piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 68 Nowy początek

Kochani...nadszedł ten moment.
Dedykuję ten rozdział wszystkim moim czytelnikom. Każdemu z osobna i wszystkim, jako ogółu. Dziękuję za każdy komentarz, każde ciepłe słowo. Nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć się Wam za to.

Effie wybiegła z gabinetu kosmetycznego niemal sekundę po tym, jak pożegnałam się z Haymitchem.
-Katniss, mamy szczęście!-Zawołała Effie, gdy podałam jej telefon.-Ten gabinet nie jest tak rozchwytywany jak inne i możemy tam przyjść nawet teraz.
Tak więc podeszłyśmy pod odpowiedni budynek, a moją uwagę przykuły ogromne szyby, które oddzielały wnętrze gabinetu od ulicy. Dostrzegłam w środku coś w stylu recepcji. Samo pomieszczenie nie było duże, ale komfortowe-kilka wygodnych skórzanych kanap, rośliny w bogato zdobionych doniczkach. Kiedy przekroczyłyśmy próg, poczułam uspokajający zapach lawendy.
-Witamy!-Zawołała recepcjonistka wysokim głosem z wyraźnym kapitolińskim akcentem.
Podbiegła do nas, a ja zwróciłam uwagę na jej niecodzienny wygląd. Miała jasnofioletową skórę., a powieki tuż pod linią dolnych rzęs ozdobiła małymi kryształkami.
-Jakie zabiegi panie interesują?
Effie zaczęła wyrzucać z siebie nazwy z prędkością karabinu maszynowego. Recepcjonistka wydawała się tym niewzruszona, jak gdyby jej klienci także wyjaśniali wszystko w ten sposób. A może był to typowy zestaw zabiegów, którego nauczyła się już na pamięć?
-Dobrze-recepcjonistka podeszła do swojego biurka, a my stanęłyśmy naprzeciwko, podczas gdy ona
wzięła długopis i rozpisała zamówione przez Effie zabiegi do dwóch kartoników z tabelkami. Czasem zatrzymywała się, myśląc intensywnie, po czym kontynuowała z jeszcze większą zawziętością.
W końcu podała mnie i Effie po kartoniku.
-Drogie panie, oto kolejność waszych zabiegów. Obok nazw macie podane numery drzwi, za którymi będą wykonywane. Życzę udanego dnia-uśmiechnęła się do nas promiennie.
Spojrzałam za recepcjonistkę. Rzeczywiście, na ścianie za nią były odpowiednio ponumerowane przejścia.
-Dziękujemy-odpowiedziała Effie, po czym skierowała się w stronę drzwi numer cztery.
Spojrzałam na swój kartonik. Moim pierwszym zabiegiem miała być depilacja całego ciała w gabinecie numer jeden. Przewróciłam oczami. Dokładnie tak zaczynały się moje przygotowania podczas igrzysk-zarówno przed paradami, jak i przed rozmowami z Caesarem Flickermanem. Owłosione nogi i zarośnięte brwi zawsze dorównywały rangą sprawom państwowym.
Kolejna godzina okazała się męczarnią, po której moja skóra była idealne gładka, ale także czerwona i piekąca. Kosmetyczka-przysadzista kobieta ze skórą wysadzaną klejnotami-usunęła zbędne owłosienie z niemal całe powierzchni ciała. Po takim zabiegu założenie miękkiego, puszystego szlafroka okazało się katorgą. Przynajmniej najgorsze miałam już za sobą.
Zostawiwszy ubrania w pierwszym gabinecie, przeszłam w szlafroku do gabinetu numer pięć. Tam spędziłam niemal pół godziny w wannie, gdzie kosmetyczka dolewała co rusz kolejne olejki łagodzące podrażnienia na moim ciele. Potem zaś wylała wodę i nasmarowała mnie różnymi balsami.
Kiedy przechodziłam do gainetu numer trzy, pachniałam kwiatami i wanilią, a skórę miałam jaśniejszą, promienną i bardziej złocistą. Potem czekała mnie kolejna porcja bólu.
