czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 61 Mróz

Dedykuję ten rozdział Pau Li! :)
Wczoraj czytałam przez cały dzień książkę ,,Na końcu tęczy. Love, Rosie''. Boże, popłakałam się przy tej książce!
Czy moglibyście proszę wypisać mi w komentarzach podobne wyciskacze łez? Oprócz GNW, to już czytałam :D

Zacisnęłam palce na szorstkiej korze drzewa, o które oparłam się w obawie przed upadkiem. Nie mogłam już ufać własnym, rozdygotanym nogom. Nie mogłam już ufać nikomu, nawet psychiatrze, który niegdyś obiecał mi, że nie spotkam Peety Mellarka, dopóki nie będę na to gotowa.
Opadłam powoli na śnieg i odchyliłam głowę do tyłu, ciężko dysząc. Starałam się uspokoić kołaczące serce, ale moje trudy były daremne.
-Nazywam się Katniss Everdeen-Mellark-szepnęłam, przerywając niczym nie zmąconą ciszę uśpionego lasu. Z jakiegoś powodu nie poznawałam własnego głosu.
Przełknęłam ślinę, aby choć trochę zwilżyć wysuszone gardło.
-Mam osiemnaście lat. Brałam udział w Głodowych Igrzyskach, dwukrotnie.
Przerwałam na chwilę, aby otrzeć pot z czoła, a wtedy w oczy rzuciła mi się odciśnięta skóra na serdecznym palcu. Ślad po obrączce.
-Jestem żoną Peety Mellarka, który mnie nienawidzi. Straciłam...
Spojrzałam prosto w lodowate, bezduszne niebo upstrzone masą szarych obłoków, spod których nieśmiało wyglądało słońce. Poczułam palący ból w oczach, ale nie miałam już przed kim się ukrywać. Znałam to miejsce. To właśnie od lasu zaczęła się moja historia. Tutaj wszystkiego się nauczyłam, tutaj popełniłam więcej błędów, niż mogłabym zliczyć. Tutaj poznałam Gale'a, tutaj pochowałam najpiękniejsze wspomnienia związane z tatą.
Tutaj nie musiałam niczego ukrywać.
Te drzewa, starsze ode mnie, widziały z oddali, jak uczyłam się chodzić po Łące. Te głazy doświadczyły zderzeń, gdy natrafiałam na nie, biegnąc jak najdalej od sfór dzikich psów. Te ścieżki wydeptywałam, krocząc z łukiem i strzałą na napiętej cięciwie.
Ten las znał mnie lepiej, niż ktokolwiek z żyjących, znanych mi osób.
Słone łzy spłynęły mi z policzków. Najpierw powoli, jak baletnice, które nie wiedzą, jak z gracją postawić pierwsze kroki, a potem coraz szybciej i szybciej, jak rzeki sunąc i żłobiąc koryta w okaleczonej duszy, która skrywała się tuż pod powierzchnią i marzyła o tym, by ktoś zechciał dostrzec jej zduszony krzyk.
Otarłam część z nich zaciśniętą w pięść dłonią i odważyłam się dokończyć, co zaczęłam.
-Straciłam dziecko. A teraz nie mam już nic.
Dopiero po tych słowach tamy runęły.
Płacz zamienił się w lawinę soli i wilgoci, gwałtowny szloch targnął moim ciałem.  Wiłam się w spazmach duszonego do tej pory bólu i żalu, który skrywałam za doskonałą maską obojętności. Przechyliłam się w bok i upadłam na śnieg, kuląc się w pozycję embrionalną.
Czułam przeraźliwe zimno bijące od zamarzniętej ziemi, mokry śnieg przesiąkł przez ubrania do mojej skóry. Wtedy nie wiedziałam, czy dalej trzęsę się z powodu targającego mną płaczu, czy też z powodu chłodu.
Zakopałam się w śniegu, marząc o tym, by skryć się tam na zawsze przed wszystkimi, chociaż wiedziałam, że to prawdopodobnie niemożliwe. Znając życie, ktoś wkrótce odnajdzie mnie w lesie, zmarzniętą i ogarniętą rozpaczą.
Mimo to nie zamierzałam im tego ułatwiać.
