środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 67 Nadchodzą Walentynki!

Dedykuję ten rozdział Paulinie Mellark.
Ponownie, jestem dumna z tego rozdziału i jednocześnie przepraszam za literuffki :c Jest to związane z ambitnym projektem, którego się podjęłam i przez który mylą mi się czasu i brakuje mi chwil na pisanie...Jeśli nie porzucę tego projektu do zakończenia bloga, zdradzę Wam, o co chodzi ;-)

Odrzutowiec wzniósł się w górę, głośno turkocząc. Tylny pomost zaczął się unosić, zamykając wejście. Spojrzałam przez okno na dom, który stawał się coraz mniejszy i mniejszy. Po chwili z cichym sykiem powietrza pomost złączył się z odrzutowcem.
Usiadłam koło Effie i zapięłam pasy bezpieczeństwa. Wprawdzie powinnam zapiąć je wcześniej, ale moja towarzyszka nie miała zamiaru tego komentować. Jej ogromna, wielowarstwowa suknia była zbyt wzdęta i Trinket z pewnością nie byłaby w stanie zapiąć pasów. 
-Dobrze, Katniss!-zawołała wesoło Effie, podchodząc do małego automatu i przygotowując dwie kawy.-To teraz opowiedz mi, co właściwie się stało. 
-Naprawdę nie ma o czym mówić. Po prostu pokłóciłam się z Peetą i zaszło jedno wielkie nieporozumienie. Muszę to odkręcić-powiedziałam zmęczonym głosem, wpatrując się w chmury sunące po niebie. Wyglądały naprawdę niewinne, jak puszyste baranki, jak lodowe czapy na szczytach gór w Drugim Dystrykcie. Absolutnie nie pasowały do mojej sytuacji. Naprawdę bym się ucieszyła, gdybym zobaczyła niebo przyprószone szarością.
-Dobrze, w takim razie musimy skierować się prosto do Plutarcha!-ostatnie słowa wykrzyczała, aby usłyszał ją pilot, siedzący z dala od nas na przedzie pojazdu. Ten skinął głową, na potwierdzeniu odbioru tego przekazu.
-Do Plutarcha?-spytałam ze zdziwieniem.-Ale po co?
-Och, Katniss-Effie z dezaprobatą pokiwała głową.-Peeta, tak samo jak i Ty, nie wyrobił sobie jeszcze nowych dokumentów tożsamości, które wprowadzono do obiegu jakiś miesiąc temu. Zresztą, nie ma się czemu dziwić. Nie zmienia to faktu, że wszyscy podróżnicy pomiędzy dystryktami, którzy nie mają tych dokumentów, muszą-ostatnie słowo wypowiedziała z dużym naciskiem.-Muszą zjawić się w Pałacu Prezydenckim, by jak najszybciej zdobyć tymczasowe zamienniki. A to oznacza...
-Że Plutarch widział Peetę i może wiedzieć, gdzie on jest-wyszeptałam.
Effie skinęła głową.
-Effie, jesteś genialna!-wykrzykuję z zachwytem.
-Częściej powinnaś mi to mówić-udała oburzenie, po czym uśmiechnęła się.-A więc czeka nas kolejny wielki, wielki dzień!
Przewróciłam oczami, ale z uśmiechem wymalowanym na ustach. Nie mogłam przestać się śmiać, odkąd Effie znacząco poprawiła mój nastrój. Ostatnio miałam z nim ogromne problemy i nadszedł najwyższy czas by nadrobić zaległości.
-Tak więc już wkrótce go znajdziemy-powiedziała Effie z samozadowoleniem, po czym oparła się wygodnie o fotel. 
                                                                      *   *   *
-Katniss, jak dobrze cię widzieć!
Plutarch obszedł swoje biurko i uściskał mnie serdecznie. Ten nagły wybuch emocji wzbudził moje zdenerwowanie, ale przyzwyczaiłam się do tego. Od czasu porwania nie potrafiłam być otwarta wobec dawno niewidzianych osób.
-Ciebie również-udaje mi się wymamrotać. Nigdy nie byłam zbyt wylewna i akurat to nigdy się nie zmieni, jeśli chodzi o moją osobowość.
-Plutarch, przedstawiłam ci już powód naszej wizyty w wiadomości-powiedziała rzeczowo Effie, gdy tylko wymienili uściski i pocałunki w policzki.-Mamy naprawdę mało czasu.
