piątek, 8 maja 2015

Rozdział 55 Nieumarła

Kochani, oto kolejny rozdział! Tym razem dedykuję go mojej nowej, nieco szalonej, biorąc pod uwagę komentarz  :D, czytelniczce The Katie.
Kochani, staram się zebrać wenę na miniaturkę oczami Peety, ale póki co idzie mi to mozolnie. Pożyjemy, zobaczymy. Jeśli nie uda mi się tego napisać to...mam inny pomysł, który być może jeszcze bardziej się Wam spodoba :D 
Życzę miłego czytania!
P.S Nie posprawdzałam jeszcze ewentualnych błędów, ale czytam fantastyczną sagę(Wybrani) i nie mogę się oderwać, więc liczę na wyrozumiałość. Czytam czwarty tom! ^^ Potem posprawdzam, jakie byki mogą czaić się w tym tekście.

Bałam się otworzyć oczy, bo nie wiedziałam, co będzie mi wtedy dane ujrzeć. Byłam niemalże pewna tego, że umarłam podczas tortur. Co mogło mnie więc czekać? Życie pozagrobowe? A może miałam po prostu po kres świata poruszać się w przestrzeni bez żadnego celu?
Coś musiało mnie czekać. Przecież nie straciłam świadomości. 
Chociaż otwarcie się na nieznane kosztowało wiele odwagi, nie mogłam czekać w nieskończoność. Otworzyłam więc powieki, ale szybko poczułam, że są sklejone. 
Jak długo byłam nieprzytomna?
Zamrugałam gwałtownie, a świat wokół stał się wówczas plamą czerni i szarości. Zatrzepotałam powiekami raz jeszcze, a wówczas rzeczywistość uderzyła we mnie ze zdwojoną mocą. Nie byłam w niebie. Nie unosiłam się w bezkresie przestrzeni.
Leżałam na pryczy w celi, którą niedawno opuściłam.
Gdy tylko świadomość tego do mnie dotarła, poczułam palący, rwący ból w nodze. Każdy siniak promieniował, zatem w ostatecznym rachunku cierpiałam nawet najmniejszą komórką ciała. Jednak nic, absolutnie nic nie równało się z tym, co działo się z moimi plecami.
Chociaż nie trawił ich ogień, wciąż czułam jego niedawną obecność. Skóra paliła mnie i rwała tak boleśnie, że każdy najmniejszy ruch sprawiał mi ból. Spróbowałam poruszyć głową, a wtedy fala cierpienia wycisnęła łzy z moich oczu.
Nie chciałam płakać, bo było to tylko oznaką słabości. Powinnam być silna i starać się to przetrwać, pomimo że tak bardzo przypominało mi to chwile po śmierci dzieci przed siedzibą prezydenta w Kapitolu. Dlaczego po prostu nie mogłam sobie z tym poradzić?
Dlaczego po prostu nie umarłam?
Byłam już gotowa na śmierć. Przyniosłaby mi ona ukojenie. Nie musiałabym już dłużej cierpieć tych katuszy. Wiedziałam, że już nigdy nie uda mi się uciec. Nie oczekiwałam ratunku ze strony Peety czy kogokolwiek, kogo dawniej znałam. Gdyby mieli mnie uratować, już dawno by to zrobili. To, że nie udało im się, znaczy tylko jedno. To niemożliwe. 
Nigdy już nie wyjdę na światło dnia. Cały budynek spiskowców stanie się mym więzieniem. Zapomnę, co to jest śmiech, radość, uśmiech. Nie poczuję miłości ani pożądania. Nigdy nie zobaczę siwych pasm swoich włosów ani nie będę mogła towarzyszyć mojemu dziecku, gdy będzie dorastać. 
Z pewnością spiskowcy odebraliby mi moje maleństwo po narodzinach. Torturowaliby je. Próbowaliby mnie nim szantażować, abym stała się posłuszna. A potem zabili na moich oczach. Ci ludzie przecież nie znali litości.
Piekąca łza spłynęła po moim policzku. A potem kolejna i jeszcze jedna. Brzeg mej koszuli szybko zwilgotniał, szyja zmieniła się w jezioro pełne słonych kropel. Nie chciałam takiego życia. Jednak byłam w stanie je znieść, a przynajmniej przetrwać do końca, ale moje dziecko na nie nie zasłużyło. Nie zrobiło nic złego.
