sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 63 Pomoc

Witajcie, moi drodzy!
Znów piszę kilka dni od ostatniego postu, ale muszę zacząć jakąś rozsądnie układać daty postów. Chcę, żeby Petniss Love Story potrwało jeszcze kilkanaście dni, abyście mogli zakończyć się końcem tego bloga.
A tymczasem prezentuję Wam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że przypadnie wam co gustu.
Z góry, jak zwykle, przepraszam za błędy, ale mam trochę mało czasu i nie mam kiedy dokonać korekty. To, co czytacie, to w zasadzie pierwsza wersja rozdziału, w ogóle niesprawdzana.
Mimo to jestem bardzo dumna z tego notki, szczególnie z końca rozdziału. NAWET NIE MYŚLCIE O TYM, by przewinąć od razu na koniec i zepsuć sobie całą zabawę związaną z czytaniem. Czytajcie cierpliwie, linijka po linijce :D
Dedykuję ten rozdział Niezgodnemu Kosogłosowi :)

Po kolacji w końcu mogłam zająć się prezentem od Haymitcha.
Karton wyróżniał się na tle salonu przede wszystkim tym, że był zakurzony z zewnątrz. Zupełnie tak, jakby leżał w szafie od dawna i czekał na lepszy dzień, w którym ktoś zaszczyci go swoją uwagą. Na bocznych ścianach dostrzegłam ślady własnych rąk, odciśnięte podczas noszenia.
Uchyliłam pokrywę i potrzebowałam chwili, aby móc dobrze przyjrzeć się zawartości.
Na samym wierzchu dostrzegłam szare, brzydkie koperty, które w zasadzie nie przypominały kopert używanych na co dzień-białych i schludnych. Te tutaj wyglądały tak, jakby zostały wykonane przez ich właściciela, w dodatku naprędce. Adres adresata napisano krzywo i niewyraźne.
Odłożyłam koperty na stolik i wtedy zobaczyłam kasety i płyty DVD-mnóstwo nagrań, każde z nich było podpisane z boku czarnym lub srebrnym markerem. Kilka tytułów mignęło mi przed oczami. Parada. Wywiady z C. Flickermanem. Propagita nr 1. Niektóre tytuły miały także numerację, arabską lub rzymską.
Zastanawiałam się, z czym powinnam zapoznać się najpierw i ostatecznie zdecydowałam się na kasety. Wybrałam pierwszą z brzegu, nawet nie zwróciłam uwagi na tytuł. Wsunęłam ją do odtwarzacza, po czym zajęłam miejsce na dywanie naprzeciwko telewizora.
Już po chwili ekran pokazał Ceasara Flickermana, który uśmiechnął się w stronę kamery, która nagrywała zdarzenie, i przywitał publiczność. Od razu rozpoznałam tę chwilę, miało to miejsce podczas moich pierwszych Igrzysk. To wspomnienie należało do grona tych, które nie zostały zmodyfikowane, ale mimo to postanawiam obejrzeć choćby fragment widowiska.
Przewinęłam ze znudzeniem taśmę prawie do końca. Nie chciałam oglądać osób, które zabiłam, tych, których widziałam w ostatnich chwilach życia, ani tych, o których śmierci dowiedziałam się później. Zatrzymałam nagranie dopiero wtedy, gdy na ekranie błysnęły płomienie.
Przyjrzałam się uważnie i zobaczyłam swoją twarz-piękną, co nie było częstym widokiem, i uśmiechniętą. Pod wpływem serii obrotów moja suknia zdawała się żyć własnym życiem, pióropusze złotych iskier tonęły w kaskadzie ognia otulającego moje kostki. Odruchowo przesunęłam palcem po nodze, wspominając przyjemne ciepło bijące od płomieni.
Oto ja, przeszło mi przez myśl, Katniss Everdeen. Dziewczyna, która igrała z ogniem, dopóki ten nie pochłonął jej żywcem.