Ze stresu poobgryzałam w odrzutowcu wszystkie paznokcie. Kosmetyczka oznajmiła, że da się to jednak uratować.
Przy pomocy żelu, piapieru oraz lampy udało jej się stworzyć nowe paznokcie na bazie pozostałych obgryzków. Powiedzenie o tym, że było to nieprzyjemne, byłoby ogromnym eufemizmem.
Potem kosmetyczka wykonała efektowny manicure, tworząc piękne, złoto-pomarańczowe wzory na każdym palcu. Nie mówiłam jej o tym, jaką mam sukienkę, więc musiała podjąć tę decyzję na podstawie moich dawnych stylizacji. Pewnie stwierdziła, że to jedyna opcja dla dziewczyny, która igrała z ogniem.
Ciekawe było to, że czasem naprawdę miałam dość starego wizerunku. Nieubłaganie przypominał mi nie tylko o tym, kim byłam, ale też o tym, kim się stałam i co zostało mi odebrane. A oto kim się stałam-samotną, osiemnastoletnią dziewczyną bez ognia i iskier. Płomienie już wygasły, zostały tylko rozżarzone węgle.
Przeszłam do gabinetu dwa. Tam wysoka, smukła Kapitolinka ze spiczastymi uszami i nienaturalnie wąskim, pewnie zoperowanym, nosem pomalowała mi twarz. Subtelny dotyk puszków, pędzli i kosmetyków był przyjemny i relaksujący.
Kiedy potem spojrzałam w lustro, nie potrafiłam się rozpoznać. Rysy twarzy miałam bardziej wyraziste, usta pełne i w naturalnym odcieniu, za to na powiekach znajdował się efektowny, gradientowy wzór z szarości, srebra i bieli.
Potem udałam się do ostatniego gabinetu, gdzie niski Kapitolińczyk umył mi włosy, po czym wyrównał ich długość. Prawdziwym wyzwaniem okazały się dla niego łyse placki z tyłu głowy. Były to pozostałości po torturach i braku witamin, których na próżno by szukać w kleistej papce służącej mi za posiłki.
Fryzjer przez godzinę męczył się, doczepiał sztuczne pasma, czesał, podcinał i wykonywał jeszcze więcej innych, skomplikowanych czynności. Co chwilę klął pod nosem, ale ostatecznie udało mu się przywrócić moje pasma do ładu. Były teraz idealne, długie i lśniące, wyrównane co do centymetra.
Następnie Kapitolińczyk wykonał efektowne upięcie, które uzyskał dzięki tapirowaniu, użyciu wsuwek do włosów i stworzeniu misternej konstrukcji z drutów. Z pewnością fryzura ta prezentowała się niesamowicie i szykownie. Jednak za bardzo kojarzyła mi się z Kapitolem.
W gabinecie, od którego zaczęłam wszystkie zabiegi, przebrałam się za parawanem w zakupioną wcześniej sukienkę. Założyłam również sandałki na płaskim obcasie, które pożyczyła mi Effie.
Moja towarzyszka jeszcze nie skończyła swoich zabiegów, więc czekałam na nią przed gabinetami. Skorzystałam z okazji, by przejrzeć się w znajdującym się tam lustrze. Prezentowałam się niesamowicie, ale nie czułam się sobą. Osoba, którą widziałam przed sobą, wyglądała na wychowankę Kapitolu, a nie Złożyska.
Sięgnęłam więc dłonią do włosów i zaczęłam wyjmować z nich wsuwki i druty, jeden po drugim. Wyrzucałam je raz za razem do kosza na śmieci, który stał tuż obok. Pojedyncze pasma włosów opadały mi na ramiona. Kiedy skończyłam, zaplotłam szybko prosty warkocz. Być może niektóre rzeczy nie powinny się zmieniać.
Ucieszyłam się, gdy postać w lustrze stała się bardziej znajoma.
Wtem z ostatniego gabinetu wyłoniła się Effie. Wyglądała oszałamiająco. Sukienka idealnie pasowała do jej skóry, którą opruszono złotym pudrem. Czekoladowe włosy miała spięte w wysoki kok, kilka luźnych pasm okalało jej twarz, którą zdobił subtelny makijaż.
