Dziękuję za Wasze zrozumienia i to,że życzyliście mi sukcesu :) I tak zawaliłam konkurs z biologii, z chemii już wiem, że nie przeszłam, ale mam za to szansę z j.polskiego i geografii!
Wiem,że są pewnie błędy i powtórzenia, ale nie mam czasu na korektę z tego samego powodu, który sprawił,że rozdział jest krótki ;-; Mimo to ten post podoba mi się! :)
Dedyk dla Dementorka!
Głośny trzask przerwał wieczorną ciszę. Towarzyszący mu szelest natychmiast mnie zbudził. Poderwałam się z ziemi, strzepnęłam liście z kurtki i zaczęłam biec. Serce biło mi w rytm przyspieszonego oddechu. Nogi zahaczały o kępy jeżyn, twarz boleśnie raniły gałęzie, przez którymi wyciągnięte dłonie nie zdołały mnie ochronić. Błądziłam między krzakami licho oświetlonymi przez wychudzony Księżyc. Otaczał mnie mrok, przed nim uciekałam i do niego też należałam. I w nim też miałam zginąć. Przerażona, pragnąca jakiejkolwiek pomocy, której od nikogo nie otrzymam. Upadłam. Poczułam rwący ból w kostce, który falą rozlał się po całej nodze. Sztylet odpiął się od mojego paska, upadł gdzieś w trawę. Zaczęłam go szukać, ale nie zdążyłam. Cień nade mną uniósł w górę miecz. Zaczęłam krzyczeń i błagać o litość.
Poderwałam się do góry sekundę przed uderzeniem, wrzeszcząc. Kołdra spadła na podłogę, poczułam zimno, kiedy chłodne powietrze spotkało się z moim spoconym ciałem. Potrzebowałam kilkunastu sekund, żeby się uspokoić i uświadomić sobie, że to był tylko sen. Kiedy mój puls wrócił do normy, podniosłam się i z panelu na ścianie wybrałam ocieplenie pokoju. Potem wzięłam prysznic i przebrałam się w czyste ubranie. Coś czułam,że tej nocy już nie usnę. Przechadzałam się po pokoju, depcząc drobiny szkła i spoglądając na panoramę Kapitolu-miasta, którego nigdy nie zmorzy sen. We wszystkich oknach paliło się światło, odbudowane kluby i restauracje przyjmowały nowych klientów.
Mimowolnie przypominałam sobie poprzedni dzień. Kiedy tylko się rozłączyłam, poczułam w sobie nowe fale wściekłości, których nie ujawniło dotąd nic. Wydałam z siebie okrzyk przepełniony złością i trzasnęłam telefonem o ścianę. Urządzenie rozpadło się na setki małych kawałeczków, drobiny metalu rozsypały się po ziemi z charakterystycznym odgłosem. Zacisnęłam dłonie w pięści, dyszałam z wściekłości. Z pokoju Peety wybiegła pielęgniarka. Biała czapeczka przekrzywiła się na jej czekoladowych włosach. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że nie uszkodziłam żadnej żywej osoby, a jedynie telefon.
-Panno Everdeen, proszę nie robić takiego hałasu w szpitalu! Tutaj ludzie potrzebują spokoju! Pan Mellark pozostanie nieprzytomny jeszcze kilkanaście godzin, więc doradzam, aby poszła panienka do domu.