Przewinęłam nagranie dalej, tonąc w myślach i zatrzymałam je za późno, niż bym tego chciała. Taśma ukazała moment, w którym cała widownia ożyła pod wpływem słów wypowiedzianych przez Peetę. Domyśliłam się, że właśnie wyznał mi miłość na oczach całego Panem. Spuściłam wzrok, by nie przyglądać się swojej reakcji, którą przecież znałam, a także po to, by mu nie uwierzyć.
Nie mogłam całe życie myśleć o Peecie Mellarku, chłopcu, który podarował mi chleb, a potem złamał mi serce na tysiąc sposób. Musiałam w końcu wziąć się w garść, częściej zasuwać żaluzje w kuchni i nigdy więcej nie pozwolić, by w jakikolwiek sposób się ze mną skontaktował.
Odłożyłam kasetę na stolik, tuż obok tajemniczych listów, po czym sięgnęłam po kolejną.
Tym razem na ekranie zobaczyłam Paradę. Glimmer i Marvel ukazali się w strojach charakterystycznych dla swojego dystryktu-przystrojeni w klejnoty przypominali bardziej bóstwa aniżeli ludzi. Słońce odbijało się od ich kostiumów tak, że kamera nie mogła tego zarejestrować, przez co widok stał się bardzo niewyraźny.
Tuż za nimi pojawili się Cato i Clove. W ich przypadku, bardziej niż strój, moją uwagę przykuł dumny wyraz ich twarzy. Wydawali się pewni siebie i niepokonani. Unosili wysoko podbródki, przypatrywali się tłumom z uczuciem niedalekim pogardy. Zaśmiałam się gorzko, wspominając to, że oboje zginęli-w dodatku bezpośrednio w wyniku moich działań.
Przewinęłam nagranie i zatrzymałam je tuż przed chwilą, w której rydwan Jedenastego Dystryktu wytoczył się na światło słońca. Kontrast pomiędzy małą, drobną Rue a wysokim, barczystym Treshem był wprost niewyobrażalny.
Tuż za nimi pojawiłam się wraz z Peetą. Nasze stroje wyróżniały się na tle innych trybutów. Zresztą, o taki przecież efekt chodziło. Nasze głowy i peleryny zdawały się wręcz płonąć, co podkreślało nasze rysy twarzy, wcześniej uwydatnione przez subtelny makijaż. Wyglądaliśmy pięknie i dostojnie. Trochę zepsułam ten efekt, posyłając całusy w stronę publiczności. Kiedy zaś złapałam Peetę za rękę, publiczność dosłownie oszalała ze szczęścia.
Odruchowo spojrzałam na swoją dłoń, starając się przypomnieć sobie te wszystkie razy, kiedy razem z Peetą splataliśmy nasze palce. Z miejsca znów zapragnęłam poczuć ten czuły, ale pewny dotyk przynoszący ze sobą ciepło.
Zaraz jednak zganiłam się za to w myślach. Potrząsnęłam głową, próbując wybić sobie z niej te niedorzeczne wyobrażenia. Nie mogłam fantazjować o Peecie Mellarku. Musiałam w końcu zrozumieć, że był dla mnie niebezpieczny.
Zmieniłam kasetę i tym razem zobaczyłam siebie w chwili, gdy uciekałam przed ścianą ognia, która miała mnie zagonić w stronę Zawodowców. Na samą myśl o tym poczułam ból w łydce i dłoniach. Szybko zatrzymałam nagranie, aby nie oglądać finału, podczas którego płonące pociski próbowały mnie zabić.
Na stoliku leżały już trzy kasety i pomyślałam o tym, że być może powinnam znaleźć sposób na oddzielanie tych, które już oglądałam, od reszty. Uniosłam więc karton i obróciłam go do góry dnem, wyrzucając jego zawartość na dywan. Następnie wrzuciłam obejrzane nagrania z powrotem do środka i ułożyłam je w stosie wzdłuż jednej ze ścian.
Tym razem postanowiłam wybrać coś samodzielnie. Przez chwilę rozrzucałam kasety na bok, szukając czegoś interesującego, co byłabym gotowa zobaczyć. W końcu zdecydowałam się na materiał z tytułem:,,Kwiaty''. Nie wiedziałam, czego się tam spodziewać.
