę innego szajsu. Po drugie-nigdy nie byłam w prawdziwym związku, więc nie miałam z kim go obchodzić. Najczęściej Dzień Zakochanych spędzałam w prosty sposób-polowałam z Gale'em. Czasem składał mi jakieś głupie życzenia. Ja zazwyczaj udawałam, że ich nie słyszę. Wtedy myślałam, że po prostu jest miły. Dzisiaj zaś wiem, że za tymi słowami kryło się coś więcej. Jednak teraz i tak nie mam co robić. A jeśli mogę spędzić ten dzień z Peetą, to...
-Zgadzam się-odpowiadam.
-Zatem zapraszam do mnie o godzinie osiemnastej. I proszę się nie spóźnić-odpowiedział. Zaśmiałam się.
-Obiecuję, że będę na czas-odpowiadam.
-Świetnie. Do zobaczenia!
-Cześć.
Odkładam słuchawkę. Nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony to miłe, że Peeta mnie zaprosił. Mam szansę spędzić miły wieczór, tylko przy nim zapominam o problemach. Z drugiej zaś strony...czy to randka? Najwidoczniej tak. W końcu-chłopak zaprasza mnie na kolację w Walentynki! Jednak od razu nasuwa się problem. Jeszcze nigdy, przenigdy nie byłam na randce. Polowania z Gale'em raczej się nie liczą, a z Peetą widywałam się przede wszystkim publicznie. Co mam robić? Czy jest ktoś, kto może mi w tej chwili pomóc? Nagle się uśmiecham.
Effie Trinket.
* * *
Wsłuchuję się podenerwowana w sygnał oczekiwania. Sekundy wleką się jak godziny. W końcu, po drugiej stronie słuchawki, rozlega się dobrze mi znany wysoki głos z Kapitolińskim akcentem.
-Tutaj Effie Trinket, kto mówi?
Przełykam ślinę. Dawno do niej nie dzwoniłam. Czy będzie miała ochotę ze mną rozmawiać?
-Dzień dobry, Effie. Tu Katniss Everdeen.
Odpowiada mi milczenie. Co, jeśli moje spostrzeżenia okażą się prawdą? Czy się rozłączy? A może już to zrobiła? Przygryzam nerwowo wargę i trwam w oczekiwaniu na dalszy przebieg rozmowy.
-Hmmm...Katniss Everdeen? Bardzo mi przykro, ale nie znam pani! Znałam kiedyś osobę o tym imieniu, ale ona najprawdopodobniej została porwana przez UFO, bo jeszcze nigdy nikt tak długo nie odmawiał kontaktu ze mną!-fuknęła. Zacisnęłam rękę na kancie stolika. Starałam się oddychać miarowo.Ostatnie czego mi potrzeba to na nią nawrzeszczeć. Wygłaszam długie i niezwykle kwieciste przeprosiny. Ona jednak nadal jest nieufna.
-Dlaczego zadzwoniłaś?
Co mam powiedzieć? Chyba najlepiej być szczerym.
-Peeta zaprosił mnie dzisiaj na kolację, a ja kompletnie nie wiem co robić.
-Czyli dobrze rozumiem? Dzwonisz do mnie tylko, dlatego że mnie potrzebujesz?!
Robi mi się smutno. Ma rację. Jak zwykle wszystkich wykorzystuję do własnych celów. Kiedy Peeta był osaczony, powiedział to samo. Dodał, co prawda jeszcze kilka innych epitetów...
-Tak, masz rację. Zresztą niepotrzebnie dzwonię, do widzenia Effie-mówię spokojnie i pochylam się na przyciskiem zakończenia rozmowy. Trzy,dwa, jeden...
-Nie rozłączaj się!-zawołała piskliwie, a ja uśmiechnęłam się do siebie. Dobry plan.-Pomogę ci. Posłuchaj, przede wszystkim musisz zjawiskowo wyglądać. Masz na górze w szafie sukienki wieczorowe. Wybierz sobie jedną z nich. Następnie makijaż. Kosmetyki znajdziesz pod lustrem w łazience. Pamiętaj, by ułożyć ładnie włosy! A co do reszty-staraj się uśmiechać, ale zachowuj się naturalnie. Bądź seksowna, ale nie za bardzo. Wracając do naturalności-trochę ją podkoloryzuj, gdyż twoje prawdziwe wcielenie bywa nieco...szorstkie-odnoszę mylne wrażenie, czy chciała użyć innego określenia?-Do tego jeszcze bądź miła i wszystko przebiegnie po twojej myśli.
