Zwykle epilogiem określa się ostatni fragment książki, który ją niejako zamyka. Epilog ma to do siebie, że rządzi się swoimi prawami. Autor może w nim zmienić postać, z punktu widzenia której opisuje historię, lub opisać wydarzenia niekoniecznie związane z akcją.
Mój blog to tzw. fan fiction. Nie jest on moją książką, a jedynie kontynuacją bestsellerowych Igrzysk Śmierci. Nie mam zamiaru opisywać dalej raz napisanej historii, która zakończyła się w poprzednim rozdziale, ale, kurczę, nie wyobrażam sobie, by zatytułować tę notkę inaczej.
Uznajmy więc, że zmiana rozmieszczenia tekstu na stronie uczyni z tego postu dostatecznie wyjątkowy fragment bloga, by zasłużył on na miano Epilogu.
Wielokrotnie już opisywałam, jak powstał ten blog, ale gwoli wspomnień napiszę tę historię raz jeszcze. Wszystko narodziło się w jednym zdaniu. Pierwszym zdaniu Prologu, które powstało w mojej głowie pewnego zimowego wieczora ponad półtora roku temu. To właśnie ono sprawiło, że napisałam też drugie zdanie, potem cały akapit.
Przez 3 wahałam się nad założeniem bloga, ale ostatecznie zdecydowałam się to zrobić. Nie żałuję. Moje skromne dzieło przyjęło Waszą aprobatę, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Jako że jest to podsumowanie, pozwolę sobie wymienić osiągnięcia, które mogą świadczyć o sukcesie tej strony.
1. Dawniej, gdy wpisywałam w google Peetniss Opowiadania mój blog nie pojawiał się nawet na pierwszej stronie. Teraz jest on pierwszym pojawiającym się wynikiem. Prawdopodobnie inny blog wkrótce go wyprze, ale miło jest mieć świadomość ulotnego tryumfu.
2. Osiągnęłam bajkową liczbę komentarzy-940. Nie liczę, ile z tego stanowią moje odpowiedzi na Wasze wiadomości, ale z pewnością Waszych jest więcej :-)
3. Liczba wyświetleń przekroczyła wartość 162 tysięcy.
4. Mam aż 77 wspaniałych obserwatorów.
Udało mi się napisać aż 69 rozdziałów(licząc też Prolog), co samo w sobie stanowi dla mnie powód do dumy. Dawniej, gdy próbowałam napisać powieść, zacinałam się na drugim rozdziale. A teraz? 69 rozdziałów. To dla mnie bajeczny wręcz sukces.
Wspominałam Wam o projekcie, który niedawno podjęłam. Otóż zabierałam się do napisania własnej książki. Ostatecznie mam już 13 stron w Open Office i chwilo się zacięłam, ale mam nadzieję, że wkrótce wrócę do prac. A jeśli nie, mam jeszcze drugi pomysł na książkę. Zobaczymy, co los przyniesie.
Spodziewałam się, że będziecie mieć nieco więcej pytań odnośnie bloga, ale najwidoczniej lubicie żyć w tajemnicy :-) Tylko szkoda, bo naprawdę chciałam odpowiedzieć na jakieś zagadnienia związane z Victorią i Adamem.
Pojawiły się jednak dwa pytania, niezwiązane z tym tematem.
Czemu Katniss poroniła?
Cóż, to doskonałe pytanie! Z pewnością każdy z Was kojarzy ostatnie rozdziały Kosogłosa. Była tam mowa o tym, że, parafrazując, Katniss z urodzeniem dzieci czekała długo i zrobiła to głównie ze względu na Peetę, który ,,tak bardzo ich pragnął''.
Naprawdę mnie to zdziwiło. Fakt, Katniss wiele przeżyła, ale u boku ukochanej osoby z pewnością wkrótce udałoby się jej mentalnie z powrotem stanąć o własnych siłach. Dlaczego więc młoda, silna kobieta, która mogłaby chcieć zbudować życie na nowo, miała opory przed ciążą i wychowaniem własnego dziecka?