Przez chwilę obraz na ekranie był lekko rozmazany, a potem zobaczyłam małą Rue na leśnej polanie otoczonej kwiatami. Biegła, depcząc trawę i ciężko dysząc. W końcu zatrzymała się i zawołała mnie.
Na polanie pojawił się Marvel. Przez chwilę rozglądał się uważnie, ale gdy dostrzegł Rue, na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmieszek. Ruszył w jej stronę, a dziewczynka odruchowo wykonała krok w tył, uruchamiając tym samym pułapkę. Sieć połączona z kamieniami na jej bokach błyskawicznie przygwoździła ją do ziemi.
Wtem z lasu wyłoniłam się ja. Miałam na sobie typowy strój trybuta, palce zaciskałam na łuku. Szybko wyłowiłam Rue wzrokiem i ruszyłam w jej stronę.
Wpatrywanie się w tą scenę powodowało u mnie paraliż. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam zatrzymać nagrania, nie mogłam nawet zapłakać. Wpatrywałam się jedynie w ekran telewizora z rozchylonymi lekko wargami, czekając na tragiczny koniec, z którego doskonale zdawałam sobie sprawę, chociaż gdzieś w głębi serca miałam nadzieję, że to wszystko potoczy się inaczej.
Marvel zamachnął się, a włócznia wbiła się prosto w pierś Rue. Świst powietrza zakończony przytłumionym odgłosem oświadczył, co właśnie nastąpiło. Dopiero to wyrwało mnie z transu. Schyliłam głowę i zaczerpnęłam głośno powietrza, jak gdybym do tej pory znajdowała się pod wodą i w końcu udało mi się wynurzyć. Zaczęłam kiwać się miarowo w przód i w tył, obejmując kolana drżącymi ramionami.
Nie, nie, nie, nie, nie. To nie może się tak skończyć, to nie mogło się tak skończyć...
Uniosłam niepewnie wzrok i dostrzegłam, że było już po wszystkim. Marvel leżał martwy na polanie, krew brocząca jego szyję powoli zaczynała stygnąć, rozlawszy się na trawę wokół jego ciała. Soczysta zieleń i szkarłatna posoka-to makabryczne połączenie przyprawiało mnie o zawrót głowy, ale mimo to wolałam patrzeć w stronę Marvela niż oglądać konającą Rue. Wbrew wszystkiemu w końcu jednak zwróciłam twarz w jej stronę, gdyż czułam, że byłam jej to winna.
Tymczasem zaczynałam śpiewać.
Mój głos, z początku niepewny i chrapliwy, potem coraz bardziej melodyjny i pewny, wydawał się być spokojny, chociaż w mym wnętrzu panowała wówczas istna burza. Wpatrywałam się w Rue jak w obrazek, widząc, jak zaczynała słabnąć. Spojrzenie jej ciemnych oczu utkwione było w niebie, jak gdyby dostrzegała w nim coś pięknego. Tymczasem ja nie przerywałam pieśni.
Nie mogłam na to patrzeć, ale mimo to nie odwracałam wzroku. To zupełnie tak samo, jak podczas polowań, gdy widziałam zakrwawioną padlinę-nie potrafiłam spojrzeć gdzie indziej, nie ważne jak bardzo bym tego chciała.
Zatrzęsłam się, patrząc na ekran i poczułam pierwszą, nieśmiałą łzę spływającą mi po policzku, do której szybko dołączyły kolejne towarzyszki. Najwidoczniej tylko ja byłam samotna.
Piosenka powoli zbliżała się do końca. Wiedziałam, że Rue nie zostało już wiele czasu. Zacisnęłam powieki i drżącym głosem zawtórowałam sobie samej ostatnio wers.
-Tutaj jest miejsce, gdzie kocham cię.
                                                                            *   *   *
Otworzyłam oczy, chociaż z chęcią spałabym dalej. Zaskoczyła mnie oślepiająca, nienaturalna biel szpitalnych mebli. Zamrugałam, chcąc wyostrzyć pole widzenia, ale kosztowało mnie to wiele wysiłku. Byłam tak osłabiona, że każdy oddech sprawiał mi trudność.
Do pomieszczenia szybko wszedł doktor Fellows. Uśmiechnęłam się do niego blado i zwróciłam uwagę na zawiniątko, które trzymał w rękach.