Skinęłam głową. Jakaś cząstka mojego umysłu zauważyła, że miałam zbyt mocno zaciśnięte zęby, by odpowiedzieć cokolwiek. Wyszłam ze szpitala, głośno uderzając stopami o podłogę. Wsiadłam do pierwszej lepszej taksówki i wróciłam do Ośrodka Szkoleniowego. Zamknęłam za sobą drzwi od mojego pokoju i oparłam się o nie plecami, ciężko oddychając. Pomimo czasu złość nie ustępowała i tylko dzięki sile woli nie skopałam na dworze żadnego drzewa. Jednak teraz nic mnie nie mogło powstrzymać. Złapałam za jeden z wazonów i rzuciłam nim o ziemię. Czułam,że muszę się wyładować, więc chwyciłam też lusterko i uczyniłam z nim to samo, co z naczyniem na kwiaty. Skończyłam dopiero wtedy, gdy doprowadziłam do ruiny wszystkie drobne przedmioty w swoim pokoju, wyłączając pamiątki skrzętnie ukryte pod ubraniami. Rzuciłam się na łóżku i leżałam bezruchu, licząc swoje oddechy, aż do momentu, gdy wartość przekroczyła kilka tysięcy. To właśnie wtedy zmorzył mnie sen. Z perspektywy czasu widziałam,że zachowałam się bardzo impulsywnie. Powinnam była nad sobą zapanować i chłodno wszystko przemyśleć. Teraz miałam na to czas.
Duży udział w tym wszystkim miał mój koszmarny sen. Uświadomił mi, co ja czułam na arenie. Przerażenie i bezsilność. Kiedy wspominam wydarzenia z Głodowych Igrzysk, to zawsze widzę,że gdyby nie prezenty od Haymitcha to nigdy bym nie wróciła, ani nie ocaliła Peety. Moi trybuci byli silni, owszem. Tak samo jak ja i mój ukochany. Jednakże mogą potrzebować mojego wsparcia. Przecież nie zasłużyli na to,żeby zginąć. Nie zrobili mi nic złego. Zachowałam się paskudnie, myśląc wyłącznie o sobie. Moja zemsta, moja złość, moje straty. Ani razu nie zastanowiłam się nad tym, że zachowałam się jak prezydent, uważając się za pana życia i śmierci niewinnych. Musiałam z tym skończyć. Uśmiechnęłam się do siebie. Miałam trochę czasu, nim Peeta się obudzi.
Już wiedziałam,czym się zajmę.
No i...koniec. Miał być dłuższy, serio! Ale muszę szybko zrobić zabawy na moje przyjęcie urodzinowe, jest zaplanowane na szesnastą, a dopiero poskładałam serwetki, nakryłam do stołu i wypolerowałam sztućce, a muszę się zabrać za zrobienie wróżb oraz zabaw...Mam nadzieję,że mi wybaczycie :) Cześć!
Głośny trzask przerwał wieczorną ciszę. Towarzyszący mu szelest natychmiast mnie zbudził. Poderwałam się z ziemi, strzepnęłam liście z kurtki i zaczęłam biec. Serce biło mi w rytm przyspieszonego oddechu. Nogi zahaczały o kępy jeżyn, twarz boleśnie raniły gałęzie, przez którymi wyciągnięte dłonie nie zdołały mnie ochronić. Błądziłam między krzakami licho oświetlonymi przez wychudzony Księżyc. Otaczał mnie mrok, przed nim uciekałam i do niego też należałam. I w nim też miałam zginąć. Przerażona, pragnąca jakiejkolwiek pomocy, której od nikogo nie otrzymam. Upadłam. Poczułam rwący ból w kostce, który falą rozlał się po całej nodze. Sztylet odpiął się od mojego paska, upadł gdzieś w trawę. Zaczęłam go szukać, ale nie zdążyłam. Cień nade mną uniósł w górę miecz. Zaczęłam krzyczeń i błagać o litość.
Poderwałam się do góry sekundę przed uderzeniem, wrzeszcząc. Kołdra spadła na podłogę, poczułam zimno, kiedy chłodne powietrze spotkało się z moim spoconym ciałem. Potrzebowałam kilkunastu sekund, żeby się uspokoić i uświadomić sobie, że to był tylko sen. Kiedy mój puls wrócił do normy, podniosłam się i z panelu na ścianie wybrałam ocieplenie pokoju. Potem wzięłam prysznic i przebrałam się w czyste ubranie. Coś czułam,że tej nocy już nie usnę. Przechadzałam się po pokoju, depcząc drobiny szkła i spoglądając na panoramę Kapitolu-miasta, którego nigdy nie zmorzy sen. We wszystkich oknach paliło się światło, odbudowane kluby i restauracje przyjmowały nowych klientów.