Ktoś mógłby powiedzieć, że Katniss przecież nie chciała mieć dziecka, ale to bujda. W rzeczywistości nasza bohaterka po prostu nie chciała zostać matką, która musiałaby patrzeć na śmierć swoich dzieci na arenie, bądź też przeżywać ze swoimi pociechami koszmaru życia w Panem.
Można z tego wnioskować, że Katniss była bardzo troskliwa, co tylko utwierdza nas w przekonaniu, że byłaby fantastyczną matką, jak to Peeta niegdyś zauważył. Stąd też, moim zdaniem, mógł istnieć tylko jeden powód. Katniss musiała doznać jakiegoś psychicznego lub fizycznego uszczerbku w tej materii. Inne rozwiązanie nie istniało.
A co sprawia, że kobiety boją się zajść w ciążę? Odpowiedź jest prosta.
Czy czytam jakieś blogi o Igrzyskach?
Staram się co jakiś czas czytać pojedyncze rozdziały z blogów moich czytelników. Jednak muszę szczerze przyznać, że żadnego bloga nie czytałam od początku do końca. Oto wynik mojego zapracowania, a także tego, że niezbyt gustuję w czytaniu fan fiction. To dziwne, że sama napisałam fanfik, a nie lubię czytać innych dzieł tego typu, ale po prostu jestem pełna takich dziwactw.
Cóż...boję się zakończyć tego bloga. Bo zmierzam do końca, prawda? Przedłużę więc tę chwilę o kilka akapitów.
Podczas pisania wielokrotnie zdarzały mi się chwile, w których nie wiedziałam, co napisać, i miałam charakterystyczną blokadę. Były też momenty, w których chciałam bloga zawiesić. Nie zrobiłam tego jednak i jestem z tego dumna.
To dziwne, ale wielokrotnie, gdy pisałam rozdziały do późna, gdy spóźniałam się z ich publikowaniem, zastanawiałam się, jak to miło się poczuję, gdy zakończę bloga. Ale teraz...boję się zakończenia. Blog był jednym z niewielu stałych elementów, do którego zawsze mogłam wrócić. Aż strach pomyśleć, na co przeznaczę tę nową dawkę wolnego czasu.
To, że blog się kończy, wcale nie oznacza, że zniknę. Chociaż nic już raczej nie pojawi się na FP, to jednak dalej będę tam zaglądać. Jeśli kiedykolwiek będziecie chcieli ze mną porozmawiać, możecie do mnie napisać. Jeśli zechcecie powspominać stare dobre czasy na blogu, pokontemplować genialność Peety lub Katniss albo też dowiedzieć się czegoś o tym, jak idzie mi pisanie własnego książki, możecie pisać, pisać, pisać, a ja odpiszę tak szybko, jak będę mogła.
Obiecałam sobie, że nie będę płakać przy zakończeniu, a mimo to mam łzy w oczach. Będzie mi Was brakowało. Będę tęsknić za tym dreszczem emocji, gdy widziałam, że po nocy przybyło komentarzy, a w nich-Waszych ciepłych słów. Będę za Wami tęsknić, więc, proszę, nie zapomnijcie o mnie, tak, jak ja nie zapomnę nigdy o żadnym z Was. Jak już mówiłam, możecie do mnie śmiało pisać na FP. Sprawicie mi tym olbrzymią przyjemność. Z chęcią pogadam z Wami choćby o szkole czy o pogodzie :-)*
W poprzednim rozdziale prosiłam Was o refleksje odnośnie bloga i teraz przyszedł na nie czas. Wiem, że niektórzy z Was nie lubią pisać komentarzy, ale prosiłabym, żeby każdy z Was napisał chociaż jedno zdanie pożegnania. Tylko tyle. A jeśli macie ochotę na dłuższe refleksje, to z przyjemnością na nie czekam. Będę zaglądać na bloga jeszcze przez wiele dni, więc jeśli jesteś czytelnikiem, który dołączył do bloga po jego zakończeniu, Twoje refleksje również będą mile widziane.