Nigdy tak naprawdę nie wyobrażałam sobie siebie jako matki. Peeta kiedyś co prawda stwierdził, że fantastycznie sprawdziłabym się w tej roli, ale jakoś mu nie wierzyłam. Umiałam zająć się Primrose, ale była ona dużą dziewczynką, gdy zaczęłam się nią opiekować. To było zupełnie coś innego, niż troszczenie się o małą, kruchą, nic nie rozumiejącą istotkę. 
I jak niby mogłabym się nim zajmować? Przecież byłam niecierpliwa i bywałam także samolubna. Prawdopodobnie nie oddaliłabym się nawet o metr od Peety. On był przecież moim przeciwieństwem.
Peeta. 
To jedno imię zupełnie wyprowadziło mnie z równowagi. Wciąż go kochałam, a przecież był okrutny. Nie potrafił żyć blisko mnie, nigdy nie przestał mnie nienawidzić. Jak mogłam pokochać kogoś takiego? Jak mogłam pragnąć żyć u boku potwora? 
Uniosłam dłoń i przytknęłam ją do czoła i oczu, ignorując kolejną falę bólu. Kim on tak naprawdę jest? Czy w ogóle mnie kocha? Czy też jego gra zakończyła się, gdy przetrwaliśmy rebelię? Nic do siebie nie pasowało.
Z jednej strony pamiętałam, jak nie pozwolił mi zażyć trucizny po zamachu na życie Coin, ale z drugiej strony wiedziałam, że pragnął mojej śmierci i wielokrotnie targnął się na moje życie. Próbował mnie dusić, topić. 
Spędziłam z nim wiele cudownych, pełnych miłości chwil. Pamiętałam przecież nasz ślub i noc, która po tym miała miejsce-dotyk jest silnych dłoni, pocałunki na całym ciele...Tym bardziej ciężko mi było uwierzyć, że osoba, która tak bardzo mnie pragnęła, była w stanie tak bestialsko mnie potraktować. 
Musiałam wszystko sobie uporządkować. Wiedziałam, że spiskowcy manipulowali moimi wspomnieniami, abym znienawidziła Peetę i była w stanie po prostu im zaufać. Nie przewidzieli tylko jednego. 
Nigdy nie przestanę go kochać. 
Nie mogłam go znienawidzić. Był wówczas jedyną osobą, którą szczerze i bezwarunkowo kochałam, na którą naprawdę mogłam  liczyć i której bezgranicznie ufałam. Spiskowcy mogli wtłaczać mi fałszywe wspomnienia, zatruwać fakty kłamstwami, ale to wszystko było bez znaczenia. Nigdy nie zamierzałam przestać kochać Peety Mellarka.
Pytanie brzmiało jednak, które wspomnienia były prawdziwe? Przypomniałam sobie, co czułam po pierwszej w życiu dawce jadu os gończych. Miałam wówczas halucynacje i wszystko wokół zdawało się błyszczeć. Dlatego też postanowiłam na pierwszy ogień selekcjonować wspomnienia przy pomocy tej informacji. 
Z pewnością coś było nie tak z pocałunkiem na plaży podczas Ćwierćwiecza. Woda błyszczała wtedy wręcz nienaturalnie, co oznaczało, że w rzeczywistości wszystko mogło wyglądać inaczej. Tylko jak? 
Z moich ust wydobył się jęk frustracji. To wszystko było bezcelowe. Nawet jeśli uda mi się cokolwiek określić, to i tak nie znałam oryginalnej wersji. Równie dobrze mogłam się po prostu poddać.
Nagle krata zaskrzypiała i pojawił się w niej Groles. Jego niemalże białe włosy zdawały się być jeszcze jaśniejsze, o ile to było możliwe, w jasnym świetle piwnicznych lamp. Uśmiechał się do mnie złośliwie. 
-Gotowa na więcej?-zapytał z rozbawieniem, a ja zacisnęłam tylko zęby. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić mu długo czekać, więc po prostu spróbowałam podnieść się do pozycji siedzącej. Ból był niewyobrażalny, ale powolne tempo sprawiło, że udało mi się wyprostować, chociaż każdy spalony fragment skóry błagał o litość. 