-Oczywiście-Plutarch powrócił na swoje miejsce i usiadł za mahoniowym biurkiem. Na widok swojego ulubionego drewna Effie o mało co nie dostała hiperwentylacji.* Przyjrzałam się sporej wielkości pomieszczeniu. Ściany pokrywała droga boazeria, miękki, oliwkowy dywan czule obejmował nasze stopy, które gładko się w nim zagłębiały. Biurko Plutarcha zawalone było stosami papierów i teczek.
-Widzę, że pracy nie brakuje?-starałam się lekko zagaić rozmowę. Mimowolnie kojarzy mi się to z Peetą i jego dobrymi manierami. Opanował do perfekcji sztukę niezobowiązujących pogaduszek o niczym.
-Nie brakuje-potwierdził Plutarch skinieniem głowy.-Taka rola prezydenta. Dobrze-oparł ręce o biurko i splótł palce obu dłoni.-Owszem, Peeta pojawił się tutaj. Dziś rano. Niestety nie pamiętam dokładnie godziny.
-Wiesz, gdzie poszedł?-spytałam z nadzieją. Plutarch uśmiechnął się dobrodusznie.
-Niestety, nic nie chciał mi powiedzieć. Jedyne, co mi zdradził, to to, że zatrzymał się w którymś z hoteli. Po rewolucji odbudowano tylko cztery, reszta została przebranżowiona. Przynajmniej nie musicie tyle się naszukać. 
-Plutarch, nie masz żadnego pomysłu, gdzie mogłybyśmy rozpocząć poszukiwania?-spytała Effie.
-Hmmm...wiecie, którego dzisiaj mamy?
Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu kalendarza. Jeden stał na biurku, ale tyłem do mnie, więc nie widziałam dzisiejszej daty. 
-Czternasty luty. Walentynki-odpowiada za nas Plutarch, po czym uśmiecha się lekko.-Od zawsze było to popularne święto w Kapitolu. W tym roku również będzie hucznie obchodzone, zwłaszcza, że minęła już żałoba po rewolucji, w końcu minął ponad rok. 
-Zaraz...-spróbowałam się upewnić, czy dobrze zrozumiałam.-Chcesz powiedzieć, że Peeta może być na jakiejś imprezie walentynkowej?-pytam z niedowierzaniem.
-Widziałem, w jakim był stanie. Katniss, zdążyłem poznać Peetę. To typ społecznika, pojawienie się na jakiejś imprezie poprawiłoby mu nastrój. Choćby cały wieczór miał spędzić sam w kącie-wytłumaczył Plutarch. 
No tak. To miało sens. Nawet w szkole Peetę zawsze otaczał wianuszek znajomych. 
-Gdzie odbędzie się dzisiaj największa impreza?-spytała Effie, wyjmując z kieszeni telefon i włączając szybko notatnik.
-W centrum miasta, w nowym centrum handlowym. Klub znajduje się na piętrze. Traficie bez problemu, dzisiaj wszyscy będą szli właśnie tam.
-Dziękuję-powiedziałam, patrząc na niego z wdzięcznością.
-Nie ma za co, Katniss. Powodzenia-Plutarch uśmiecha się krzepiąco. 
Kiedy razem z Effie wyszłyśmy na ulicę, obie głęboko odetchnęłyśmy z ulgą.
-Udało się-pisnęła Effie, chowając telefon do kieszeni.
-Tak-potwierdziłam i oparłam się z ulgą o ścianę Pałacu Prezydenckiego.-No więc? Kiedy wyruszamy?
Effie cmoknęła z dezaprobatą.
-Oj, Katniss...Jak ty nic o życiu nie wiesz!
-Co?-pytam z irytacją. 
-Przecież nie możemy pójść tak z marszu!-Przyjrzała mi się.-W każdym razie, ty nie możesz.
-Co jest nie tak z moim strojem?-pytam i przyglądam się sobie. Przecież ubrałam czystą koszulkę i spodnie. 
-Zamierzasz pójść dziś wieczorem w najromantyczniejszą noc tego roku do najmodniejszego klubu w kraju. Chcesz bawić się w towarzystwie największej śmietanki towarzyskiej Kapitolu i z pewnością tańczyć do białego rana razem z Peetą, który doskonale bryluje w towarzystwie-uśmiecha się do mnie.-I zamierzasz to robić w koszulce z plamą po ketchupie i spodniach od dresu?
Ach. Musiałam przeoczyć tę plamę.
-Dobrze-wznoszę oczy ku niebu.-Czyli idziemy...
-Na zakupy-powiedziałyśmy jednocześnie, ale z różną intonacją. Ja-z irytacją i rezygnacją, Effie-radością i podnieceniem. 
Poszłyśmy do pierwszego butiku, na który natrafiłyśmy w najdroższej dzielnicy Kapitolu. Wszystkie ubrania miały piękne, ozdobne metki z co najmniej pięciocyfrowymi cenami. Całe wnętrze zaś utrzymane zostało w kolorach takich jak krem, beż i biel. 