Wstałam niechętnie, kiedy zimno stało się nie do wytrzymania, i ruszyłam sobie tylko znaną ścieżką. Znałam ten las jak własną kieszeń, nawet śnieg nie był w stanie mnie zmylić. Krocząc, wsłuchiwałam się w odgłos skrzypiącego śniegu pod moimi butami. Żałowałam, że w biegu nie zdecydowałam się na włożenie skórzanych butów, które zwykle zakładałam na polowania, ale było za późno, by cokolwiek z tym zrobić.
Przyglądałam się mojemu otoczeniu, oczarowana lasem i jego zimową stroną doskonałości. Lodowe sople zwisały z drzew, błyszcząc jak wypolerowane szyby w słoneczny, letni dzień. Chłodny blask słońca przesączał się między koronami ogołoconych z liści drzew, znacząc moją drogę złocistymi plamami.
Poza tymi akcentami wszystko wokół mnie miało białą barwę, ale były to przeróżne odcienie białości. Korę drzew okryła pierzyna w odcieniu czystej kartki papieru. Śnieg niedaleko plam słońca był zaś tak jasny, że patrzenie na niego sprawiało ból moim oczom.
Zaciągnęłam się rześkim powietrzem, w którym wyczułam zapach sosen. Przyszło mi do głowy, że mogłabym spróbować zaparzyć herbatę z igieł wiecznie zielonych drzew, tak jak niegdyś zrobiła to Bonnie i Twill.
Po chwili zobaczyłam przed sobą domek, który tak dobrze znałam. Chciałam pobiec w jego stronę, ale ledwo powłóczyłam nogi. Przemoczone ubranie zamarzło, niemalże krępując moje ruchy.
Ciężko było mi poznać wnętrze domku. Wiedziałam, że niegdyś w okolicy stacjonował Gale wraz z ocalałymi mieszkańcami Dwunastego Dystryktu, ale nie spodziewałam się tego, że zastam to miejsce w takim stanie.
W kącie pomieszczenia leżał stary, brudny koc. W palenisku znalazłam trochę zwęglonego drewna i resztki rozpałki z suchych liści. Wszędzie walały się przedmioty, które pełniły funkcję kubków-przepołowione, metalowe puszki, wycięte z drewna miseczki, kilka pustych, pokrytych kurzem butelek. Gdzieniegdzie dostrzegłam też inne przedmioty-zardzewiały nóż, zakrwawiony bandaż, starą zapalniczkę. Podłogę znaczyły stare ślady butów, których właściciela rozpoznałam bez problemu po podeszwie z charakterystycznie wyszczerbionym brzegiem. Gale.
Myśl o nim natychmiast wytrąciła mi dech z piersi, a wspomnienie jego dotyku przyprawiło mnie o bolesne dreszcze. Zachwiałam się, utraciwszy równowagę, i kurczowo przycisnęłam się do ściany.
-Spokojnie, Katniss, spokojnie-zaczęłam szeptać do siebie.-Jego tu nie ma, nie było go tu od dwóch lat. On nie żyje.
W końcu odetchnęłam z ulgą i odważyłam zrobić się kilka kroków naprzód. Ubranie ciążyło mi niemiłosiernie, ale nie mogłam jeszcze go zdjąć. Musiałam najpierw rozpalić ogień. Zdobycie w miarę suchego drewna i rozpałki okazało się jednak czasochłonne ze względu na mój stan.
Kiedy około godzinę później wróciłam do domu z suchymi gałęziami i kieszeniami pełnymi sosnowych igieł, czułam przeraźliwe zimno. Targały mną drgawki, nie czułam palców u rąk i stóp oraz uszu, a skóra na moich ramionach była sina. Wiedziałam, co to oznacza-odmrożenia pierwszego i drugiego stopnia. Jeśli nie chciałam bezpowrotnie zniszczyć swoich tkanek, musiałam działać.
Zlodowaciałe palce utrudniały mi rozpalenie ognia, ale nie mogłam się poddać. Wysypałam dno paleniska sosnowymi igłami i ułożyła połamane gałęzi w zgrabny stos. Następnie wygrzebałam ze śmieci ścielących się w budynku zapalniczkę, którą zamierzałam podpalić rozpałkę.
Zapalniczka jednak nie chciała działać.