Wspólnie z Effie zapłaciłyśmy, po czym poszłyśmy w okolice jej domu, aby odłożyć nasze ubrania do jej samochodu. Nie miałyśmy nawet czasu czasu odpocząć, zegary bezlitośnie wskazywały na godzinę ósmą. Niebo przybrało barwę głębokiej czerni, zrobiło się nieprzyjmnie zimno. Na szczęście na imprezę jechałyśmy autem Effie, która miało ogrzewanie.
Chociaż klub miałyśmy do przejechania około półtora kilometra, podróż zajęła nam niemal godzinę. Ulice były nieprzejezdne z powodu ogromnych korków. Z frustracji prawie poobgryzałam paznokcie. Miałam szczęście, że żel mi to nieumożliwił.
W końcu, gdy byłam już na skraju wytrzymałości nerwowej, Effie zaparkowała. Wysiadłyśmy szybko z samochodu, strasznie się trzęsąc i ruszyłyśmy wprost przed klub. Kolejka ciągnęła się aż do kolejnej ulicy.
Effie jednak nic sobie z tego nie robiła. Podeszła wprost do barczystego ochroniarza.
-Hej, możemy wejść?-zapytała z uśmiechem, na co on skinął głową i wpuścił nas do środka.
-Jak to zrobiłaś?-spytałam ze zdziwieniem.
-Ach, kontakty przydają się nawet w Kapitolu. To mój daleki kuzyn-odpowiedziała, wciąż się uśmiechając.
Ta odpowiedź wzbudziłaby jeszcze więcej moich pytań, gdyby nie fakt, że właśnie weszłyśmy do środka. Klub zdawał się żyć własnym życiem, ściany pulsowały od dudniących basów, przygaszone, czasem błyskające kolorami światła tworzyły tajemniczą i zachęcającą atmosferę.
Znajdowałyśmy się na podwyższeniu. W dół, po schodach, można było dostać się na parkiet do tańca, który umiejscowiony był nieco poniżej poziomu z barem i wygodnymi kanapami. Większość zajmowali goście tego lokalu, w których dominowały obściskujące się pary.
Rozejrzałam się szybko wokół i uśmiechnęłam się szeroko.
-Effie, patrz kto siedzi przy barze-krzyknęłam wprost do jej ucha, by przekrzyczeć huczącą muzykę.
Moja towarzyszka odruchowo spojrzała w tamtą stronę, a jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Na stołku barowym siedział Haymitch. Nie dość, że się ogolił, to na dodatek założył czyste i eleganckie ubranie. Miał na sobie jasną koszulę, która podkreślała jego śniadą cerę, typową dla mieszkańców Złożyska, i ciemne spodnie. Nawet wypastował buty.
-Na co czekasz? Podejdź do niego-popchnęłam ją lekko w stronę baru, ale ona niemal wrosła w podłogę.
-A co z poszukiwaniami Peety?-spytała zdezorientowana.
-Poradzę sobie. No, idź!
Effie uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością, po czym ruszyła prosto w stronę Haymitcha. Zostawiłam ich samych i rozpoczęłam poszukiwania. Nie miałam pojęcia, gdzie najlepiej byłoby zacząć, więc zdałam się na instynkt.
Ruszyłam w lewo w stronę umiejscowionych tam kanap i foteli. Starałam trzymać się ściany, aby nie dać się zepchnąć z obranej trasy przez tłumy ludzi. Przyglądałam się osobom wokół mnie, jednocześnie powoli wędrując przed siebie.
Kiedy dotarłam do kanap, od razu ominęłam te, które były zajęte wyłącznie przed pary. Wpatrywałam się w pozostałe osoby, uważnie wypatrując Peety, ale go nie znalazłam. Parę razy usłyszałam za to przekleństwa i obelgi.
Ruszyłam dalej przed siebie i tak samo uważnie przyjrzałam się kanapom po drugiej stronie klubu. Rezultaty były równie marne, co za pierwszym razem. Jedyna różnica była taka, że zobaczyłam parę osób podobnych do Peety. Z każdą kolejną stawałam się coraz bardziej miałam ochotę się poddać.