Effie popchnęła mnie lekko w stronę przebieralni.
-Idź i czekaj tam na mnie. Wybiorę ci coś.
Pozwoliłam poprowadzić się do jednej z kabin. Przyglądałam się swojej nienaturalnie bladej podobiźnie w lustrze, myśląc o tym, jak wymyślnych i cudacznych strojów Effie mi nie przyniesie. 
Tymczasem czekało na mnie ogromne zaskoczenie. Moja towarzyszka przyniosła mi piękne sukienki, niezwykle podobne do niektórych projektów Cinny, z tym że były one trochę krótsze. Z zachwytem przesunęłam palcem po materiale czarnej sukienki ze złoto-pomarańczowymi wykończeniami. 
-Effie, jakie to piękne-wyszeptałam, obracając się w lustrze. Zawsze tak robiłam, gdy przymierzałam stroje projektowane przez mojego byłego stylistę. Tym razem jednak kreacje nie zareagowała na ruch, była zbyt obcisła. Sięgała mi mniej więcej do połowy ud.
-Dziękuję-uśmiechnęła się promiennie Effie. 
Zmarszczyłam lekko brwi w zamyśleniu.
-Dlaczego nosisz takie dziwne stroje, skoro innym zawsze doradzasz bardziej-dotknęłam dłonią swojej sukienki.-takie rzeczy?
Effie nagle posmutniała. Zaczęła wpatrywać się w swoje buty.
-Widzisz, Katniss...Nie byłam zbyt lubiana w szkole. Prawdę mówiąc, większość dzieci nie chciała się ze mną przyjaźnić, bo zawsze miałam bardziej oryginalny styl. Nie próbowałam nikogo naśladować. Z czasem sięgałam po coraz dziwniejsze sukienki, to było jak nałóg. A potem...tak mi już zostało-skończyła ze wstydem i wzruszyła lekko ramionami.
Ciężko było mi patrzeć w jej smutne oczy, więc spojrzałam trochę ponad jej ramieniem. Nagle coś przykuło mój wzrok. Podbiegłam do najbliższego stojaka i ujęłam w dłonie gładki, jedwabisty materiał zwiewnej, złoto-srebrnej sukni. 
-Effie, powinnaś to przymierzyć-podałam jej sukienkę, na co moja towarzyszka zrobiła wielkie oczy.
-Nie, Katniss, na pewno nie będę w niej dobrze wyglądać...-zaczęła się wymigiwać, ale wtedy wcisnęłam jej sukienkę w ręce i powiedziałam z naciskiem.
-Już nie musisz nikomu niczego udowadniać. Po prostu to przymierz. 
Przez chwilę patrzyła na mnie ze zdziwieniem, a potem zacisnęła palce na materiale, jak gdyby nie zamierzała go już wypuścić. Pobiegła do przymierzalni, a po chwili wyłoniła się z niej.
Wyglądała zniewalająco. Sukienka składała się z dwóch warstw. Spodnia, wykonana ze złotej, obcisłej tkaniny, mocno przylegała do jej klatki piersiowej, brzucha i bioder, jak druga skóra. Górna, stworzona ze złotego, lekkiego i na wpół przezroczystego materiału, sięgała aż do kolan i pięknie falowała, czyniąc każdy jej ruch pięknym i pełnym wdzięku. 
-Jeszcze włosy-odważnie sięgnęłam po jej perukę i zsunęłam jej z głowy. 
Przeżyłam prawdziwy szok. Pod spodem kryły się włosy, długie i lśniące, spływające kaskadą na ramiona czekoladowe fale. Idealnie pasowały do jej urody. Jak to możliwe, że wcześniej nie zauważyłam, jaka była piękna? 
-Effie, nie pozwolę ci założyć nic innego na dzisiejszy wieczór-uśmiechnęłam się lekko.
Effie zrobiła niepewną minę, po czym puściła do mnie oczko.
-Tylko na ten jeden wieczór. 
Kiedy zapłaciłyśmy za nasze nowe kreacje, Effie stwierdziła, że musi pójść do salonu kosmetycznego obok i zapytać się o wizyty dla nas. Nagle w mojej głowie pojawił się sprytny pomysł.
-Effie, pożyczysz mi swój telefon? 
Zakradłam się za jeden ze śmietników, po czym wykręciłam numer do Haymitcha. Niedawno zlecił naprawę swojego zniszczonego telefonu, kiedy zdał sobie sprawę, że może jednak ma do kogo dzwonić. 
-Halo?-odpowiedziałam dziwnie trzeźwym głosem. Co się z nim działo? Czyżby skończył mu się bimber?
-Haymitch? Jak szybko możesz pojawić się w Kapitolu? 