-Dziękuję, Effie!-uratowała mnie. Jestem jej dłużniczką. Szkoda jednak, że nie ma jej tu obok. Z nią wszystkie te skomplikowane czynności przebiegłyby o wiele, wiele prościej. No nic, poradzę sobie. Przetrwałam na arenie, to nie może być wiele trudniejsze...
* * *
Po godzinie wiedziałam, że nie jest źle. Tylko jeszcze gorzej!
Jestem niemalże pewna, iż nie mam za grosz talentu do wykonywania makijażu czy dobierania stroju i fryzury. Tak bardzo brakuje mi Cinny...on zawsze miał przy sobie to, co potrzeba. W jego dłoniach te małe buteleczki i tubki, zmieniały się w narzędzia tworzące cuda! Ja zaś nie mam zielonego pojęcia jak ich używać. Po godzinie udało mi się na szczęście pomalować (w miarę) równo rzęsy maskarą. Zawsze coś, ale potem odkładam kosmetyki znów na półkę. Mam zamiar omijać tę łazienkę do końca życia. Włosy zaplatam w prosty warkocz, taki sam jak na co dzień. Uważam,że wyglądam w nim dobrze.
Zostawiałam tę część popołudnia na sam koniec, mimo iż wiedziałam,że nie mogę od niej uciekać w nieskończoność. Wybór sukienki. Jestem przerażona na samą myśl o ogromnej zawartości mojej szafy. A teraz mam jeszcze wybrać jedną z setek kreacji? Nigdy w życiu!
Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Czas się kończy, więc z miną cierpiętnika, którą na czas randki zmienię w promienny uśmiech, udaję się w stronę szafy. Przełykam ślinę i...otwieram drzwi na oścież. Odbiera mi mowę. Zamieram na widok ogromu barw. Suknie z klejnotami lśnią w półmroku, cekiny i dżety błyszczą skromnie, proste kreacje z materiału nieśmiało czekają na swoją szansę.
Rozpoczynam przymierzanie. Sukienka numer jeden-bez ramiączek, odcinana pod biustem. Wykonana z lekkiej tkaniny zwiewnej jak piórko. Ma barwę dojrzałej cytryny. Na dole zwieńczona jest drobnymi, złotymi kryształami. Bez przymierzania wiem,że to nie to. Powraca na wieszak.
Sukienka numer dwa. Barwa perły, długa, ciężka, sięgająca do ziemi. Do kompletu znalazłam rękawiczki do łokci. Tę również odkładam. Za bardzo kojarzy mi się z kreacjami ślubnymi, jakie dostałam po moich fałszywych zaręczynach. Na samo wspomnienie tamtych dni dostaję ciarek. To okropne, że tamto kłamstwo zaszło tak daleko. Kto wie, do czego by doszło, gdyby nie Ćwierćwiecze Poskromienia?
Wygrzebuję sukienkę numer trzy. I od razu rozumiem, że to jest dokładnie to, czego potrzebuję.Ta kreacja jest wykonana z prostej, fioletowej tkaniny. Sięga mi do kolan. Ma delikatne ramiączka i marszczenia na klatce piersiowej. Do kompletu jest delikatne białe bolerko, które kończy się tuż przed łokciem. Zakładam jeszcze sandałki przystrojone fioletowymi i różowymi klejnotami. Wzdycham z zachwytu na własny widok. Proszę bardzo, a jednak Cinna czegoś mnie nauczył.
Zerkam na zegarek i orientuję się, że jest siedemnasta czterdzieści pięć. Rozpryskuję na szyi kwiatowe perfumy, po czym powoli schodzę po schodach. Sandałki mają lekki obcas, ale nawet na nim ogarnia mnie strach przed potknięciem się. Pod domem Peety zjawiam się punktualnie. Przygładzam nerwowo włosy. Zdaję sobie sprawę, że zaczęłam się pocić. Wycieram dłonie o sukienkę. Unoszę rękę i pukam do drzwi. Charakterystyczny odgłos miesza się z moim łomoczącym sercem i strachem, paraliżującym każdą komórkę ciała. Słyszę kroki w korytarzu. Drętwieję. Lekki wiaterek, który powstał przez otwarcie drzwi, rozwiewa mi z twarzy drobne kosmyki. Aromat perfum wleciał mi do gardła i oczu. Zakaszlałam.