Co najbardziej, a co najmniej Wam się podobało? Czego Wam brakowało? Co wypadałoby zmienić? Którą postać pokochaliście, a którą znienawidziliście? Jakie emocje towarzyszyły Waszemu czytaniu? Czy udało mi się Was wzruszyć, rozśmieszyć?
To tylko pytania pomocnicze. Możecie pisać na jakiekolwiek tematy i wyrażać dowolne opinie. Jeśli ktoś uważa, że jego refleksja jest zbyt osobista, to zachęcam do wysłania jej na FP mojego bloga.
Ponownie, będzie mi Was brakowało, tak bardzo, bardzo, bardzo. Jeśli ktokolwiek z Was będzie przejeżdżał przez Koszalin, to proszę też do mnie napisać. Z chęcią bym Was poznała. A jeśli nie, to piszcie, kiedy tylko chcecie.
Zaczynam powtarzać się i klepać formułki, bo boję się ostatniego zdania, co jest wprost absurdalne. Ale tak właśnie jest. Dziękuję Wam za to, że dawaliście mi siłę do pisania. Dziękuję za to, że dzięki Wam zyskałam chwile prawdziwej radości i satysfakcji. Dziękuję za to, że byliście, zawsze.
Dziś jest ostatni dzień wakacji. Coś się kończy, coś się zaczyna. Nadchodzi koniec mojego bloga, ale być może to właśnie oznacza nowy początek?
Pojawiły się jednak dwa pytania, niezwiązane z tym tematem.
Czemu Katniss poroniła?
Cóż, to doskonałe pytanie! Z pewnością każdy z Was kojarzy ostatnie rozdziały Kosogłosa. Była tam mowa o tym, że, parafrazując, Katniss z urodzeniem dzieci czekała długo i zrobiła to głównie ze względu na Peetę, który ,,tak bardzo ich pragnął''.
Naprawdę mnie to zdziwiło. Fakt, Katniss wiele przeżyła, ale u boku ukochanej osoby z pewnością wkrótce udałoby się jej mentalnie z powrotem stanąć o własnych siłach. Dlaczego więc młoda, silna kobieta, która mogłaby chcieć zbudować życie na nowo, miała opory przed ciążą i wychowaniem własnego dziecka?
Ktoś mógłby powiedzieć, że Katniss przecież nie chciała mieć dziecka, ale to bujda. W rzeczywistości nasza bohaterka po prostu nie chciała zostać matką, która musiałaby patrzeć na śmierć swoich dzieci na arenie, bądź też przeżywać ze swoimi pociechami koszmaru życia w Panem.
Można z tego wnioskować, że Katniss była bardzo troskliwa, co tylko utwierdza nas w przekonaniu, że byłaby fantastyczną matką, jak to Peeta niegdyś zauważył. Stąd też, moim zdaniem, mógł istnieć tylko jeden powód. Katniss musiała doznać jakiegoś psychicznego lub fizycznego uszczerbku w tej materii. Inne rozwiązanie nie istniało.
A co sprawia, że kobiety boją się zajść w ciążę? Odpowiedź jest prosta.
Czy czytam jakieś blogi o Igrzyskach?
Staram się co jakiś czas czytać pojedyncze rozdziały z blogów moich czytelników. Jednak muszę szczerze przyznać, że żadnego bloga nie czytałam od początku do końca. Oto wynik mojego zapracowania, a także tego, że niezbyt gustuję w czytaniu fan fiction. To dziwne, że sama napisałam fanfik, a nie lubię czytać innych dzieł tego typu, ale po prostu jestem pełna takich dziwactw.
Cóż...boję się zakończyć tego bloga. Bo zmierzam do końca, prawda? Przedłużę więc tę chwilę o kilka akapitów.