A może wcale go tu nie było? Przecież mógł wybrać inny, mniejszy bar, w którym czułby się równie dobrze. Byc może Plutarch się pomylił. Jeśli taka była prawda...to gdzie miałam znaleźć Peetę? Było już późno i mogłybyśmy nie zdążyć razem z Effie pojechać gdzie indziej. Zresztą, nie chciałam przeszkadzać jej i Haymitchowi. Ona także miała prawo do szczęścia.
Postanowiłam. Poszukam Peety na parkiecie. Wpradzie nigdy nie wydawał mi się szczególnie chętny do tańca, ale, kto wie, może dostrzeże mnie z barierki lub innej części klubu i podejdzie do mnie? Nie mogłam stracić nadziei, nie wtedy, gdy byłam tak blisko odnalezienia mojego chłopca z chlebem. Gdybym wówczas sobie odpuściła, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
Zeszłam pod schodkach na parkiet i stanęłam na jego skraju. Ludzie zajmowali niemal każdą wolną powierzchnię podłogi. Wszyscy poruszali się w rytm zmysłowej muzyki jak zahipnotyzowani. Spróbowałam stanąć na palcach, ale byłam zbyt niska by móc spojrzać ponad kimkolwiek.
Ruszyłam powoli przed siebie i moja postura nareszcie okazała się zaletą. Bez trudu przeciskałam się między ludźmi, którzy nawet mnie nie zauważali. Nigdzie jednak nie dostrzegałam Peety i stawałam się coraz bardziej sfrustrowana. W końcu zatrzymałam się.
Chociaż znajdowałam się w pomieszczeniu pełnym ludzi, czułam się dziwnie, przerażająco samotna. Tańczące pary obijały się o mnie, lecz pozostałam nieruchoma. Dolatywały do mnie strzępki rozmów i wyznań, których nie chciałam być świadkiem. Z jakiegoś powodu wiedziałam, że to uczucie nie zniknie, dopóki nie odnajdę Peety, ale on po prostu zniknął.
Nagle poczułam odór alkoholu niebezpiecznie blisko twarzy. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że to Haymitch, ale potem przypomniałam sobie, że ostatnio stronił od alkoholu.
-Hej, laleczko-usłyszałam czyjś bełkot. Odwróciłam się w stronę, z której dobiegł mnie głos. Wpatrywał się we mnie pijany facet, na oko niewiele starszy ode mnie.
-Chłopak cię zostawił? Mogę dotrzymać ci towarzystwa-powiedział, plując śliną. Ostentacyjnie otarłam policzek.
-Lepiej zajmij się swoim ślinotokiem i zostaw mnie w spokoju-warknęłam, po czym odwróciłam się
do niego plecami.
Chciałam odejść stamtąd, wybiec z klubu wprost pod rozgwieżdżone niebo i zaszyć się w miejscu, w którym nikt nie mógłby mnie znaleźć. Tymczasem poczułam szarpnięcie i nieznajomy, mocno złapawszy mój nadgarstek, przyciągnął mnie do siebie.
Nasze ciała niemal się stykały, czułam woń alkoholu silniejszą niż wcześniej. Mój umysł wariował, doprowadzony do szaleństwa i przerażenia tym nagłym pogwałceniem przestrzeni osobistej. Spróbowałam się wyrwać, ale nieznajomy złapał wolną ręką moje ramię.
-Puszczaj-wrzasnęłam, miotając się i wijąc pod jego uściskiem.
-Jesteś pewna? Mógłbym się tobą dobrze zająć...
I wtedy to się stało.
Nagle w mojej głowie pojawiła się irracjonalna myśl, że ktoś mnie obserwuje. Było to dziwne o tyle, że znajdowałam się w klubie i mógł mnie dostrzec niemal każdy, zwłaszcza, że próbowałam mimowolnie zwrócić na siebie uwagę innych, by ktoś zechciał mi pomóc.
Ponad to poczułam coś dziwnego. Przyciąganie. Nie umiem tego wyjaśnić, ale po prostu coś się zmieniło. Nagle moja podświadomość przesłała mi wyraźny sygnał. Ktoś był za mną.