Przeklęłam pod nosem i spróbowałam ponownie. I jeszcze raz. I znowu. Słyszałam cichce trzaski, widziałam drobne iskry, ale na niewiele to się zdało. Potrzebowałam jasnego, mocnego płomienia. Próbowałam zatem dalej.
Szło mi coraz gorzej. Odmrożone palce odmawiały mi posłuszeństwa. Dłonie drżały tak mocno, że zapalniczka kilkukrotnie wypadła mi z rąk. W końcu jednak wydarzył się cud i na końcu zapalniczki pojawił się drobnym, rozedrgany płomień, który natychmiast zanurzyłam w rozpałce. Upuściłam zapalniczkę do ogniska, ale byłam zbyt osłabiona, by próbować ją stamtąd wygrzebać.
Potarłam o siebie obie dłonie, po czym zwróciłam je jak najbliżej ogniska. Nienaturalne gorąco otuliło moje dłonie, które już po chwili zaczęły się ogrzewać. Odetchnęłam z ulgą i przysunęłam się tak blisko ogniska, jak to było możliwe.
-Dzięki Ci, Prometeuszu-mruknęłam.
Sięgnęłam za siebie w poszukiwaniu puszki, którą mogłabym wykorzystać jako kubek. Skaleczyłam się przy tym ostrą krawędzią we wnętrze dłoni i od razu zanotowałam w pamięci, żeby później to odkazić. Ostatnim, czego potrzebowałam,  był tężec.
Nabrałam szybko śniegu z zewnątrz i umieściłam puszkę w miarę stabilnie jak najbliżej paleniska. Puch szybko się rozpuścił i zobaczyłam drobne nieczystości w otrzymanej wodzie, wiedziałam jednak, że po ugotowaniu najgroźniejsze bakterie zostaną wyeliminowane. Dorzuciłam do wody sosnowe igły i już po chwili pomieszczenie wypełniło się przyjemnym zapachem lasu.
Izba zdążyła się rozgrzać, a w każdym razie nie było już w niej tak lodowato jak na początku. Wciąż jednak trzęsłam się i wkrótce zrozumiałam, dlaczego. Moje ubranie ciągle było mokre. Podczołgałam się do starego koca i przesunęłam go w stronę paleniska, aby choć trochę rozgrzał się w czasie, gdy rozebrałam się. Zastanawiałam się chwilę, czy nie zostawić na sobie bielizny, ale ona również przesiąknięta była wodą.
Otuliłam swoje nagie ciało kocem i usiadłam pod ścianę obok paleniska. Koc miał jeszcze jedną zaletę. Natychmiast poczułam się lepiej, o wiele lepiej. Szybko zrobiło mi się przyjemnie ciepło, a za takie uczucie komfortu byłam w stanie przymknąć oko na to, że moje okrycie cuchnęło niemiłosiernie.
Popijałam herbatę z metalowej puszki, trzymając ją w dłoniach otulonych kocem. Odzyskałam w końcu władzę w dłoniach, chociaż odmrożenie wciąż nie chciało opuścić opuszków palców. Zastanawiałam się mimowolnie, jak wyglądałyby moje Igrzyska, gdyby rozgrywały się na lodowej pustyni.
Czy poradziłabym sobie? Wielokrotnie polowałam w zimie, co mogłabym wykorzystać przeciwko Zawodowcom, którzy nie byli przyzwyczajeni do złych warunków. Umiałam przygotowywać pierwszorzędne ogniska, ale prawdopodobnie największym zagrożeniem okazałaby się widoczność. Jeśli Igrzyska odbywały się w zimowej scenerii, z reguły organizatorzy nie zatrzymywali opadów śniegu nawet na chwilę.
Adrenalina opuściła moje ciało i poczułam błogi spokój. Oparłam głowę o ścianę, odłożywszy opróżnione naczynie z herbatą na bok. Mogłam tam zostać. Nie musiałam wracać do domu, gdzie czekały na mnie kamery i wizja rozmów z psychiatrą. Istniała szansa, że przez kilka dni zostanę niezauważona w swojej kryjówce i zamierzałam z niej skorzystać.
Przymknęłam powieki i pozwoliłam sobie odpłynąć w objęcia Morfeusza. Obudziłam się dopiero wtedy, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