Dopiero teraz zobaczyłam, jak wyglądałam.
Moje niegdyś białe ubranie było pokryte czarną sadzą i popiołem. Na nogawkach spodni widniały wypalone dziury, spod których wyzierały płaty czerwonej, pokrytej bąblami skóry. Bluzka u dołu była podarta. Każdy fragment ciała pokrywały zaczerwienienia lub fioletowe siniaki. Włosy kończyły się przed obojczykami, co oznaczało, że spaliły się ich końce.  
Uniosłam dłoń i zaledwie musnęłam nią plecy. Wtedy miałam już pewność. Na moich plecach znajdowała się duża dziura, a pod nią-zwęglona skóra. Nie wiedziałam, jak to możliwe, że odczuwałam ból, skoro prawdopodobnie miałam porażone zakończenia nerwowe.
Z wolna przeszłam w stronę krat. Zachowałam jednak swoją dumę. Szłam wyprostowana, a mój podbródek wyraźnie celował w sufit. Kiedy zobaczyłam uśmiech na twarzy Grolesa, nie wytrzymałam.
-Wydajesz się być całkiem zadowolony jak na kogoś, kto jest oddelegowany do przyprowadzania więźniów. Kawkę też przygotowujesz?-szepnęłam z jadem w głosie.
Warto było. 
Jego twarz zrobiła się czerwona, by potem przejść kolorem w fiolet, która ustąpiła zieleni by stać się burgundem. Usłyszałam, jak jego oddech przeistacza się w świst. Wiedziałam, że przyjdzie mi za to słono zapłacić, ale ta jedna chwila upokorzenia była tego warta.
Groles uniósł rękę i z całej siły uderzył mnie w plecy.
Siła uderzenia wyrzuciła mnie parę metrów dalej. Upadłam na kolana. Czułam narastającą falę bólu, które hipocentrum były plecy, ale epicentrum zdawało się tkwić na całym ciele. Zacisnęłam pięści tak mocno, jak tylko mogłam, ale to nic nie dało. 
Ryknęłam z bólu.
Znów poczułam się słaba, gdy cierpienie wycisnęło ze mnie słabość. Łzy spłynęły natychmiast po policzkach, mieszanina sadzy i płynu skapnęła na podłogę. Zacisnęłam zęby na dolnej wardze, by stłumić jęk boleści. Nie udało mi się. 
Groles jednak nie poprzestał na tym. Podszedł do mnie i kopnął mnie we wcześniej uderzone miejsce. Z mojej asekuracji nic nie pozostało. Uderzyłam czołem o podłogę. 
Tym razem spazm rozszedł się od głowy, przez kręgosłup aż do palców u stóp. Przekręciłam się i upadłam bokiem na podłogę, niezdolna do najmniejszego ruchu. 
-Ty...potworze...-szepnęłam, wstrząśnięta szlochem.
Mój głos brzmiał słabo, ciszej niż podmuch wiatru i drżał jak liść podczas potężnej wichury. Brzmiałam, jak ktoś, kto dawno został pokonany. Nienawidziłam się za to.
Na Grolesie nie zrobiło to wrażenia. Podszedł do mnie i jedną tylko ręką złapał mnie za koszulę i podniósł do pionu. Wydałam z siebie zduszony jęk.
-Naprzód-warknął mi do ucha, a ja zadrżałam i spełniłam jego polecenia.
Po piętnastu minutach wolnego marszu, przesyconego kąśliwymi uwagami, popychaniem i kolejnymi, bolesnymi upadkami, dotarliśmy pod drzwi laboratorium. Spojrzałam na nie z nadzieją, bo nawet kolejny etap osaczenia wydawał się być teraz lepszą alternatywą niż chwile upokorzenia.
Tym razem jednak czekały na mnie zupełnie inne wspomnienia niż ostatnio. 
Kiedy tylko zanurzyłam się w głębiny swoich myśli, ujrzałam brązową korę drzew oblaną zielonkawo-złotym światłem przesączającym się spod baldachimu liści. Ptaki wyśpiewywały ostatnie trele, a ja sosnowe igły cicho skrzypiały, gdy skradałam się w stronę zwierzyny.