-Masz córkę, Katniss-szepnął z podekscytowaniem i podał mi dziecko.
Poczułam wzbierającą się falę miłości do maleństwa skrytego w mych ramionach. Buzia dziewczynki została okryta rąbkiem różowego kocyka, więc uniosłam go niepewnie.
Zamarłam.
Jej skóra była nienaturalnie blada, gdzieniegdzie pokryta srebrzystymi, gadzimi łuskami. Kiedy uśmiechnęła się i rozchyliła blade usteczka, dostrzegłam rząd białych, ostrych kłów. Jednak nie to było najgorsze. Dziewczynka uniosła powieki i zobaczyłam brązowe tęczówki, takie same jak u Rue.
Moja córka była zmiechem.
Spojrzałam gniewnie na Fellowsa, ale na jego miejscu...stał prezydent Snow. Wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem, a potem uśmiechnął się szeroko, ukazując zęby pokryte krwistymi plamami. Zrobił kilka kroków w moją stronę i poczułam odór jego oddechu.
Dziecko wyślizgnęło się z kocyka i stanęło niepewnie na swoich nogach, które były długie i gibkie, pokrywały je łuski. Dziewczynka zbiegła z łóżka i wybiegła za drzwi. Tymczasem Snow zbliżył się do mnie, był już na wyciągnięcie ręki. Nachylił się w moją stronę, a krew z jego ust skapnęła mi na policzek.
Zaczęłam się szamotać, ale coś przyciskało mnie do łóżka, nie pozwalając uciec. Mimo to miotałam się z nadzieją, że uda mi się uciec przed tym koszmarem, przed Snowem, przed jego krwią i wrzodami...
Obudziłam się z krzykiem. Był to rozdzierający wrzask, który zdawał się rozbrzmiewać echem wewnątrz mojego ciała. Zastanowiłam się, jak to możliwe, że mogłam wydawać z siebie takie odgłosy, jednocześnie płacząc, zanosząc się gorzkimi łzami.
Zaczęłam miotać się na dywanie, wciąż czułam na sobie krew Snowa, odór jego oddechu pozostał w moich nozdrzach. Nagle jednak coś ograniczyło mi ruchy. Poczułam przyjemne ciepło, a mój zakrwawiony policzek znalazł oparcie na czyjejś szerokiej piersi. Usłyszałam głośne, miarowe bicie serca, które wydawało się znajome i natychmiast mnie uspokoiło.
-Spokojnie, Katniss, jesteś już bezpieczna-szepnął Peeta wprost do mojego ucha. Gorący oddech musnął policzek i szyję.
Przez chwilę chciałam po prostu od niego uciec i wykrzyczeć mu w twarz, że przy nim nigdy nie będę bezpieczna, ale natychmiast powstrzymałam tę myśl.
Gdyby rzeczywiście Peeta Mellark pragnął mojej śmierci, z pewnością nie czekałby aż miesiąc na odpowiednią okazję, tym bardziej wiedząc, że staram się otrząsnąć z amoku i traumatycznych przeżyć. Próbowałby zabić mnie wcześniej, kiedy znacznie trudniej było mi zapanować nad sobą, co tylko ułatwiłoby mu zadanie. Jednak przede wszystkim nie próbowałby mi pomóc.
Zdziwiło mnie to, jak trzeźwo podeszłam do sprawy. Być może to fragmenty obejrzanych Igrzysk pomogły mi opanować się i spojrzeć na wszystko z odpowiedniej perspektywy. Miałam ochotę ucałować Haymitcha, bo dzięki jego metodzie pojęłam jeden fakt-Peeta nie chciał mnie zabić. Być może wcześniej do tego dążył, ale najwidoczniej nie zamierzał już tego zrobić. Byłam przy nim bezpieczna.
Rozluźniłam się w jego ramionach i mocniej przylgnęłam do jego piersi. Wtuliłam twarz w materiał koszulki. Ciekawiło mnie, jak udało mu się dostać do mojego domu i skąd wiedział, że potrzebuję pomocy, ale te pytania mogły poczekać. Najważniejsze było to, że obejmował mnie i nie miał zamiaru wypuścić, jak gdyby chciał mnie ochronić przed krwawymi koszmarami.