Podczas pisania wielokrotnie zdarzały mi się chwile, w których nie wiedziałam, co napisać, i miałam charakterystyczną blokadę. Były też momenty, w których chciałam bloga zawiesić. Nie zrobiłam tego jednak i jestem z tego dumna.
To dziwne, ale wielokrotnie, gdy pisałam rozdziały do późna, gdy spóźniałam się z ich publikowaniem, zastanawiałam się, jak to miło się poczuję, gdy zakończę bloga. Ale teraz...boję się zakończenia. Blog był jednym z niewielu stałych elementów, do którego zawsze mogłam wrócić. Aż strach pomyśleć, na co przeznaczę tę nową dawkę wolnego czasu.
To, że blog się kończy, wcale nie oznacza, że zniknę. Chociaż nic już raczej nie pojawi się na FP, to jednak dalej będę tam zaglądać. Jeśli kiedykolwiek będziecie chcieli ze mną porozmawiać, możecie do mnie napisać. Jeśli zechcecie powspominać stare dobre czasy na blogu, pokontemplować genialność Peety lub Katniss albo też dowiedzieć się czegoś o tym, jak idzie mi pisanie własnego książki, możecie pisać, pisać, pisać, a ja odpiszę tak szybko, jak będę mogła.
Obiecałam sobie, że nie będę płakać przy zakończeniu, a mimo to mam łzy w oczach. Będzie mi Was brakowało. Będę tęsknić za tym dreszczem emocji, gdy widziałam, że po nocy przybyło komentarzy, a w nich-Waszych ciepłych słów. Będę za Wami tęsknić, więc, proszę, nie zapomnijcie o mnie, tak, jak ja nie zapomnę nigdy o żadnym z Was. Jak już mówiłam, możecie do mnie śmiało pisać na FP. Sprawicie mi tym olbrzymią przyjemność. Z chęcią pogadam z Wami choćby o szkole czy o pogodzie :-)*
W poprzednim rozdziale prosiłam Was o refleksje odnośnie bloga i teraz przyszedł na nie czas. Wiem, że niektórzy z Was nie lubią pisać komentarzy, ale prosiłabym, żeby każdy z Was napisał chociaż jedno zdanie pożegnania. Tylko tyle. A jeśli macie ochotę na dłuższe refleksje, to z przyjemnością na nie czekam. Będę zaglądać na bloga jeszcze przez wiele dni, więc jeśli jesteś czytelnikiem, który dołączył do bloga po jego zakończeniu, Twoje refleksje również będą mile widziane.
Co najbardziej, a co najmniej Wam się podobało? Czego Wam brakowało? Co wypadałoby zmienić? Którą postać pokochaliście, a którą znienawidziliście? Jakie emocje towarzyszyły Waszemu czytaniu? Czy udało mi się Was wzruszyć, rozśmieszyć?
To tylko pytania pomocnicze. Możecie pisać na jakiekolwiek tematy i wyrażać dowolne opinie. Jeśli ktoś uważa, że jego refleksja jest zbyt osobista, to zachęcam do wysłania jej na FP mojego bloga.
Ponownie, będzie mi Was brakowało, tak bardzo, bardzo, bardzo. Jeśli ktokolwiek z Was będzie przejeżdżał przez Koszalin, to proszę też do mnie napisać. Z chęcią bym Was poznała. A jeśli nie, to piszcie, kiedy tylko chcecie.
Zaczynam powtarzać się i klepać formułki, bo boję się ostatniego zdania, co jest wprost absurdalne. Ale tak właśnie jest. Dziękuję Wam za to, że dawaliście mi siłę do pisania. Dziękuję za to, że dzięki Wam zyskałam chwile prawdziwej radości i satysfakcji. Dziękuję za to, że byliście, zawsze.
Dziś jest ostatni dzień wakacji. Coś się kończy, coś się zaczyna. Nadchodzi koniec mojego bloga, ale być może to właśnie oznacza nowy początek?
Z wyrazami miłości,
po raz ostatni
Wasza Autorka
*Uśmiech przez łzy wzruszenia.