Byłam w lesie za ogrodzeniem wokół Dystryktu Dwunastego. Polowałam na bliżej nieznane mi zwierzę. Targało mną zniecierpliwienie, stopy boleśnie dawały o sobie znać. Zacisnęłam mocniej dłonie na łuku i szorstkim drzewcu, z którego był wykonany. Dłoń, trzymająca strzałę, zadrżała niepokojąco. 
Przyglądałam się odciskom świadczących o zwierzęcych krokach. Rozglądałam się uważnie i przy każdym ruchu głową kosmyki włosów, które uwolniły się z warkocza, muskały mi policzki i szyję. Nasłuchiwałam uważnie najlżejszego szelestu. 
Nagle usłyszałam szczekanie.
Doskonale wiedziałam, co to oznacza i znałam odpowiedni algorytm postępowania. Przewiesiłam sobie łuk na plecach i wdrapałam się błyskawicznie na drzewo. Szorstka kora drapała moje dłonie, ale w ogóle tego nie dostrzegałam. Kiedy zajęłam miejsce na konarze, dostrzegłam sforę dzikich psów u podstawy drzewa. 
Uśmiechnęłam się pod nosem. No, proszę. W końcu coś upoluję. To było przecież dziecinnie proste. Wyciągnęłam strzałę z kołczanu i napięłam cięciwę łuku. 
Wtedy to się stało. Przesunęłam całkiem naturalnie dłonią po drewnianej części łuku i poczułam setkę maleńkich drzazg, które wbiły mi się w opuszki palców. 
-Au!-zawołałam i natychmiast puściłam moją broń. Spojrzałam z niedowierzaniem na niewinnie wyglądający łuk i dłoń z siecią brązowych nitek pod skórą, które przypominały mały układ krwionośny.
Westchnęłam boleśnie i ponownie sięgnęłam po broń. Nie miałam co narzekać, zwłaszcza, że łuk wyglądał w porządku. Tym razem jednak poczułam, jak drewno nagrzewa się boleśnie pod mą dłonią i zaczyna palić skórę. Natychmiast go upuściłam. 
Psy rzuciły się na broń i szybko ją zniszczyły. Plułam sobie w brodę, że to zrobiłam, ale to było bezsensowne. Wiedziałam, iż i tak bałabym się ponownie użyć mojego łuku. Zbyt boleśnie odczułam skutki jego użytkowania. 
Wtedy gałąź, na której siedziałam, zatrzeszczała. Zamarłam i poczuła, jak krew odpływa mi z twarzy. Spojrzałam na psy kilkanaście metrów niżej, które oblizały swoje pyski na myśl, o czyhającej uczcie. Nie zdążyłam nawet zareagować. Kiedy konar pękł, zaczęłam gwałtownie zbliżać się w stronę ziemi. Ostatnim, co widziałam, był błysk psich kłów.
Moje krzyki na krótko przerwały ciszę ogarniętego wieczorem lasu.
Wzięłam głęboki oddech, gdy znów zobaczyłam ściany gabinetu wokół mnie. Z niedowierzaniem przypomniałam sobie, że wciąż znajduję się w budynku spiskowców. Byłam roztrzęsiona i nawet nie pamiętałam, co to spowodowało. Chciałam płakać, ale nie chciałam tego uczynić przy naukowcach wokół mnie.
Ktoś szarpnął mną gwałtownie i zaprowadził z powrotem do celi. Nie mogłam jednak na niczym się skupić. Ściany wokół mnie błyszczały, przez co nie wiedziałam, czy przypadkiem to wszystko nie jest wytworem mojej wyobraźni. 
Zostałam gwałtownie rzucona na łóżko w mojej celi. Siła uderzenia wytrąciła mi powietrze w płuc. Wpatrywałam się w jasne oczy, które znajdowały się zaledwie parę centymetrów od moich. Czułam przesycony wonią papierosów oddech na policzku.
-Na twoim miejscu nie interesowałbym się moim zakresem obowiązków-wyszeptał zajadle Groles, po czym wybiegł gwałtownie z celi, trzaskając mocno drzwiami. Dopiero wtedy pozwoliłam łzom płynąć.