Peeta stał w progu. Wyglądał pięknie. Miał na sobie czarny garnitur i ciemne, wypastowane buty. Założył nawet krawat. Uśmiechnął się do mnie szeroko. Poczułam jak moje serce mocniej załomotało, jak gdyby chciało wyskoczyć mi z piersi. Uśmiechnęłam się. Peeta zaprosił mnie do domu. Przekroczyłam próg...
Z zachwytu przystanęłam. Dosłownie zaparło mi dech w piersi. Wszystko wyglądało tak pięknie, że kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć.
Przedpokój i salon tonął w półmroku, oświetlony blaskiem setek drobnych świeczek o waniliowym zapachu, którym nasyciło się powietrze. Odetchnęłam. Ten aromat był delikatny, lekki, słodki.
Świeczki ułożono tak, że tworzyły ścieżkę. Nasza mała droga do miłości...Spojrzałam na Peetę. Uśmiechał się, a jego twarz oświetlał złocisty blask, który nadawał jego włosom miodowy odcień. Skinął głową, dając mi znak, bym poszła do salonu. Zaczęłam powoli tam iść, zachwycona blaskiem i zapachem. Sprawiał, że zaczęłam się odprężać, relaksować. Wszystkie moje wcześniejsze smutki i troski odpłynęły. Stopiły się od ciepła. Przystanęłam. Dotarłam do salonu. Na środku stał stolik, przystrojony szkarłatnym obrusem. Naprzeciwko siebie znajdowały się dwa krzesła. Podeszłam do jednego z nich. Już chciałam usiąść, gdy Peeta szybko odsunął je dla mnie. Zajęłam miejsce. Kiedy odchodził, jego dłonie lekko musnęły moją szyję. Zadrżałam i to bynajmniej nie z zimna.
* * *
Odłożyłam sztućce na talerz. Kolacja była wyborna. Zjedliśmy przepyszne owoce morza, a popiliśmy je czerwonym winem o aromatycznym bukiecie i pięknej barwie. Otarłam usta chusteczką i odłożyłam ją obok talerza. Peeta przez cały wieczór zasypywał mnie komplementami. Dotyczyły one mojej fryzury, którą przygotowuję tak samo na co dzień, makijażu, zwykły tusz do rzęs nałożony niezbyt starannie, a także stroju, wybranego w ostatniej chwili. Mimo to przyjmowałam te słowa i próbowałam się rewanżować. Oczywiście oboje zdajemy sobie sprawę, że kiepski ze mnie rozmówca. Jednak Peeta sprawiał wrażenie, jakby tego w ogóle nie dostrzegł. Potem zaproponował obejrzenie jakiegoś filmu. Zgodziłam się bez wahania.
To była stara komedia romantyczna, gdzieś z 2004 roku. Czasami widywałam fragmenty filmów z Kapitolu, jednak nigdy mi się nie podobały. Wszędzie znajdowały się drogie kreacje, postaci wyglądały groteskowo. Bohaterami zawsze byli bogacze, ze swoimi dziecinnymi i egoistycznymi problemami, zachciankami i potrzebami. Ten film był...inny. Postaci miały na sobie zwykłe ubrania. Pochodziły z grup średniozamożnych. Nie mieli na sobie okropnego makijażu, skóra nie była w kosmicznym kolorze, nikt nie zmieniał własnego ciała. Zachowywali się tak naturalnie jak ja i Peeta. Po prostu, para zakochanych. Uznałam, że warto to obejrzeć.Zerknęłam na okładkę pudełka. ,,Pięćdziesiąt pierwszych randek". To brzmiało dość ciekawie.
Często rozmyślałam na temat czasów przed Panem. W szkole raz na rok napomykali nam nieco o tamtych latach. Kiedyś istniały kontynenty, a na każdym ludzie inaczej wyglądali, mówili, mieszkali. Zawsze fascynowała mnie Europa. Było tam mnóstwo krajów, występowały dziesiątki kultur, wiele języków. Fascynowało mnie,że tak różni ludzie mogą żyć tak blisko siebie i do tego w zgodzie.