Mimowolnie przypominałam sobie poprzedni dzień. Kiedy tylko się rozłączyłam, poczułam w sobie nowe fale wściekłości, których nie ujawniło dotąd nic. Wydałam z siebie okrzyk przepełniony złością i trzasnęłam telefonem o ścianę. Urządzenie rozpadło się na setki małych kawałeczków, drobiny metalu rozsypały się po ziemi z charakterystycznym odgłosem. Zacisnęłam dłonie w pięści, dyszałam z wściekłości. Z pokoju Peety wybiegła pielęgniarka. Biała czapeczka przekrzywiła się na jej czekoladowych włosach. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że nie uszkodziłam żadnej żywej osoby, a jedynie telefon.
-Panno Everdeen, proszę nie robić takiego hałasu w szpitalu! Tutaj ludzie potrzebują spokoju! Pan Mellark pozostanie nieprzytomny jeszcze kilkanaście godzin, więc doradzam, aby poszła panienka do domu.
Skinęłam głową. Jakaś cząstka mojego umysłu zauważyła, że miałam zbyt mocno zaciśnięte zęby, by odpowiedzieć cokolwiek. Wyszłam ze szpitala, głośno uderzając stopami o podłogę. Wsiadłam do pierwszej lepszej taksówki i wróciłam do Ośrodka Szkoleniowego. Zamknęłam za sobą drzwi od mojego pokoju i oparłam się o nie plecami, ciężko oddychając. Pomimo czasu złość nie ustępowała i tylko dzięki sile woli nie skopałam na dworze żadnego drzewa. Jednak teraz nic mnie nie mogło powstrzymać. Złapałam za jeden z wazonów i rzuciłam nim o ziemię. Czułam,że muszę się wyładować, więc chwyciłam też lusterko i uczyniłam z nim to samo, co z naczyniem na kwiaty. Skończyłam dopiero wtedy, gdy doprowadziłam do ruiny wszystkie drobne przedmioty w swoim pokoju, wyłączając pamiątki skrzętnie ukryte pod ubraniami. Rzuciłam się na łóżku i leżałam bezruchu, licząc swoje oddechy, aż do momentu, gdy wartość przekroczyła kilka tysięcy. To właśnie wtedy zmorzył mnie sen. Z perspektywy czasu widziałam,że zachowałam się bardzo impulsywnie. Powinnam była nad sobą zapanować i chłodno wszystko przemyśleć. Teraz miałam na to czas.
Duży udział w tym wszystkim miał mój koszmarny sen. Uświadomił mi, co ja czułam na arenie. Przerażenie i bezsilność. Kiedy wspominam wydarzenia z Głodowych Igrzysk, to zawsze widzę,że gdyby nie prezenty od Haymitcha to nigdy bym nie wróciła, ani nie ocaliła Peety. Moi trybuci byli silni, owszem. Tak samo jak ja i mój ukochany. Jednakże mogą potrzebować mojego wsparcia. Przecież nie zasłużyli na to,żeby zginąć. Nie zrobili mi nic złego. Zachowałam się paskudnie, myśląc wyłącznie o sobie. Moja zemsta, moja złość, moje straty. Ani razu nie zastanowiłam się nad tym, że zachowałam się jak prezydent, uważając się za pana życia i śmierci niewinnych. Musiałam z tym skończyć. Uśmiechnęłam się do siebie. Miałam trochę czasu, nim Peeta się obudzi.
Już wiedziałam,czym się zajmę.