20 komentarzy:

  1. O, nie! Chcesz mnie mieć za wroga? Kończyć w takim momencie! Dlaczego?!
    Ech, no dobra, poczekam sobie na następny rozdział. ;p
    Piękny post, naprawdę. Te porównania, to wszystko... Piękne!
    I kto niby otworzył drzwi?! Lepiej, żeby ten rozdział pojawił się jak najszybciej! <3
    Pozdrawiam, Paulina Mellark z bloga everdeen-mellark.blogspot.com ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, dedykacja dla mnie? Czym sobie na takie cudo zasłużyłam? *-* Mimo braku moich komentarzy, dalej czytam Twojego bloga! :D Rozdział bardzo mi się spodobał, mam nadzieje ze następny pojawi się niedługo ♡ I dlaczego kończysz w takim momencie? Torturujesz nas, no! ;-; Dźwięk otwieranych drzwi - jak ja się mam domyślić, czy to był Peeta czy nie?! XD
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju cudo tylko czemu w taki momencie ? Czy ty nas nie lubisz ?? NAs swoich wiernych fanów ?/ A tak po za tym genialnie piszesz czytam cię od czterech dnii wszystko już przeczytałam :) Niech kolejny rozdział szybko się pojawi !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klaudia, ja Was nie lubię. Ja was kocham :-)
      Rozdział pojawi się już wkrótce.
      Pozdrawiam ;-)

      Usuń
    2. Wkutce czyli kiedy? Codziennie wchodze i patrze czy już dodałaś :)

      Usuń
  4. Proszę nie rób z Katniss psychicznie chorej dziewczynki, przypominam że w którymś rozdziale obiecałaś, że będzie Peetniss

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Peetniss będzie juz wkrótce. A Katniss nie jest psychicznie chora, tylko ma po prostu rozwala psychikę.
      Pozdrawiam. :-)

      Usuń
  5. To jest takie piękne, jejku. :( Aż brak mi słów na jakikolwiek spójny komentarz, przepraszam.

    P.S. Powiedz, że wszedł Peeta i zrobi się naprawdę gorąco? *-* XDD

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle skończyłaś rozdział w "najlepszym" momencie! Już szykuję czołg!

    OdpowiedzUsuń
  7. Prosimy o więcej Peetniss! <3
    Rozdział super!
    Cudownie piszesz
    Czytając to sama czuję jaką pustkę i smutek kiedy ona tak cierpi :(
    Skończ to już!
    Niech oni znowu się kochają!
    Czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział!
    A co do wyciskaczy łez, to mogę polecić "Moje drzewko pomarańczowe", co prawda inny klimat niż LR, ale bardzo... wzruszające :c

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej od wczoraj czytam Twojego bloga i jest niezwykły <3 mam wrażenie jakby pisała to sama Susan Collins! Tylko mi obiecaj, że Katniss z tego wyjdzie! Xd Polecę Twój blog znajomym ;) właśnie zyskałaś stałą czytelniczkę! 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi Cię poznać, Ajlo :-)
      Katniss z tego wyjdzie i go już niedługo ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Dziękuję! PS.jak coś Ajla to mój login ;) mów mi Patrycja ;)

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. Niesamowite fanfiction kocham ciee *_* Masz moze WattPada?

      Usuń
  10. Piękny rozdział, tylko jakiś taki... smutny. Nostalgiczny. Nie wiem dlaczego 3:
    No i jeszcze te drzwi.. coś mi mówi, że tym razem to nie Peeta. Gdyby nie to, iż Gale nie żyje, to pomyślałabym, że to on i znowu w roli bezwzględnego brutala. O zgrozo, tamtego rozdziału ze złym Gale'em nie zdążyłam skomentować, ale w życiu nie wybaczę, że zrobiłaś z niego takiego potwora ;c * chlip * Co do drzwi to cóż... Może Effie albo Haymitch ? Dodaj szybko rozdział, bo nie mogę się doczekać, kto to ; D Jeśli tym razem dobrze obstawię, to może warto byłoby zagrać w totolotka? xD Pozdrawiam :
    ~ R. z igrzyskaaaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten rozdział miał być nostalgiczny i smutny, o to chodziło ;-)
      Zagraj w totka! Ze wszystkich tutaj jesteś najbliżej rozwiązania zagadki na temat osoby pojawiającej się na końcu rozdziału!
      Pozdrawiam Cię serdecznie, słuchając szumu włoskich fal :-)

      Usuń
  11. Coś mi mówiło że to będzie Peeta ale raczej po sutuacji w ( chyba) szpitalu to pewnie Haymitch. Supet rozdział czytam twojego bloga od dwóch dni xd a już jest moim ulubionym

    OdpowiedzUsuń