-Puszczaj ją.
Rozpoznałabym ten głos nawet na krańcu świata. Znieruchomiałam.
Peeta wyszedł zza mnie, odwrócony plecami. Widziałam tylko rozczochrane blond włosy i materiał błękitnej koszuli, granatowej w mroku pomieszczenia. Przyglądałam mu się, gdy złapał agresora za ubranie i szarpnął gwałtownie, odsuwając go ode mnie.
Odskoczyłam do tyłu, łapiąc powietrze jak ryba, która długo przebywała poza wodą.
Peeta rzucił napastnika na ziemię i przyglądał mu się, gdy ten podniósł się z parkietu, otarł krew z ust i zniknął w tłumie.
Wpatrywałam się w to wszystko z niedowierzaniem, czując wszechogarniającą wściekłość na napastnika i radość z faktu, że odnalazłam Peetę całego i zdrowego. Nie, poprawiłam się w myślach. To on odnalazł mnie.
Odwrócił się w moją stronę, a wściekłe spojrzenie na jego twarzy natychmiast złagodniało i stało się wręcz niepewne. Zrobił pół kroku w moją stronę, a potem zatrzymał się gwałtownie, wbijając wzrok w ziemię, jak ktoś przyłapany na gorącym uczynku. Wciąż myślał, że nie chcę mieć z nim do czynienia. Z jakiegoś powodu mnie to zirytowało. Do jasnej cholery, przywlokłam się do Kapitolu, na tę pieprzoną dyskotekę, dla niego, a on nie potrafił się tego domyślić?
Peeta chyba dostrzegł moją rozzłoszczoną minę i źle ją zinterpretował, bo odwrócił się ode mnie i ruszył przed siebie. O nie.
Chyba mnie nie zna, jeśli myśli, że pozwolę mu odejść.
Podbiegłam do niego, okrążyłam i zatrzymałam się, unosząc prowokacyjnie brodę.
-Musimy pogadać-rzuciłam i szarpnęłam głową w stronę drzwi. Peeta wybałuszył oczy.-Teraz.
Ruszyliśmy oboje w stronę drzwi. Wyszliśmy, a lodowate powietrze było zimniejsze, bo oboje spędziliśmy ostatnie minuty w pomieszczeniu rozgrzanym setkami gorących, roztańczonych ciał.
Szłam przed siebie, nasłuchując mimowolnie kroków Peety. Bez problemu wyłapałam jego chód, poruszał się nierówno, lekko szurając protezą po ziemi.
Odwróciłam się gwałtownie, ale starałam się nieco zgładzić swoją minę.
-Czy kompletnie oszalałeś? Co to w ogóle miało znaczyć? Uciekłeś z Dwunastki? Nie chcesz już tam mieszkać? O co chodzi?-spytałam z powagą w głosie, wpatrując się w niego uważnie. Wyglądał na niepewnego, kiedy ze zdenerwowaniem przeczesywał włosy palcami.
-Zamierzałem zrobić sobie trochę wolnego, to wszystko.
-Wolnego?-prychnęłam.-Od czego?
-Od przeszłości-odpowiedział cicho i w dodatku takim tonem, że straciłam ochotę na bycie złośliwą.
Spojrzałam w bok.
-Mogłeś uprzedzić.
-Powiedziałem przecież Haymitchowi.
Przygryzłam lekko wargę i odważyłam się spojrzeć mu w oczy. W blasku księżyca przypominały płynne srebro.
-Nie jego miałam na myśli.
Peeta przez chwilę przyglądał mi się w milczeniu. Zastanawiałam się, o czym myślał i czy nie uznał mojej odpowiedzi za akt szaleństwa lub zbytniej brawury. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak mógł zareagować na tę rewelację, ale z drugiej strony nie powiedziałam nic, co jednoznacznie przesądzałoby sprawę.
-Co masz na myśli?-zapytał Peeta aksamitnym głosem, a ja spięłam się jeszcze bardziej.