No i...koniec. Miał być dłuższy, serio! Ale muszę szybko zrobić zabawy na moje przyjęcie urodzinowe, jest zaplanowane na szesnastą, a dopiero poskładałam serwetki, nakryłam do stołu i wypolerowałam sztućce, a muszę się zabrać za zrobienie wróżb oraz zabaw...Mam nadzieję,że mi wybaczycie :) Cześć!
Jeju. Jaki... Jaki ładny rozdział *o* Nie mogę się doczeeekać dalej <3
OdpowiedzUsuńPotrzebuję więcej romansu XD
A tak wg. *pieeerwszaaa* XD
Nie wiem co mogę jeszcze napisać. Rozdział po prostu jest genialny <3 Nie mogę po prostu no <3 Jest śliczny i tyle. Tyle tłuczenia, hah! XD
Pozdrawiam i znów powodzenia na konkursach ;) <3
genialne! :D czekam na następny i również życzę powodzenia w konkursach :)
OdpowiedzUsuńRozdział krotki, ale genialny! *-*
OdpowiedzUsuńPeeta moj kochany jest nieprzytomny... płaczę :( <3
Oj Katniss ty egoistko, biegnij i pomóż wnuczce Snowa. Chociaz wiesz co? Nie lubie jej więc wiem co czujesz hehe rób co chcesz :D
czekam na następny rozdzial, jestem ciekawa kto wygra te igrzyska XD
katnisseverdeenipeetamellark.blogspot.com zapraszam tez do mnie :)
No to po pierwsze 100 LAT !!!!! :)
OdpowiedzUsuńRozdział może i krótki, ale jest super !!! Ludzie ja chcę kolejny !!!
Co z Peetą !!! Dajecie Peete !!:) Katniss egoistko ! Nie zostawiaj tej dziewczyny ona nic nie zrobiła !!! RATUJ JĄ !!!!
Dużo weny i żelków życzę :D
Ps. Zapraszam do mnie :* http://znaszmojeimieniemnie.blogspot.com/
Rozdział świetny jak zawsze :D To ,że krótki to nie szkodzi, ważne żeby Ci się podobał :)
OdpowiedzUsuńSpóźnione STO LAT i powodzenia na reszcie konkursów ;) i jeszcze WENY, dużo weny (i czasu :P).
Pozdrowionka ^^
Rozdział genialny, zresztą to nie nowość.
OdpowiedzUsuńW sumie dobrze, że wracasz na arenę. Dobrze by było wiedzieć co się tam dzieje, haha.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział <3
Boski rozdział , super piszesz <3
OdpowiedzUsuńPeeta żyje, Katniss postanawia pomóc jej trybutom, wszystko pięknie. :")
OdpowiedzUsuńwybaczam krótki rozdział, bo ważne, że jest. BI
pewnie pisało Ci to dużo osób, ale zawsze, jak tu wchodzę, to mam wrażenie, że Ty tylko tłumaczysz jakiś tekst autorki Igrzysk, to jest tak... hm, autentyczne. idealnie wpasowałaś się w uczucia Katniss, to tak, jakbyś nią była... :")
______________________________
ps: zapraszam :")
http://doyoulikedemons.blogspot.com/
Wszystkiego naj na urodziny
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny rozdział ?
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo interesujący. Szablon świetny. No i muzyka na bloga również fajna! Same plusy, dobrze, że tutaj wpadłam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, http://w-popiolach-igrzysk.blogspot.com/
Jeeej! W końcu pojawił się nowy rozdział <3
OdpowiedzUsuńKrótki, ale dobry.
Liczy się jakość a nie ilość. :)
Życzę weny w dalszym pisaniu.
Napisz coś jeszcze :(
OdpowiedzUsuńCudny, boski po prostu *-* Weny, weny i jeszcze raz weny ;* Pozdrawiam,czekam na następny rozdział :3 zapraszam do mnie:http://porewolucjidalszelosykatnissipeety.blogspot.com/?m=1 :3 K. G.
OdpowiedzUsuńJuz miesiąc minął, gdzie.następny?!
OdpowiedzUsuń