Dedyk dla Julii Rychlewskiej. :* Cieszę się,że tak bardzo spodobał Ci się mój blog! Mam nadzieję,że tu zostaniesz :)
Trybuci, kiepskawe wieści :( Wyjeżdżam dziś do cioci,wracam za kilka dni...
-Rozumiem,że zebrało wam się na amory,ale jest już dziewiętnasta! Sami pójdziecie do domku, czy mam iść po Haymiego?-pisnęła Effie.
Odsunęłam się niechętnie od Peety i spojrzałam na nią zdumiona.
-Haymiego?-zapytałam.
Zarumieniła się.
-Eee...znaczy się...miałam na myśli...
Parsknęłam śmiechem. Oto ona,zawsze rozgadana Effie Trinket! Stanęła przede mną i nie umiała nawet sklecić porządnego zdania!
-Od kiedy go tak nazywasz?
-A od kiedy to wy się tak obściskujecie? Nawet nie wiecie,jak to wygląda z boku!-fuknęła.
Dobra,teraz to ja się zarumieniłam. Niechętnie podniosłam się i pomogłam Peetcie wstać. Dobrze radził sobie ze sztuczną nogą,ale nagła zmiana pozycji wciąż nie przychodziła mu tak łatwo.
Swoją drogą zaczęłam się zastanawiać z jakiego, u licha, metalu jest ta proteza. Przecież Peeta pływał w morzu całe dnie. Aż dziwne,że nogi nie przeżarła rdza.
-Fantazyjnie. A teraz,jeśli możecie, wróćcie do swojego domku i wyśpijcie się-zgromiła nas wzrokiem.
Przyjrzała, jej się uważnie. Coś było nie tak w jej wyglądzie...Nie wiedziałam nawet, jak to określić. W jej włosach znajdowało się mniej błyszczących ozdób, nawet kolor pasm zmieniła na bardziej łagodny. Na powiekach miała cień naturalnej, stonowanej barwy,a ust nie pomalowała wcale.
-Effie...dobrze się czujesz? Może masz gorączkę?-przyłożyłam jej wierzch mojej dłoni do czoła. Dziwne,wszystko wydawało się być w porządku.
-Oczywiście!-zawołała.-Dawno się tak dobrze nie czułam.
-No nie wiem, nie wiem...wyglądasz jakoś...-zaczęłam niewinnie. Nie chciałam jej urazić. Bardzo ją lubiłam,ale te wszystkie zmiany po prostu mnie przeraziły.-Wyglądasz inaczej...
-Ach, o to ci chodzi!-poklepała delikatnie swoją fryzurę.-Cóż, uznałam,że może warto coś zmienić. Dawny styl mi się już znudził.
-A czy Haymie ma z tym coś wspólnego?-zapytał cicho Peeta z lekko złośliwym uśmieszkiem na ustach.
Policzki Effie zmieniały barwy jak w kalejdoskopie. Kremowy, różowy, czerwony, purpurowy, granatowy i znów różowy.
-Obawiam się Peeta,że to nie twoja sprawa-pisnęła i odwróciła się do nas plecami. Szybko potruchtała do domku. Zauważyłam,że założyła baleriny zamiast butów na obcasie.
Poczułam, jak zbierają się we mnie różne emocje. Reakcja Effie była po prostu komiczna. Kiedy zatrzasnęła drzwi od swojej kwatery, wybuchłam śmiechem tak gwałtownym i niekontrolowanym,że Peeta wpatrywał się mnie zdziwiony.
-Nie,to się nie dzieje naprawdę-wymamrotałam w przerwach na złapanie oddechu.
Peeta zachichotał.
-Boże,Effie i Haymitch...niech jeszcze świnie zaczną latać.
Zaśmiałam się jeszcze głośniej. Rzeczywiście, nasi byli opiekunowie przybyli z kompletnie z innych planet. Effi e poświęcała większość czasu na dbanie o wygląd, miała nienaganne maniery, była typową miesznkaną Kapitolu. Haymitch zaś całe dni spędzał na piciu każdego rodzaju alkoholu, jaki wpadł mu tylko w ręce, nie zachowywał się zbyt elegancko i pochodził z najbiedniejszego Dystryktu Panem. Ta para nie miała nawet jednej wspólnej cechy, za to ogrom przeciwieńst.
Kiedy w końcu oboje się uspokoiliśmy, poczułam na ramionach pierwsze ukłucia chłodnego powietrza. Zadrżałam. Peeta szybko pokuśtykał do mojego leżaka i przyniósł mi moją zwiewną, plażową sukienkę. Włożyłam ją przez głowę.
Nasze dłonie odnalazły się nazwajem i powoli, nigdzie się nie śpiesząc, ruszyliśmy do domku. Piasek jeszcze nie zdążył przejąć temperatury otoczenia. Miło było stawać na nim i czuć, jak stopy się w nim zapadają, delikatnie ocierając się o chropowate drobinki.
-Z tego wszystkiego zapomniałem cię nawet zapytać...-zaczął Peeta,ale szybko umilkł i zaczął się tępo wpatrywać w swoje stopy. Dostrzegłam lśniące kropelki potu na jego karku. Wyraźnie się stresował.
-Tak?-podjęłam subtelną próbę zachęcenia go do sformułowania reszty zdania, która tak ciążyła mu w gardle.