Czułam jego zapach-głęboki aromat pieczywa zmieszany z jakąś inną nutą, której nie umiałam rozpoznować-i woń pasty do zębów. Najwidoczniej kładł się właśnie spać.
Palce jednej z dłoni zacisnęłam kurczowo na jego koszulce. Peeta dalej szeptał słowa otuchy, ale docierało do mnie tylko jedno z setek wyrazów. Bezpieczna. Przy nim nareszcie byłam bezpieczna. Poczułam lekkie kołysanie, nareszcie udało mi się spowolnić oddech na tyle, by móc przestać się zanosić.
Nie powinnam była tak mu ufać, a najlepszym dowodem na to były moje myśli. Z początku starałam się uspokoić i zwalczyć chęć ucieczki. Potem zrozumiałam, że Peeta nie chce mnie zabić. W końcu poczułam się przy nim bezpiecznie. Jednak ostatnia myśl była najbardziej zuchwała ze wszystkich.
Przed chwilę, jedną jedyną, miałam wrażenie, że Peeta może mnie pokochać.





7 komentarzy:

  1. Mialas racje - koniec jest świetny, jednak na takie miano zasluguje caly rozdzial!
    Mam nadzieje ze niedlugo nastanie moment love story peetniss!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za dedykację! :* szczególnie takiego świetnego rozdziału.
    Uczucia Katniss podczas oglądania swoich Igrzysk - fenomenalnie opisane. Nawet osoba, która nie czytała IŚ, może połapać się, o co chodzi. To było naprawdę trudne zadanie, by to wszystko ubrać w słowa. Tobie się udało i to z genialnym efektem.
    Rzeczywiście, nie spodziewałam się takiego zakończenia rozdziału :o Peeta nie chce jej zabić? Tu mnie zdziwiłaś i zadowoliłaś jednocześnie. Tak strasznie brakowało mi Peetniss (bądź Everlark, jak kto woli xD). Czyżby już wszystko zaczęło się układać?
    Nawiąże jeszcze do snu Kotny. Na samym początku myślałam, że akcja nagle przyspieszyła i znaleźliśmy się kilkanaście lat później. Dopiero później zaczęłam kojarzyć fakty, że coś tu nie gra. :D
    Było parę literówek, ale każdemu się zdarzają ;)
    Pozdrawiam, Niezgodny Kosogłos :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej rozdział jak zwykle cudo ^^ Nareszcie Petniss ^^ nie mogę się doczekać następnego :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej rozdział jak zwykle cudo ^^ Nareszcie Petniss ^^ nie mogę się doczekać następnego :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawno mnie tu nie było ale nadrobiłam już wszystkie twoje rozdziały ale ten był po prostu genialny <3 , koniec szczególnie. Czekam na ciąg dalszy peetniss <3

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział przyjemnie się czytało ^^ Aww, Peeta zawsze wpada w odpowiednim momencie <3
    tylko..."Odruchowo przesunęłam palcem po nodze, wspominając przyjemne ciepło bijące od płomieni."...ale ją to przecież prawie spaliło x.x ..co raczej nie było przyjemne xD
    Pozdrawiam:
    ~R.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wybacz mi spóźnienie, kilka ostatnich dni byłam nieco zabiegana. D:
    Ale z drugiej strony, jakie to wspaniałe uczucie; wejść na Twojego bloga, przeczytać jeden rozdział, by momentalnie zagłębić się w drugi, nie czekając ani trochę! To przypomniało mi dzień, w którym trafiłam tutaj po raz pierwszy i w kilka godzin nadrobiłam wszystkie rozdziały. :)
    Ten, jak zwykle - cudowny. Jak napisała koleżanka trzy komentarze wyżej, opis uczuć w Twoim wykonaniu jest genialny.
    Zabieram się za następną notkę, a Tobie życzę mnóstwa weny, w ostatnich ( :'(( ) rozdziałach na pewno się przyda! Ściskam <3

    OdpowiedzUsuń