Chciałam uciec. Krew spłynęła mi do nóg, opuszczając twarz i walczyłam z pokusą, by wykorzystać ten fortel do szaleńczego biegu. Nie potrafiłam mówić o swoich uczuciach. Do dwunastego roku życia słowa Kocham Cię nigdy nie przeszły mi przez gardło i nie raz żałowałam, że tato zginął, nigdy ich nie usłyszawszy.
Jednak taka po prostu byłam. Okazywałam miłość i przywiązanie przez czyny. Poświęciłam szkołę i dzieciństwo, aby opiekować się mamą i siostrą. Zajęłam miejsce Prim podczas Igrzysk, co równało się ze śmiercią. Tymczasem Peeta kompletnie się pogubił i musiałam użyć właściwych słów, podczas gdy nawet niewłaściwie nie przychodziły mi do głowy.
-Ja...-zaczęłam, ale szybko zamknęłam buzię. Nie, to nie miało prawa się udać.
Odwróciłam się gwałtownie, ale wtedy Peeta ujął palcami moje przedramię i przyciągnął mnie do siebie, uniemożliwiając mi ucieczkę. Mimowolnie przypomniało mi to o nachalnym mężczyźnie w klubie, ale różnica pomiędzy tą sytuacją a tamtą była ogromną.
Tym razem nie chciałam dać się wypuścić.
Peeta zsunął dłoń po skórze mojego przedramienia i splótł nasze palce. Odwzajemniłam jego niepewny uścisk.
To właśnie wtedy zrozumiałam. Przez całe życie ratowałam się ucieczką. Chciałam uciec, gdy mama przyjmowała zaledwie kaszlących pacjentów. Ukryłam się na Łące po aferze z Drzewem Wisielców i schowałam się w domu Haymitcha, gdy usłyszałam, że powrócę na arenę. Znajdowałam kryjówki, znikałam i przeczekiwałam wszystko, co najgorsze.
Ale nie mogłam już dłużej uciekać.
Mimo wszystko bałam się powiedzieć cokolwiek. Wzięłam więc głęboki oddech i przypomniałam sobie nasz pierwszy pocałunek, stworzony na potrzeby kamer. Chociaż do tamtej chwili niejeden raz smakowałam tych ust, to jednak czułam się tak, jakbym miała dotknąć ich po raz pierwszy. Wszystkie nasze wspólne chwile zdawały się nie istnieć. Byliśmy tylko my, rozgwieżdżone niebo i szansa na nowy początek.
Stanęłam więc na palcach i wolną dłonią przyciągnęłam jego twarz do swojej. Czułam subtelny zapach alkoholu, ale jego wargi wciąż były jego wargami, pełnymi i ciepłymi, gotowymi na to, by ukoić mój głód. Oparłam palce na karku Peety i pozwoliłam, by mrok wokół nas otulił nas oboje.
Przez chwilę nic się nie działo. Miałam wrażenie, że postąpiłam zbyt pochopnie i tylko go odstraszyłam, ale wtedy Peeta niepewnie odwzajemnił pocałunek. Jego wargi zacisnęły się na moich, rozluźniły i znów objęły je w posiadanie. Dłoń Peety przeniosła się na moją talię, a ja kurczowo zacisnęłam palce na materiale koszuli.
Pożądanie sprawiło, że krew zawrzała mi w żyłach. Przyciągnęłam Peetę jeszcze bliżej siebie, a on uniósł mnie w górę, opiekuńczo otulając silnymi ramionami. Pocałunek stał się bardziej żarliwy i nagle mój umysł został zalany falą intensywnych, kuszących myśli i doznań.
Nagle Peeta odsunął lekko głowę, ale nie wypuścił mnie z objęć. Przez chwilę oboje próbowaliśmy zapanować nad oddechem, a w mojej głowie narodziła się jedną jedyna myśl.
Chciałam więcej.
Basy płynące przez ściany zlewały się z kotłującym biciem serca, które próbowało wyskoczyć mi z piersi. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał, pomiędzy jednym uderzeniem a drugim, zatrzymując nas na zawsze w tej jednej chwili. Wpatrywałam się jak oczarowana w oczy Peety, kiedy ten nachylił się nade mną, kryjąc twarz w cieniu, co sprawiło, że tęczówki stały się czarne. Te oczy skrywały tajemnice, a ja chciałam poznać je wszystkie.