Dziękuję Ci za przeczytanie rozdziału! Życzę miłego dnia ;) 
P.S Jeśli jesteś z gimnazum, to koniecznie pochwal się, jak poszły Ci testy i kiedy masz bal gimnazjalny! Ja mam swój 22. maja ;-)

16 komentarzy:

  1. fajny rozdzial ALE URATUJ JA PROSZEEE!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham twój blog. Piszesz zaj***ście masz talent... Ten rozdział jest boski ❤ ale jedna prośba URATUJ JĄ I JEJ JESZCZE NIENARODZONE DZIECKO!!! Wtedy będę szczęśliwa i ten groles to jakieś zwierzę a nie człowiek no zresztą jak reszta tych strażników 😠 życzę dużoooo wenyyy bo nie mogę doczekać się dalszych części 😚😍😘

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak można kogoś nienawidzić i jednocześnie kochać? No, jednak można ;) Mam nadzieję, że już wkrótce Haymitch z ekipą rozbroi ten budynek, a nasza nieumarła NADAL POZOSTANIE NIEUMARŁĄ! Naprawdę świetny rozdział, i nie przejmuj sie, że jest mało komentarzy, ponieważ te, które są najszczersze, są warte miliony :) tak jak we wcześniejszym komentarzu WENY, WENY i jeszcze raz WENY.
    ps. Z niecierpliwością czekamy na następne xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto powiedział, że przejmuję się małą ilością komentarzy? :D Ostatnio ta liczba się trochę zwiększa, nie mam co narzekać! ;) Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Ja Ciebie kiedyś Cię po prostu uduszę xD Ile mam jeszcze czekać? ;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;-;
    No, ale rozdział super :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaa uda jej się kiedyś wydostać z tego miejsca? albo nieh ktoś ją uratuje, bo nasza Katniss w końcu nam tam umrze :'( a tego nikt przecież nie chce. Notka taka idealna :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ło luju, podziwiam Katniss, że ona po tylu doświadczeniach jakoś się trzyma i potrafi normalnie funkcjonować ;-; To takie niefajne czytać o jej cierpieniach, ale te rozdziały są genialne. No, i jeszcze jest pewność, że nie pozwolisz jej umrzeć. :D (Prawda? :O) A co do "Wybranych" - czytałam pierwszą i drugą część, ("Dziedzictwo"chyba) i spodobało mi się, ale dwóch kolejnych tomów jak na razie nie miałam okazji kupić. Tak przy okazji, Team Carter, czy Sylvain? :D
    P.S. Mam nadzieję, że mówimy o tej samej sadze XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mówimy o tej samej sadze :D Jestem team Sylvain!
      Przeczytaj kolejne części <3 A Ty z jakiego jesteś teamu?
      Cieszę się,że notka Ci się spodobała :D
      Pozdrawiam!
      P.S Myślisz,że to, co Katniss teraz przeżywa, to cierpienie? Hihihihi...to nie wiem, jak nazwiesz to, co ją jeszcze czeka!

      Usuń
    2. O, to widzę, że mamy podobne gusta, bo ja też bardziej polubiłam Sylvaina :D Wnioskuję jedynie po dwóch pierwszych tomach, bo z tego co wiem w trzeciej i czwartej części robi się gorąco XD Książki są dopisane na listę "Do kupienia", także w najbliższej przyszłości postaram się zaopatrzyć :) Czasem powracam do momentów z "Dziedzictwa" i mam ogromną ochotę na zapoznanie się z kontynuacją. Również pozdrawiam! <3
      P.S. Jesteś okropna! D:

      Usuń
    3. W trzeciej i czwartej części gorąco sięga zenitu! Czekam ze zniecierpliwieniem na tom 5. Napisz mi koniecznie Twą opinię, gdy skończysz czytać ;)
      Pozdrawiam!
      P.S Powiedz mi coś, czego nie wiem xD

      Usuń
  7. O kurde nowy rozdział! YEY. .... O.O Dedykt dla MNIE?! O.o I nie jestem szalona no wogóle... O fuck krew mi leci z nosa (xD) z uciechy XD Dobra teraz na poważnie. Za... Jefajny rozdział i świetne zakończenie. Biedna Katniss. I Peeta!
    PS: Też czytałam "Wybranych" :P Ale ja czekać na 5 część po polsku :( Boje się że nie wytrzymam i kupie po angielsku xD I am in Team Carter <3

    Pozdrawiam, zawsze "nie" szalona The Katie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. xDDD Zatamuj krwawienie szmatkami mokrymi zimno wodo i przyłożonymi do czoło nosa i karku! I pochyl się w przód(EDB po informatyce tak bardzo...)
      Team Carter?! XD WTF Sylvain For Ewa! On jest słodziutki i jest francuzem i tyle na Allie czekał :3 Muj nofy monsz!
      Boże, odwala mi ;_; Za dużo cukruf.
      Pozdrawiam Cię, cieszę się, że mam nową, ,,nie'' szaloną czytelniczkę <3

      Usuń
    2. Pozwólcie, że się wtrącę XD Owszem, Sylvain ma uroczy akcent *-* A powie mi ktoś, tak przy okazji, jak czytacie jego imię? Sylwian czy Sylwejn? XDD

      Usuń
    3. Jego imię czyta się ,,Sylwię'' " :v Jest francuzem, więc jego imię jest również francuskie. W języku francuskim ,,ain'' w tym imieniu czytasz jak ,,ę'' ;-)

      Usuń