Peeta usiadł na kanapie. Spoczęłam obok niego. Przytulił mnie jedną ręką, a ja wtuliłam policzek w jego pierś. Czułam zapach wody kolońskiej, ciepło bijące przez materiał. Przymknęłam na moment powieki. Starałam się zapamiętać tę chwilę na zawszę. Chciałam, by była moim ratunkiem w chwilach smutku, aby mogła odegnać cierpienie jak światło mrok.
Film sprawił, że cały czas się śmiałam, rozbawiona mnóstwem śmiesznych scen, postaci i rozmów. Za każdym razem, gdy na ekranie pojawiała się romantyczna scena, Peeta powtarzał ją. Raz po raz łapał mnie za dłoń, głaskał po głowie albo szeptał mi coś do ucha. Uśmiechałam się, dawno nie było mi tak dobrze, tak przyjemnie. Przy Peecie nigdy nie musiałam przejmować się smutnymi rzeczami. On odganiał je, choć nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Był moim ratunkiem, opoką.
Scena na ekranie uległa nagłej zmianie. W tle zaczęła lecieć romantyczna muzyka. Postaci nachyliły się do siebie. Coś ścisnęło mnie za serce.Te ich roześmiane oczy, szerokie uśmiechy, bijące serca, splecione palce u dłoni...Nagle dźwięki filmu ucichły. Pomyślałam,że może moje ucho znowu szwankuje, ale to Peeta użył pilota. Rzucił go w kąt i spojrzał mi głęboko w oczy. Widziałam na jego twarzy powagę, błękitne tęczówki jaśniały dziwnym blaskiem. Nachylił się nade mną. Przez chwilę pomyślałam, że chce mnie pocałować. On jednak tego nie zrobił. Zbliżył usta do moich włosów. Owionął mnie zapach wody kolońskiej, słyszałam krew pulsującą mu w szyi. Ciepły oddech połaskotał mnie delikatnie, gdy wydychane przez niego powietrze ułożyło się w szept przy moim uchu. A potem usłyszałam najpiękniejsze słowa świata.
-Kocham cię.
Westchnęłam, gdy pocałował zagłębienie pod moim uchem. Zanurzyłam palce w jego jedwabistych włosach. Jego usta zaczęły wędrować po mojej szyi, obdarzając ją delikatnym dotykiem. Minęły obojczyk, przeszły na linię żuchwy. Głaskały mnie czule i lekko, jak piórko. W końcu dotarły do moich własnych warg. Przywarły do nich na długo. Peeta położył mi dłonie na biodrach i przechylił do tyłu. Uległam i przylgnęłam plecami do kanapy. Pocałunek zrobił się bardziej namiętny. Przesunęłam moje dłonie na jego kark, wsunęłam palce za kołnierzyk garnituru. Czułam pod nimi rozpaloną namiętnością skórę. Pocałunek trwał i trwał, a ja coraz bardziej ulegałam urokowi chwili. Moment był tak magiczny, że nie mogłam wyobrazić sobie końca. Zatraciłam się w pięknej rzeczywistości. Wiedziałam, że nie mogę tego przerwać, upadek może być bardzo bolesny. Czułam na sobie dotyk dłoni Peety, zapachy wanilii i perfum mieszały się i przyprawiały mnie o zawroty głowy. W uszach szumiała mi krew, a jej dźwięk zespolił się z cichą muzyką filmu. Starałam się przyciągnąć Peetę jeszcze bliżej do siebie, mimo iż przylgnęliśmy do siebie niemal każdym centymetrem naszego ciała. Czułam na skórze jego ciepły oddech, pocałunki nie pozwalały mi się na niczym skupić. W ustach miałam smak wina i soli. Jego rozgrzane wargi nie odrywały się od moich, nie dawały mi nawet chwili wytchnienia, którego wcale nie pragnęłam. Jedyne czego chciałam, to już nigdy go nie puścić. Odsunęłam twarz, ale tylko na kilka centymetrów. Wpatrywałam się w jego hipnotyzujące oczy, słyszałam przyspieszony oddech, wyczuwałam szalone bicie serca. Na twarzy miał wypieki, usta lekko spuchnięte od pocałunków. Wyszeptałam:
-Ja też cię kocham.
-Wiem, Katniss-te słowa usłyszałam tak słabo, że nie byłam pewna czy na pewno je wypowiedział. Może usłyszałam je we własnej głowie? Mimo to odpowiedziałam równie cicho:
-Zawsze.
A potem Peeta znów mnie pocałował.