-Czy zechciałabyś zjeść ze mną kolację? Tutaj, na terenie kompleksu, jest świetna restauracja, podobno jedzenie jest pyszne-wypowiedział prawie na jednym oddechu.
-Tak, oczywiście-odpowiedziałam.
Obdarzył mnie uśmiechem. Resztę drogi przebyślimy w milczeniu,ale w mojej głowie aż kotłowało się od najróżniejszych myśli.
Peeta właśnie zaprosił mnie na kolację do restauracji. Okej, wszystko powinno być w porządku, normalne wyjście dwojga zakochanych ludzi. Tylko dlaczego był taki zdenerwowany?Jeszcze trochę i by zemdlał! A przecież chodziło o zwykłą randkę!
Mimowolnie zaczęłam się zastanawiać, co było powodem takowej reakcji. Czyżby szykowała się jakaś niespodzianka? To nie ulegało najmniejszej wątpliwości. Uśmiechnęłam się na myśl,że coś fantastycznego miał się wydarzyć następnego dnia.
Dotarliśmy na drewnianą werandę naszego domku. Sięgnęłam do kieszeni od sukienki by wyjąć z niej klucz do drzwi...ale moje dłonie natrafiły na nicość. Wsunęłam dłoń nieco głębiej, dalej nic tam nie znalazłam. W końcu zdjęłam sukienkę i zaczęłam nią gwaltownie potrząsać.
Cholera, cholera, cholera.
-Peeta, możesz mi podać swój klucz?-zapytałam,dalej nerwowo machając sukienką.
Byłam wściekła na siebie. Jak mogłam zgubić klucz do drzwi?! Przecież cały dzień miałam go w kieszeni tej przeklętej kiecki!
-Ale...myślałem,że użyjemy twojego...mój został w środku...-wymamrotał Peeta i nerwowo przygładził włosy ręką.
Zapadła grobowa cisza. Oparłam czoło o drewnianą ścianę domku i zaczęłam delikatnie,aczkolwiek miarowo uderzać o nią głową. Regularny stukot był jedynym odgłosem, który zakłócał spokój lipcowej nocy.
Co mogliśmy zrobić? Poszukiwania klucza na piasku były bez sensu. Nie dość, że nic byśmy nie dostrzegli w ciemnościach, to jeszcze przedmiot mógł po prostu zostać zakopany przez stopy jakiegoś wczasowicza. Spędzenie nocy w domku z Effie i Haymitchem, który pewnie śmiałby się z nas całą noc, nie wchodziło w rachubę.
Podjęłam szybką i dość racjonalną, jak na naszą sytuację, decyzję.
-Mam nadzieję,że nie przeszkadza ci zimno, bo chyba będziemy musieli spać dziś na werandzie.
Ach,to macie się nad czym zastanawiać! Co wydarzy się dalej? Jak skończy się ta noc? Czy nasza para zakochańców będzie musiała spać po gołym niebem czy też pójdzie do domku Haymitcha i Effie? A kto wie,może zrobią coś jeszcze innego? No i,u licha, co za niespodziankę przygotował Peeta?!
Pozdrawiam Was, odpowiedzi dostaniecie, gdy wrócę od cioci :) Zaglądajcie tutaj :* I zostawcie komentarz, bo to właśnie Wasze wpisy motywują mnie do codziennego pisania w ten cudowny, deszczowy, drugi już tydzień moich ferii zimowych ;)
Ojej, jak miło ♥. Dziękuję za zdedykowanie mi rozdziału :*. Z pewnością zostane tu na dłużej. Rozdział jest świetny - słodki i jednocześnie lekko tajemniczy. Cudo, po prostu cudo :*
OdpowiedzUsuńPewnie Peeta się jej oświadczy :)
OdpowiedzUsuńNienawidzę Cię... XD <3
OdpowiedzUsuńJak to uroczo *O* Haymitch i Effie są taaacy urocy ^^ <3 No i jece Peeta i Katnus *O* Asdhgbji umieram *O* Genialny rozdział. ♥
Weny, weny i czekam co się wydarzy dalej z niecierpliwością... Miłego pobytu u cioci! ^^
Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award więcej informacji na http://themockingjaylives.blox.pl/2015/01/Liebster-Blog-Award.html
OdpowiedzUsuńHej:) Dopiero odkryłam Twojego bloga i przeczytałam wszystkie rozdziały za jednym razem.Powiem Ci ,że piszesz niesamowicie.Naprawdę...brak słów.Gdybyś miała czas i ochotę to zapraszam do siebie:
OdpowiedzUsuńhttp://szukajac-serca.blogspot.com/
I tutaj:
http://ann-beth-abernathy.blogspot.com/
Piszę bloga z przyjaciółką.Też o Igrzyskach:)
Powiedz mi że był zapasowy klucz :D Super rozdział jak zawsze. Hayme xd
OdpowiedzUsuńTy chcesz mnie wykończyć ? Nie kończ w takich momentach !! Ja chcę wiedzieć co Peeta wymyślił ??? Oświadczy sie tak naprawdę ??? Czy hohoho na werandzie ? To trzeba się rozgrzać hiihi :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :*
Jak zwykle cudooooo
Ps. Zapraszam do mnie http://znaszmojeimieniemnie.blogspot.com/
Nie przeczę,ż hohoho na werandzie to dobry pomysł,ale...tu mogą wchodzic dzieci xDDD
Usuńaw jak słodko ♥
OdpowiedzUsuń