*Wiem, że to było tylko w filmie, ale MUSIAŁAM XD

6 komentarzy:

  1. Super! :)
    Mam nadzieję że Peeta i Katniss się pogodzą i bd razem i w ogóle ^^
    Czekam na kolejny rozdział <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, cudowny rozdział. I jeszcze dedykacja dla mnie *O*
    Uwielbiam to, jak piszesz. Umiesz wciągnąć w swoje opowiadanie. Już nie mogę się doczekać spotkania Kat z Peetą :3. I jeszcze to z Haymitchem, ach. Bardzo fajnie opisałaś Effie w tej notce. Szczerze to wyobrażałam ją sobie jako blondynkę, ale w sumie ciemne włosy też by pasowały :D. Czekam na następny rozdział z niecierpliwością i jeszcze raz dziękuję za dedykację <3

    Pozdrawiam, Paulina Mellark ♥
    everdeen-mellark.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gwarantuję, że następny rozdział Cię nie zawiedzie ;) Wiem, że wiele osób wyobraża sobie Effie jako blondynkę, dlatego celowo chciałam złamać tę zasadę :D
      A rozdział będzie już wkrótce, postaram się, by był max za 3 dni!
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Super rozdział :) czekam na następny xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Fragment z Effie mnie powalił xD Dokładnie tak wyobrażałam sobie jej reakcję na jej ulubione drewno.
    Nie mogę się doczekać tej całej balangi walentynkowej. Peeta, typ towarzyskiego króliczka z Simsów, pewnie mnie zaskoczy. Nie wiem czym, ale podejrzewam, że coś się stanie. Także rozdział jest świetny! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.:/

    OdpowiedzUsuń