~o~
Podobało się? c: Zachęcam Was do komentowania i dodawania do obserwatorów :*** Nie wiem kiedy będzie następny rozdział :-( Może za tydzień, może za dwa, ale postaram się by był jak najszybciej ;-) Buźka!
Aaaaaaaa! Uwielbiam, Uwielbiam i jeszcze raz UWIELBIAM! Weź szybciej dodaj kolejny rozdział, bo wybuchnę! <3
OdpowiedzUsuńPostaram się :-)
UsuńJejku piszesz bardzo pięknie *-*!!! Mam propozycję. Wiesz, że nie może być ciągle tak pięknie. Więc może niech przyjdzie Gale i zrobi coś np jakąś awanturę XD Nie lubię go. Ale mam nadzieję, ze wiesz o co kaman? XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Peetowa <3
Czytasz mi w myślach! Ja już od kilku dni mam zaplanowaną ,,katastrofę,, ;-) Ja już o tym pomyślałam :D Jednak więcej nie zdradzę! :-) Pozdrawiam
UsuńCzekam z niecierpliwością :)!
UsuńTwój blog jest po prostu cudowny.... *-*
OdpowiedzUsuńDziękuję *.*
UsuńCudowny rozdział, tą atmosferę można by było wyczuć z kilometra, piszesz genialnie <3 Szkoda, że tak skończyłaś rozdział, mam niedosyt i nie wiem czy wytrzymam aż 2 tygodnie ;D Weny!
OdpowiedzUsuńOj, wytrzymasz ;-) Ale nie martw się, postaram się go wrzucić szybciej niż za dwa tygodnie :D
UsuńJa dwóch tygodni nie wytrzymam :c
OdpowiedzUsuńPisz szybciej :p
Wiem, pisanie wymaga czasu, ale czytając to, mam wrażenie, że wcale się nie męczyłaś, pisząc to <3
Życzę weny, która jak na razie cię nie opuszcza :)
Ps. Pomysł z awanturą GeJla bardzo mi się podoba :D
No bo się nie męczę ;-) Jeszcze nigdy pisanie nie sprawiało mi tyle przyjemności. Nie mniej jednak borykam się z drobnym problemem, gdyż mam ciekawy pomysł i pragnę go dobrze ułożyć :-) Bo jak zrobię go zbyt szybko i nieodpowiednio, zaplanowana długość bloga mocno się skróci, a tego nie chcę ;-) Dlatego myślę. W ogóle to miałam już nowy rozdział, ale połowę skreśliłam i przerabiam go ;-) Pozdrawiam.
UsuńA może krótsze notki i więcej ich bo takie czekanie zabija:(
OdpowiedzUsuńNaprawdę,czekanie aż tak was męczy? :< nie wiedziałam.
UsuńBardzo:( jak się coś uwielbia to czeka się na to z niecierpliwością, tym bardziej jeśli jest to tak generalnie napisane ;) i widzę że ostatnio oglądałyśmy ten sam film i tak samo się nam podobał ;D
UsuńTen film oglądałam po raz pierwszy parę lat temu, jak jechałam do Włoch :-) W autokarze go włączyli, spodobał mi się, a ja jestem taką beznadziejną romantyczką ;-; No, ale nic ^^ Rozdziały postaram się publikować częściej ;-) Pozdrawiam!
UsuńDla mnie dydykacja? To nie pomyłka? ♡♡ o mało się nir rozpłakałam! Yo moja pierwsza dedykacja na blogu i to jeszcze od takiej utalentowanej osoby!
OdpowiedzUsuńRozdział był po prostu perfekcyjny! Ja już lecę czytać dalej c;
Ok . Wiem ze dosc pozno to pisze . Bardzo pozno ale mam nadzieje ze to przeczytasz . Chce ci podziekowac bo mam wrazenie ze to dla mnie prezent wiem ze tak nie jest ale mimo to mam takie wrazenie . Bo akurat dzien po walentynkach to moje urodziny . Pozdrawiam . Mam nadzieje ze napiszesz jeszcze cos na tym blogu ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAh.. szukałam długo jakiegoś dobrego fanfika, gdyż Kosogłos pozostawił po sobie ogromny niedosyt, i znalazłam! Mam tylko jedno zastrzeżenie: zmieniasz czas. Dziwnie to brzmi xd Piszesz raz teraźniejszym, a raz przeszłym ;)
OdpowiedzUsuń