Poczułam oddech Peety na swoim uchu i usłyszałam słowa, które zmieniły wszystko.
-Kochasz mnie. Prawda czy fałsz?
Gwiazdy zawirowały, zatrzymując wszechświat.
-Prawda.



Stało się, moi drodzy. Czekam na Wasze komentarze odnośnie tego rozdziału. Na razie proszę, abyście zatrzymali refleksje na temat całego bloga, ponieważ planuję jeszcze umieścić na nim podsumowanie. Innymi słowy, zajrzyjcie tu jeszcze. Chciałabym podsumować wszystko, co się wydarzyło i oficjalnie zamknąć bloga. To właśnie tam, jeśli zechcecie sprawić mi tę przyjemność, chciałabym zobaczyć Wasze refleksje.
Skoro to już...koniec, to możecie zadawać mi pytania. A pytać możecie o wszystko. O historię Adama i Victorii. O to, dlaczego na moim blogu nie pojawiła się Annie. O to, dlaczego Katniss, w mojej wizji, musiała poronić.
Możecie nawet pytać o moją twórczość i moje życie, tak jak przy notce na rocznicę. Pełna dowolność. Odpowiem na wszystkie w następnym poście, który podsumuje bloga. Opowiem Wam też o tajemniczym projekcie, który ostatnio pochłaniał mnie bez reszty.
Mam nadzieję, że ten rozdział spodobał Wam się. Czy Waszym zdaniem to godne zakończenie?

6 komentarzy:

  1. Jejku, byłam tu od walentynek zeszłego roku i teraz mi tak smutno:( ale wszystko dobre, co się dobrze kończy :((( [*]

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze to niedokońca wiem co napisać. Twój blog był jedyny, który naprawdę mnie zaciekawił. Zawsze będę do niego wracać. Porostu NAJLEPSZY BLOG FOREVER!

    OdpowiedzUsuń
  3. Znalazłam twojego bloga miesiąc temu i się zakochałam. Twój blog o Peetniss był najlepszy. Smutno mi z powodu tego, że to już koniec. Według mnie to zakończenie jest piękne. Twoje zakończenie wygląda tak jakby miedzy piątą, a czwartą linijką ( od końca) to wszystko się stało i to jest piękne. Twojego bloga, przeczytam pewnie z jakieś dwa razy, jak to mam w zwyczaju z dobrą książką. Nie wiem co jeszcze napisać, brak mi słów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Popłakałam sie czytając ten rozdział
    Tak długo czekałam na Peetniss <3
    I naprawdę bardzo mi przykro że twoja historia dobiegła końca
    To był jedyny blog,którego czytałam z takim zaciekawieniem i nie mogłam doczekać się kolejnego rozdziału.
    Myślę,że teraz każdy będzie odczuwał jakąś pustkę zwiazaną z zakończeniem twojego bloga
    Ale na pewno znajdą się takie osoby jak ja,które będą z chęcią wracały tutaj.
    I właśnie zapytam - czemu Katniss musiała poronić? :(
    Także chciałam ci bardzo podziękować za tę piękną historię dwójki modych ludzi po przejściach.
    Nigdy nie zapomnimy ciebie oraz twojego dzieła
    Naprawdę bardzo je kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział piękny <3,jestem nim bardzo zachwycona i wzruszona.Nareszcie nasze Peetniss <3
    Szkoda,że kończysz z blogiem ale jak to koleżanka wyżej napisała wszystko co dobre kiedyś się kończy. Będę tu często zaglądać i czytać ponownie twoje opowiadania.Cieszę się,że pisałaś tego bloga,dziękuję.
    Dlaczego akurat u ciebie Katniss poroniła?
    Czytasz jeszcze jakieś blogi i igrzyskach?

    Serdecznie cię pozdrawiam ;3, kiedyś postaram się dać jeśli mi się uda oczywiście nowego posta na mojego bloga.

    OdpowiedzUsuń